środa, 31 października 2012

Dyniowe, wegańskie ciasto drożdżowe.



Piękną mamy zimę tej jesieni... :)

Szczęśliwie w ostatnie ciepłe dni zebrałam z rodzicami wszystkie jabłka z sadu. Ten rok był dla jabłonek bardzo dostatni, więc z dwóch drzewek zebrało nam się aż 25 dużych skrzynek.  Nie mamy ani specjalnych chłodni do ich przechowywania, ale mam nadzieje, że przetrwają przynajmniej jakiś czas. Oczekujcie w najbliższym czasie wielu przepisów z udziałem jabłek.

Jeśli ktoś z was mieszka w Warszawie i i jej zachodnich okolicach, to chętnie się nimi podzielę  :) Od pewnego czasu gdy jadę w odwiedziny do znajomych, to zabieram ze sobą minimum 5 kilo jabłek. To taki fajny prezent, bo przynosi wiele radości i kulinarnych inspiracji. A przy okazji sama sprawiam sobie przyjemność oglądając uśmiechnięte buzie, a do tego mam poczucie, że nasze zbiory nie pójdą na marne.

W piwnicy pełno jest również zebranej z pola dyni. Jest to tak niesamowicie wdzięczne warzywo.... Można go jeść zarówno na słodko jak i w wersji pikantnej. Przepisów na dania z dynią jest tysiące. Dodajemy ją do sałatek, gulaszy mięsnych i warzywnych, do sosów, zup, ciast i deserów. Ja od kilku lat stosuję mus dyni jako zamiennik żółtek w cieście drożdżowym. Nadaje ona ciastu śliczny kolor i konsystencję.

Ostatnio zainspirowana szwedzkimi ciastkami z nadzieniem cynamonowym przygotowałam ślimaczki dyniowe z korzennym musem z dyni. Ten drożdżowy wypiek, mimo że nie ma w nim jajek, jest puszysty, delikatny i mokry. a korzenny aromat nadaje mu jeszcze więcej uroku. Przepis na ciasto wzorowałam na Pumpkin Cinamon Rolls z bloga Smitten Kichen.



Drożdżowe wegańskie ślimaczki z dynią.

Składniki:

ciasto:
1 3/4 szklanki mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1 1/2 łyżeczki drożdży w proszku
1/4 szklanki ciepłego mleka roślinnego
1/4 szklanki brązowego cukru
40 g margaryny (masla roślinnego)
2/3 szklanki  musu z dyni
1 łyżka mieszanki przypraw korzennych (cynamon, imbir, gałka muszkatołowa, kardamon)

nadzienie
2/3 szklanki musu z dyni
cukier cynamonowy ( np. mieszamy 2 łyżki cukru pudru z 1 łyżeczką cynamonu)


Mleko lekko podgrzewamy a margarynę rozpuszczamy. Łączymy w misce wszystkie składniki ciasta oprócz masła i łączymy je pomagając sobie drewnianą łyżką lub szpatułką. Po wstępnym wymieszaniu, dodajemy rozpuszczone masło i rozpoczynamy zagniatanie. Ciasto można połączyć także z pomocą miksera. Ciasto drożdżowe dobrze ugniatamy i rozciągamy by potem ładnie nam urosło. Po kilku minutach powinno swobodnie odchodzić od ręki.
Jeśli ciasto wydaje się za suche, można do niego dodać odrobinę letniego mleka. natomiast gdy po długim wyrabianiu nadal się klei, możemy dosypać po trochu mąki.
Ciasto po wyrobieniu odstawiamy do rośnięcia pod przykryciem, w ciepłe miejsce, w misce lekko wysmarowanej olejem.

