czwartek, 30 sierpnia 2012

PRZETWORY. Ogórki lub patisony w musztardzie.

Dzisiaj znowu expresowy wpis. Pochłonęła mnie mania przetwórstwa owocowo - warzywnego. Pełno tu tego na mnie czekało. Z owoców- maliny, borówki, aronie i jabłka. Z warzyw- dynia piżmowa, cukinie, buraki, ogórki i patisony. Do tego wiele spotkań, wiele pięknych rozmów i wspólnie spędzonego czasu. Parę smacznych dań, kilka wypadów na rower i lody a to jeszcze nie koniec.
Ciężko jest mi jeszcze w tym całym zgiełku znaleźć czas na pisanie. Teraz właśnie skończyłam obiadek i za kilka minut wracam do borówek, a potem jadę z nimi do koleżanki, by także z nią zjeść coś pysznego i obgadać ostatni miesiąc. Do dzieła i uciekam na działkę!

Przepis zaczerpnięty z dodatku do magazyny Pani Domu z 2006 roku.



Ogórki lub patisony w musztardzie

1 kg patisonów (lub ogórków)
1 szklanka octu
1/2 szklanki cukru
2 łyżki soli
4 łyżki ostrej musztardy
1 litr wody
Przyprawy:
gorczyca, pieprz, ziele angielskie, czosnek

Patisony umyć, odkroić ogonki i resztki kwiatów (jeśli są) i osuszyć. Jeśli używasz ogórki- należy je umyć i osuszyć. Warzywa ułożyć dość ścisło w słoikach. Ja dobieram patisony o podobnej wielkości, by wszystkie w jednym słoiku smakowały podobnie.
Do każdego słoiczka wrzucamy po ok 1/2 łyżeczki przypraw (lub więcej wg upodobania) oraz 1/2 lub cały ząbek czosnku.
Wodę zagotować z octem, cukrem i solą i  musztardą. Uważaj, ponieważ niepilnowana zalewa może wykipieć.
Patisony  zalewamy gorącą zalewą i zakręcamy słoiczki. Wstawiamy do pasteryzacji na 10-15 minut, wyjmujemy, odwracamy słoiki do góry dnem, sprawdzając czy nakrętki są szczelne i zostawiamy w przewiewnym miejscu do wystygnięcia.
Przechowujemy w chłodnym miejscu, aż do zimy, ale oczywiście próbować można już po kilku dniach.

Smacznego!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Owocowe Sushi Maki czyli nietypowy deser po Szkole na Widelcu

Szkoła na Widelcu wraz ze Slow Food Youth i Zielonym Jazdowem organizowali w wakacje niedzielne kursy gotowania dla dzieci. Pisałam ostatnio, że wybrałam się na spotkanie piknikowe- piątkowe i świetnie się na nim czułam, ale niedziela z dzieciakami to jeszcze inna bajka.

Jestem, jak by nie było, nauczycielką, więc temat dzieci jest mi bliski i znany. Z olbrzymim uśmiechem na twarzy patrzyłam na maluchy które w pełnym skupieniu przygotowywały sałatki z darów łąk i lasów. Najpierw wykazały się  swoją wiedzą na temat roślinek, które możemy znaleźć w lesie i zjeść. Mogły posmakować malinki prosto z lasu, napić się soku z brzozy i zobaczyć jak wyglądają boczniaki. Te maluchy oczywiście już same mogły pochwalić się nie lada wiedzą na temat przechowywania i przetwarzania owoców. Ale dla wszystkich nowością była przygotowana  własnoręcznie sałatka z surowego kalafiora. Każdy z nich dostał własny fartuszek, deseczkę nożyk i miseczki oraz podstawowe składniki, które lądowały w dużej wspólnej misie.

 Podziwiałam zwinne ręce jednego z chłopców- ok 7 latka który zwinnymi rączkami rwał na różyczki kalafiora, obierał i kroił pieczarkę, a także ścierał czosnek. Za każdym razem, gdy przechodził do następnego składnika, czyścił sobie deseczkę za pomocą noża, zgarniając małe resztki. A gdy pokazałam mu trick na zgniatanie czosnku- by było go łatwiej posiekać, wykonał go po prostu po mistrzowsku... To jeszcze nie wszystko. W zasadzie każdy z uczestników (także obserwujący rodzice) wcinał ze smakiem własnoręcznie przygotowaną sałatkę warzywną. To świadczy o tym o ile lepiej pobudza apetyt małego szkraba jedzenie, które sam może przygotować. Myślę, że takie dziecięce gotowanie i próbowanie wszystkich możliwych potraw jest dla dzieciaków niesamowicie ważne już od pierwszych lat życia. Na początku to mogą być owoce drewniane, plastikowe, którymi dziecko się bawi. Ale oprócz tego niech trzyma w rączce to jabłuszko, tego banana i niech go sobie trochę pomiętosi i pomemła i popróbuje. Nie rozumiem, dlaczego mamy tak często uciekają się do używania przecierów ze słoika. One mają być niby zdrowsze niż takie przygotowane w domu? Nigdy w to nie uwierzę.  Kontakt ze zdrowym i pełnym smaku a nie cukru (!) jedzeniem jest szalenie istotny dla rozwoju preferencji smakowych dziecka.