Do pieczenia ślimaczków używam tortownicy, której dno wykładam papierem do pieczenia

Gdy podwoi swoją objętość wyjmujemy go na stolnicę i rozwałkowujemy na prostokąt o grubości ok 1,5 cm. Na cieście rozsmarowujemy cienko mus z dyni i posypujemy cukrem z dodatkiem cynamonu lub przyprawy korzennej.
Zawijamy ciasto w roladę po dłuższym boku. kroimy na plastry o grubości ok 4 cm ( 8-9 bułeczek). Bułeczki układamy na płasko zaczynając od środka tortownicy i dalej naokoło.

Znów odstawiamy do rośnięcia w ciepłe miejsce na ok 45-60 minut aż wyraźnie urosną. W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 180 st. C. Wyrośnięte dyniowe ślimaczki pieczemy 25-30 minut aż się ładnie zarumienią.

Po wystudzeniu bułeczki możemy posypać cukrem pudrem, lub polać lukrem, ale mi najlepiej smakują samodzielnie z herbatą lub szklanką mleka.

Smacznego!

wtorek, 30 października 2012

Szybkie, dietetyczne, zdrowe sałatki na lunch z dodatkiem ryby

Ostatnio często rozmawiałam ze znajomymi na temat stołówek pracowniczych, restauracji serwujących zestawy lunchowe itp. Ja osobiście bardzo rzadko stołuję się "na mieście". Także stołówka w mojej szkole skutecznie mnie odstraszała ciągłym zapachem mielonego mięsa... Co jeść w takim wypadku, zwłaszcza jeśli staramy się dbać o linię? Ja od czasu studiów, gdy nierzadko musiałam przebywać pół dnia na uczelni, przygotowywałam sobie dania na wynos. Kanapki w moim menu pojawiają się sporadycznie więc były to przeważnie sałatki, lub inne dania które mogłam zjeść na zimno. Także w pracy w czasie przerwy śniadaniowej wyciągałam mój pojemniczek z sałatką i zaspokajałam mój brzuszek.

Niektórzy mogliby powiedzieć, że przygotowanie sałatki zajmuje dużo czasu, którego nie mają, albo stwierdzą, że sałatką nie można się najeść. Nic bardziej mylnego! Dobór rodzaju składników i sposobu ich przygotowania zależy tylko od was. Ja zależnie od pory roku przygotowywałam je z dostępnych warzyw i owoców stosownie dobierając dodatki. Tak na prawdę posiadając w swojej lodówce podstawowe składniki zawsze możemy wyczarować coś pysznego. A do tego zużywajmy resztki z kolacji, obiadu z poprzednich dni zapobiegając wyrzucaniu i marnowaniu jedzenia.

Weźmy dowolne 2-3 składniki warzywne: każdą sałatę, pomidora- świeżego lub suszonego, ogórka- świeżego lub kiszonego- konserwowego, rzodkiew, marchewkę, selera, jabłko, warzywa strączkowe;
Do tego dorzućmy jakiś białkowy dodatek np jajko na twardo, kawałek sera- np fety, tofu, lazur; kawałek przygotowanego wcześniej mięsa czy wędliny, gotowaną, wędzoną czy pieczoną rybę:
Później dopasujmy składnik węglowodanowy: ryż, kaszę, makaron, kuskus, dobre pieczywo; całość połączmy odpowiednim sosem- winegret, jogurtowy, musztardowy lub inny i już mamy kombinację kilkuset różnych sałatek!!
Wystarczy uruchomić wyobraźnię i wygospodarować trochę chęci, a będziemy jeść zdrowo także w czasie lunchu w pracy, czy na uczelni.
Po kilku epizodach z własnym pojemniczkiem lunchowym już nikt nie będzie się dziwił, ze nosicie ze sobą obiady, a wręcz zaczną wam zazdrościć tych pyszności które przygotujecie. Mogę poświadczyć własnym przykładem :)

Od tygodnia nie gotuję dużych obiadów a raczej zadowalam się właśnie szybkim lunchem. Z użyciem składników które leżały w mojej lodówce, dzień po dniu wyczarowywałam różne zdrowe dania.
Oto przykłady na lunch dla jednej osoby:



Wrapsy szpinakowe z ruccolą i łososiem.

2 naleśniki szpinakowe (lub inne)
3 łyżki dobrego gęstego jogurtu
liście ruccoli (lub szpinaku, rukwi wodnej, salaty lodowej)
świeża bazylia (lub inne świeże zioła)
1 łyżka chrzanu (lub ewentualnie majonezu)
150-200 g ugotowanego na parze łososia

Naleśnik smarujemy jogurtem wymieszanym z chrzanem. na nim układamy liście ruccoli i bazylii.
Na brzegu naleśnika układamy łososia i zawijamy całość w rulonik lekko dociskając.
Naleśniki pakujemy do szczelnego pojemniczka i zabieramy do pracy :)





Mieszanka sałat z pieczonym pstrągiem

1/2 pieczonego pstrąga bez skóry
100 g mieszanki różnych salat, szpinaku i świeżych ziół
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka octu winnego (lub soku z cytryny)
1 łyżeczka sosu sojowego
2 kromki dobrego pieczywa

Salaty wymieszać z dressingiem i podartym na kawałki mięsem pieczonego łososia. W razie potrzeby doprawić do smaku i zapakować w szczelny pojemniczek. Sałatka wyśmienicie smakuje z ulubionym pieczywem.



Sałatka z łososiem i suszonymi pomidorami

100 g ugotowanego na parze łososia
garść ruccoli
garść g liści świeżego szpinaku
3 sztuki patisonów w occie (lub małych korniszonów)
5-6 suszonych pomidorów w oliwie
2 łyżki oliwy (ze słoika z suszonymi pomidorami)
sok z cytryny
sól, pieprz do smaku (odrobina!)

Szpinak i ruccolę polewamy oliwą i sokiem z cytryny. Doprawiamy odrobiną soli i pieprzu, dodajemy suszone pomidory osączone z zalewy oliwnej a na wierzchu układamy płat gotowanego na parze łososia, pozbawionego skóry. Pakujemy w szczelne opakowanie i zabieramy do pracy. Do tego zestawu świetnie pasuje grissini. Do sałatki można też dodać ugotowany makaron.

SMACZNEGO!!

poniedziałek, 29 października 2012

Krem z dyni z mlekiem kokosowym i cieciorką. Warsztaty z NieMarnuję

W czwartkowy wieczór miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach organizowanych przez Banki Żywności wspierające kampanię "Nie marnuj jedzenia. Myśl ekologicznie." Gościła nas Warszawska Akademia Kulinarna wraz z jej założycielem, którym jest młody i entuzjastyczny kucharz Robert Harna.






Wraz z warszawskimi blogerkami kulinarnymi, laureatkami konkursu "Nie rzucaj mięsem do kosza" i wolontariuszami Banków Żywności przygotowywaliśmy przeróżne potrawy z dostępnych nam składników.

Od pierwszych chwil naszego kulinarnego spotkania dzieliliśmy się wzajemnie naszymi sposobami na nie marnowanie jedzenia. Oto jakie były nasze propozycje:
- dokładne planowanie zakupów,
- mrożenie resztek,
- produkowanie przetworów,
- przetwarzanie resztek w nowe pyszne dania,
- dzielenie się jedzeniem ze znajomymi,
- przygotowywanie porcji do zjedzenia na jeden raz,
- sprawdzanie daty przydatności,
- kontrola zawartości lodówki i spiżarni,
- odpowiednie przechowywanie żywności,
- posiadanie produktów "niezbędników" o długim terminie ważności, z których udziałem można zawsze coś przygotować (np. makaron, kasze, sos pomidorowy),
- posiadanie głodnego męża lub narzeczonego
- posiadanie głodnego męża i dorastającego syna :)




Wiele praktycznych porad udzielił nam kucharz prowadzący warsztaty.


Spotkaliśmy się w dzień makaronu, więc pierwsze potrawy powstały z jego udziałem. Z warzyw i mięsa- składników bardzo często wyrzucanych do kosza, przygotowaliśmy makaronowa ucztę. 






W czasie gotowania nieustannie toczyły się między nami kulinarne rozmowy. Dzieliliśmy się poradami dotyczącymi gotowania, doprawiania, przechowywania, przetwarzania itp...itd.
Wszystkie makarony smakowały wyśmienicie. Zostało ich sporo, ale zapakowaliśmy je w opakowania na wynos i zabraliśmy ze sobą. Taki makaron to świetny lunch na następny dzień. Można go zjeść zarazem na zimno, jak i odgrzać w piekarniku w razie potrzeby dodając odrobinę dodatków, sosu czy wody.






Dewizą naszego czwartkowego gotowania było przygotowywanie potraw sezonowych. Zajadaliśmy się między innymi daniami z dodatkiem dyni i marchewki/ Z tego połączenia wyczarowałyśmy z koleżankami pyszną zupę dyniową. Do dyspozycji miałyśmy zawartość torby z zakupami, która nie była nam znana. Naszym zadaniem było wykorzystanie każdego składnika i przygotowanie z nich dowolnego dania. Na naszym stole pojawiły się marchewki, pomidory, kawałek dyni, puszka cieciorki, śmietana kremówka, przecier pomidorowy. Uruchomiłyśmy wyobraźnię i z jednego zestawu przygotowałyśmy 2 dania na wieczorną kolację. Była to zupa z dyni i marchewki z kokosową nutą i dodatkiem ciecierzycy oraz deser z lekko karmelizowanej dyni z gruszką, bitą śmietaną i prażonymi płatkami migdałowymi. 










W innych grupach powstały sałatki, kolejny makaron i kolejna zupa dyniowa- ale tym razem na ostro. W ciągu godziny powstały bardzo kolorowe i pyszne dania pełne witamin i mikroelementów. Do ich wykorzystania używaliśmy warzyw, mięsa i dodatków, które pozornie mogły do siebie nie pasować. przepisy na stworzone przez nas potrawy znajda się niedługo na portalu niemarnuje.pl

Ja dzisiaj zaprezentuję wam zupę, którą przygotowałam wspólnie z koleżankami. 
Była wspaniała, tak samo jak te chwile spędzone na wspólnym gotowaniu. 



Zupa krem z dyni i marchewki z kokosową nutą i dodatkiem ciecierzycy.

200 g miąższu dyni
2 marchewki
1-2 pomidory
korzeń imbiru wielkości kciuka
2 ząbki czosnku
1 puszka ciecierzycy
2 łyżki przecieru pomidorowego
400 ml mleczka kokosowego
oliwa z oliwek
sos sojowy
sól

Obieramy i siekamy drobno czosnek i imbir.  Pomidory parzymy wrzątkiem i obieramy ze skórki. 
W rondelku rozgrzewamy oliwę i podsmażamy na nim czosnek z imbirem. Dodajemy do nich pokrojoną w kostkę dynię i marchew, delikatnie solimy. Podsmażamy chwilę często mieszając. Pomidora również drobno kroimy i dodajemy do rondla. Warzywa przykrywamy i dusimy do miękkości. W razie potrzeby dodajemy odrobinę przegotowanej wody. Gdy warzywa już lekko zmiękną wlewamy mleczko kokosowe i dalej gotujemy kilka minut. Zupę miksujemy i doprawiamy sosem sojowym i przecierem pomidorowym.

Wstawiamy z powrotem na ogień i dodajemy odcedzoną cieciorkę. Gotujemy na małym ogniu kilka minut, aż cieciorka się podgrzeje.

Do podania możemy użyć słodką śmietanę i uprażone nasiona dyni, czy płatki migdałowe.

Smacznego! 

piątek, 26 października 2012

Food&Friends bankiet z okazji II Urodzin z polskimi kucharzami i gościem specjalnym z dwiema gwiazdkami Michelin

Wtorkowy wieczór spędziłam na kolacji urodzinowej mojego ulubionego magazynu Food&Friends.

Grzegorz Łapanowski,
Björn Frantzén


Zaproszeni goście pojawili się w warszawskiej restauracji Concept13 na ostatnim piętrze Domu Handlowego Vitkac. Każdy z nas miał możliwość degustacji win z Włoch i Hiszpanii. Alzacja, Sycylia i inne regiony, a przede wszystkim mój ukochany Piemont... Swoją drogą przedstawiciel win piemonckich był bardzo sympatyczny i z uwielbieniem opowiadał o swoich produktach.

Do tego kelnerzy serwowali przekąski przygotowane przez kucharzy restauracji Concept13. Nie będę się chwalić jakie potrawy jadłam, bo po pierwsze, nie chcę wzbudzać zazdrości :P a po drugie nie pamiętam dokładnie wszystkich składników tych niesamowitych dań. W pamięć zapadł mi puszysty krem z buraków posypany zamrożonym kozim serem oraz mini (mikro) bułeczki z nadzieniem z kaszanki.

W trakcie trwanie bankietu funkcjonował także szwecki stół, gdzie mogliśmy posilić się pysznymi wędlinami i serami dojrzewającymi oraz rybami w szwedzkim stylu.
Na zdjęciach oglądacie przygotowywany przy nas deser. Spróbujcie zgadnąć co to jest??











Na kolacji pojawili się znani kucharze, współpracujący z magazynem Food&Friends między innymi Grzegorz Łapanowski, Robert Sowa, Tomek Jakubiak, Robert Trzópka, oraz wielu gości z Polski i z zagranicy. Gościem specjalnym był Björn Frantzén szef kuchni restauracji Frantzén/LindebergSztokholmiektóra może się pochwalić dwiema gwiazdkami Michelin. Chef opowiadał jak wygląda praca w jego restauracji, skąd biorą produkty i jak przygotowują wyśmienite, godne polecenia dania.

Kolację Food & Friends umiliło mi także spotkanie z Dominikiem Stachowiakiem Wyjadaczem Warsztatów Smaku Kuchni+ oraz z Agatą z bloga Kuchnia Agaty. Było miło, nawet bardzo :)

Magazynowi Food & Friends życzę kolejnych jeszcze bardziej udanych, pysznych i owocujących  lat na polskim rynku. Dobrze że z nami jesteście.

wtorek, 23 października 2012

Naleśniki gryczane z borowikami i serem pleśniowym

Gdy tylko pogoda dopisywała wybierałam się na spacer do lasu. Wyczytałam ostatnio, że wdychanie leśnego powietrza, może zdziałać o wiele więcej niż nam się wydaje. ważne jest nawet wśród jakich drzew spacerujemy. Wiadomo, las to samo zdrowie.  Tak na marginesie, to nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy zostawiają po spacerze, albo wręcz przywożą ze sobą śmieci do lasu. Zupełnie nie mieści mi się to w głowie...

Jak las- to spacer, kontakt z naturą, podglądanie zwierząt, jagody, jeżyny, jałowiec i... oczywiście grzyby. Ten niedaleko naszego miejsca zamieszkania okazał się nader urodziwym. Na niedzielnym spacerze nazbieraliśmy pełen kosz grzybów. Były tam maślaki, podgrzybki, koźlaki, opieńki i przepiękne borowiki (prawdziwki). kto czytał mego bloga kilka miesięcy temu wie, że zbierałam tu również śliczne jagody i jeżyny. teraz nastał sezon grzybobrania, połączony z obserwacją przyrody. Mijały nas spłoszone sarenki i jelonki a także sowy, sójki i sikorki. Na szczęście nie spotkaliśmy żadnego z porykujących jeleni :)

Podgrzybki od razu ułożyłam do suszenia, a malutkie zamarynowałam, podobnie jak maślaki. Natomiast nasze szlachetne borowiki trafiły na patelnie by umilać nam wspólny obiad. Jak zawsze pojawiły się w towarzystwie masełka i pieprzu, bo tak kocham je najbardziej, ale do grona dołączył także pleśniowy ser. Muszę wam powiedzieć, że się dogadali i polubili niesamowicie. ja też zapalałam miłością do takiego połączenia i stworzyłam z nich farsz do gryczanych naleśników.



Przepis na naleśniki gryczane znajdziecie w jednym z moich dawnych wpisów właśnie TUTAJ


Borowiki z serem pleśniowym 
(farsz do naleśników)

400 g borowików
1 srednia cebula
2 ząbki czosnku
100 ml śmietany 30%
150 g sera pleśniowego (Gorgonzola, Niva itp)
ok 3 łyżki masła
pieprz świeżo mielony
1 łyżka sosu sojowego (niekoniecznie)
sól do smaku

Oczyszczone borowiki kroimy w ok 2 cm kostkę. Na patelni zmniejszą swoją objętość.
Cebulę i czosnek obieramy i drobno siekamy. Cebulę szklimy na dużej patelni na maśle, lub oleju.
Dodajemy grzyby i masło. Po 2-3 minutach solimy delikatnie grzyby, by puściły wodę i dusimy na małym ogniu pod przykryciem aż zmiękną.
gdy borowiki są już miękkie, dodajemy sos sojowy, pieprz i śmietanę, dusimy całość aż śmietana się zredukuje. Na koniec dorzucamy porwany na male cząstki pleśniowy ser, dusimy kolejne 3 minuty, próbujemy i doprawiamy do smaku.

Tak przygotowane grzybki można użyć jako farsz do krokietów, naleśników, zjeść w formie dodatku do chleba, do mięs i na wiele innych sposobów. Szczerze polecam.

Smacznego!

A na deser pokażę Wam moje zdjęcie, dzięki któremu idę dziś na kolację z okazji II urodzin magazynu FOOD & FRIENDS. Wkrótce podzielę się wrażeniami.



poniedziałek, 22 października 2012

Tarta z koprem włoskim i wędzonym łososiem na cieście francuskim



On the road again...

Jadę sobie... znów na jakiś czas zmieniam dom na ten rodzinny. Tym razem przerwa między podróżami będzie większa i dłużej zabaluje na podwarszawskiej wsi. Mam nadzieje, że nie będzie tu zbyt dużo tęsknych wpisów.

Tym razem trasa Zebrzydowice-Warszawa, cały ten czas czas umilała mi lektura książki i pewien francuski film. Był niesamowity... dowcipny, słodki, delikatny, pełen uroku i miłości, a do tego mocno czekoladowy.

W Polsce ten film zaprezentowano jako "Przepis na miłość". Oryginalny tytuł to Les Emotifs Anonymes, który  ja przetłumaczyłabym jako Anonimowi Wrażliwcy. Opowiada on o pewnym mężczyźnie, nadwrażliwcu, który jest właścicielem upadającej fabryki czekolady. Mówi także o pewnej kobiecie, nadwrażliwej, która potrafi stworzyć najwspanialsze pralinki na świecie. Pewnego dnia Ona trafia do Jego fabryki i zaczyna w niej pracę, ale nie w takiej roli jaka by się jej należała. Jest zbyt nieśmiała by wyjawić swoją małą tajemnicę. On na co dzień zgrywa twardziela, ale boi się kontaktów z obcymi ludźmi i nigdy nie pozwolił sobie na dotyk, zaangażowanie i miłość. Ona zwierza się i otrzymuje pomoc  w grupie wsparcia. On chodzi do psychologa, który daje mu różne zadania. Od początku wydają się dla siebie stworzeni, ale czy będą w stanie wyrazić swoje emocje, podzielić się uczuciami, otworzyć się na siebie i świat a do tego uratować podupadłą fabrykę czekolady?

Przepis na miłość to film pełen nieskrywanego uroku, w którym smak gorzkiej czekolady i rozpływających się w ustach pralinek relaksuje z każdą minutą oglądania. Widzimy w nim postaci dość wyraziste, ale nie przerysowane, których natura wyposażyła w pewne blokady. W trakcie seansu zdajemy sobie sprawę, że my też mamy w życiu takie chwile, gdy strach nas paraliżuje, gdy nie mamy siły by pójść jeden krok dalej, znaleźć w sobie odwagę by zapanować nad własnym życiem i spełniać swoje marzenia.
Les Emotifs Anonyme to tez śliczne zdjęcia i piękna muzyka, to nieziemski smak gorzkiej czekolady i bardzo dobre kreacje aktorskie.
Osobiście rzadko oglądam francuskie filmy, ale ten mnie po prostu urzekł. Serdecznie go polecam.
Ech. Jak cudownie było z nim spędzić 1 godzinę i 15 minut w pociągu do Warszawy :)

Na deser, scena, która sprawiła, że w moim oku pojawiła się mała łezka wzruszenia i wielki uśmiech na twarzy.


Musiałam wyglądać ciekawie- wpatrzona w monitor z tym wielkim, nieskrywanym uśmiechem :D

Jako przekąskę do wyśmienitego francuskiego filmu proponuję pyszną tartę o anyżkowym aromacie i wyrazistym smaku wędzonego łososia na kruchym francuskim cieście



Tarta z koprem włoskim i wędzonym łososiem na cieście francuskim

Składniki:

1 płat ciasta francuskiego
1 korzeń kopru włoskiego
100 g  łososia wędzonego na zimno
2 jajka
100 ml mleka
1 łyżeczka świeżo zmielonego pieprzu
1/4 łyżeczki ziaren anyżu
sól
oliwa z oliwek

Piekarnik rozgrzewamy do 200 st.C.
 Koper włoski dokładnie myjemy i kroimy po długości w niezbyt grube plastry. Skrapiamy go lekko oliwą z oliwek i wstawiamy na 10 minut pod mocno rozgrzany grill w piekarniku, lub smażymy na patelni grillowej. Zależy mi tutaj by koper lekko zmiękł i się delikatnie skarmelizował.
Jajka roztrzepujemy i łączymy z mlekiem. Doprawiamy pieprzem, anyżem i odrobiną soli. Pamiętajmy że wędzony łosoś, też jest słony. łososia- jeśli jest w plastrach- rwiemy na małe płatki; jeśli jest w kawałku- kroimy na cieniutkie plasterki.

Ciasto francuskie rozwałkowujemy- dopasowując do formy do farty. Wykładamy nim formę, a nadmiar odkrawamy. Na środku układamy plastry kopru włoskiego na zmianę z łososiem. Na tartę wylewamy mieszankę jajeczno- mleczną. Poruszmy formą lekko na boki by płyn miał szansę trafić w każdy zakamarek.

Tartę wstawiamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy ok 25 minut, do momentu gdy masa się dobrze zetnie i lekko zarumieni.

Tartę można podawać od razu na ciepło w towarzystwie lekkiej sałatki, lub na zimno, jako przekąska, czy przystawka.

Smacznego!

piątek, 19 października 2012

Przetwory. Gruszki w syropie korzennym. Krótka relacja z wystawy florystycznej Flora Olomouc

W miniony weekend odwiedziłam z moim ukochanym czeskie miasto Ołomuniec (Olomouc). Naszym celem tym razem nie było jego zwiedzanie, bo byliśmy tam już kilka razy. A tak przy okazji, to bardzo ładne miasto, więc polecam odwiedzić, jeśli będzie gdzieś na waszej trasie podróży.



Naszym celem była jesienna wystawa kwiatów owoców i warzyw Floro Olomouc, połączona z festiwalem gastronomii i napojów.  Jest to impreza, która odbywa się w tym mieście cyklicznie dwa razy do roku.
 Festiwal odbywa się na terenie dużego parku miejskiego, w którym znajduje się kilka hal wystawienniczych,  szklarnie z roślinami egzotycznymi, a w alejkach i namiotach zorganizowanych jest wiele innych stoisk.




W trakcie wystawy mogliśmy podziwiać kompozycje kwiatowe w tym różne odmiany chryzantem, a także wiele odmian warzyw i owoców z czeskich sadów i gospodarstw.  Wielka szkoda, ze przy okazji te wszystkie piękności ni były sprzedawane.



W namiocie gastronomicznym mieliśmy możliwość spróbować zdrowego jedzenia- czeskich serów, miodów i pieczywa, jak również wziąć udział w degustacji win z Moraw. Zaopatrzyliśmy się tam w oscypki i bardzo dobre czeskie wina.



Na stoiskach w parku mogliśmy kupić w zasadzie wszystko :) Czesi takie wydarzenia traktują jak targi, na których można zaopatrzyć się w ubrania, obuwie i różne tandetne gadżety i bibeloty. Ale znalazło tam się również miejsce dla wielu sadzonek drzew i krzewów owocowych, cebulki kwiatów i przeróżne nasiona. W sprzedaży przodowały stragany z czeskim, polskim i węgierskim czosnkiem.


W hali z wystawa owoców zachwyciły mnie kompozycje z jabłek i gruszek. najchętniej spróbowałabym prawie każdego owocu, bo ciekawił mnie smak nowych nieznanych mi odmian, a i te znajome wyglądały i pachniały kusząco.

Warzywa tez wzbudziły nasze spore zainteresowanie. Wiele odmian kalafiorów, brokułów, marchwi i innych warzyw... jak oni je odróżniają, jeśli wyglądają identycznie?


Dzień w Ołomuńcu był słoneczny, piękny i smakowity. Myślę, że za pół roku też na wystawie Flora zawitamy. :) Bardzo żałuję, że przy okazji wystawy producenci nie sprzedawali swoich wyrobów. Na pewno skusiłabym się na te śliczne papryczki, żółte marchewki, czy zielonego kalafiora a i jabłuszka i gruszki znalazłyby miejsce w naszym mieszkanku. No cóż, tacy są Czesi, nie wiem co oni z tymi warzywami robią, bo na pewno nie widzę ich w sklepach...

Pisałam niedawno, ze znalazłam koło lasu wielka gruszkę ulęgałkę- czyli jej zdziczałą wersję z malymi gruszkami. Jej owoce po prostu mnie zauroczyły i już przy zbieraniu wiedziałam, że wylądują w słoiczkach z syropem... są takie śliczne i pyszne mmmm...



Gruszki ulęgałki w syropie korzennym

składniki:
1,5 kg gruszek (małych i twardych)
1 szklanka cukru
1 litr wody
1 cytryna sok i skórka
kilka goździków
kawałek kory cynamonowej
korzeń imbiru wielkości kciuka
1 gwiazdka anyżu



W dużym garnku gotujemy syrop korzenny dodając do niego wszystkie składniki oprócz gruszek.
Gruszki obieramy i ścinamy im "wąsiki" na spodzie, ogonki zostawiamy. Ja wkładam je do wody z 2 łyżkami octu, by nie ściemniały.
Gdy syrop już się zagotuje wrzucamy do niego gruszki i gotujemy je przez kilka minut na średnim ogniu. Najlepiej gotować je stopniowo. Gruszki powinny lekko zmięknąć i jeśli używamy malutkich gruszek, nie potrwa to dłużej niż 5 minut.
W słoikach najpierw układamy gruszki, które następnie zalewamy gorącym syropem. Rozdzielamy goździki i imbir między wszystkie słoiczki.
Słoiki dobrze dokręcamy i stawiamy do góry dnem. Gruszki można także pasteryzować. W tym wypadku gotujemy słoiczki w garnku wyłożonym ściereczką i  wypełniony wodą do 3/4 wysokości słoików. Gotujemy ok 15 minut od momentu gdy woda zacznie bulgotać.