W dalszej części warsztatów maluchy przygotowywały sałatkę owocową. Do wyboru mieli malinki, truskawki, borówki, porzeczki, zmieszane z twarożkiem, miodem, sokiem malinowym lub żurawinowym, listkami mięty i melisy oraz naturalną galaretką (przygotowaną w domu- bez żelatyny- z naturalnych soków) Inwencja twórcza mojego małego kolegi wzbudzała we mnie podziw. W krótkim czasie na jego talerzu powstały przynajmniej trzy kompozycje z rzeczonych składników. Jak nic rodzi się nowy talent kulinarny.
Także tym razem dzieci zaskakiwały- nie przeszkadzał im wcale kwaśny smak porzeczek, a wręcz był pożądany. Nawet ci mali kucharze, którzy na początku tego, czy tamtego nie chcieli posiadać na swoim talerzu, w końcu zjadali wszystko. Aż miło było patrzeć.

Gdy jeszcze pracowałam w szkole z własnej inicjatywy organizowałam moim dzieciakom takie mini warsztaty. Zawsze cieszyły mnie reakcje moich pierwszaków. Gdy przychodził dzień, z lekcja o gotowaniu, od rana padały pytania: "kiedy będziemy gotować?", "Możemy już wyjąć deski?", "Kiedy już będzie ta lekcja z jedzeniem?" A te rozmowy w trakcie krojenia, smarowania, dekorowania i w końcu w czasie jedzenia.... po prostu bezcenne... powinnam to zapisywać :)
A co jedliśmy? Przeróżne pasty do chleba i fantazyjne z nimi kanapki, tosty w kształcie serduszka na dzień mamy, mazurki na święta, sałatki itp. Dla mnie były to jedne z najfajniejszych dni w szkole.

Ja w domku przygotowałam za to coś zupełnie nietypowego jak na owoce. Poczułam nieodpartą chęć na sushi maki, a że w domu żadna ryba nie przebywała aktualnie w lodówce, to w obrót poszły owoce. Oczywiście wyż przygotowałam w troszkę inny sposób niż tradycyjnie, bo na słodko. Od pewnego czasu sushi to jedno z moich dań ulubionych oraz pokazowych, pewniaków na imprezy. Każdy wie, że kocham także owoce, a więc stwierdziłam, że "raz kozie śmierć" i spróbowałam zawinąć je w ryż i glony.
Dla opornych  pożeraczy glonów, wymyśliłam także wersję roladek w papierze ryżowym. Na przykład dla mojego kochanego, któremu nori źle się kojarzą, nie pytajcie dlaczego :)

A więc do dzieła! Zachęcam do spróbowania na własnym gruncie i piszcie jak wam smakowało.



Owocowe Deserowe Sushi Maki
(autor. Monika Bukowska)


1 szklanka ryżu do sushi
4 łyżeczki octu ryżowego
3 łyżeczki cukru
4 łyżeczki syropu z dzikiego bzu
skórka otarta z 1 cytryny

1 nektarynka
1 małe kwaskowe jabłko
1 kiwi
1 kawałek arbuza


3-4  arkusze nori (lub kilka płatów papieru ryżowego)
Miód (lub syrop z agavy)

1 szklanka mrozonej czarnej porzeczki (lub jagody)
2 łyżki brązowego cukru

Ryż płuczemy na sicie zimną wodą, następnie w miseczce moczymy przez 20 minut w świeżej wodzie. Odcedzamy i gotujemy w 1 szklance wrzątku. Zagotowujemy i trzymamy przez 3 minuty na ogniu, często mieszając. Zmniejszamy ogień do minimum i trzymamy na ogniu pod przykryciem przez ok 10 minu, także ciężko mieszając. Wyłączamy ogień i odstawiamy na 15 minut pod przykryciem.

Łączymy ze sobą syrop z czarnego bzu, szczyptę soli, cukier i ocet winny. Dodajemy do ryżu razem ze skórką cytrynową i mieszamy przez kilka minut przy okazji ochladzając jego ziarna.

Owoce obieramy i kroimy w słópki 0,5 cm słupki. Skraplamy je sokiem z cytryny by nie ściemniały.
Układamy Nori na macie do zawijania sushi. Na ¾ powierzchni rozsmarowujemy cienko ryż. Na jednym brzegu układamy owoce równolegle do brzegu którym będziemy zwijać sushi. Owoce można dodatkowo skropić odrobiną miodu lub syropu z agawy czy kwiatów czarnego bzu.

Chwytając za brzeg maty do zawijania zaczynamy zawijanie sushi.  Tworzymy rulonik i dobrze go dociskamy. Dalej zawijamy sushi pomagając sobie matą i znów dobrze dociskamy. Odkryty brzeg nori smarujemy odrobiną wody i dokladnie sklejamy całą roladę.

Te same czynności powtarzamy z resztą składników.
Roladki kroimy na 2 cm plastry za pomocą ostrego, zamoczonego w zimnej wodzie noża. Sushi Maki układamy na płasko na talerzu.

By przygotować sos, wrzucamy porzeczki do rondla bez wcześniejszego rozmrażania, wsypujemy cukier i dusimy na malym ogniu aż lekko zgęstnieje. Studzimy.
Owocowe sushi Maki podajemy z miodem i sosem z czarnej porzeczki.


Do wersji z papierem ryżowym owoce i ryż przygotowujemy identycznie. Arkusz papieru ryżowego moczymy przez 5 sekund w szerokiej misce z letnią wodą. Układamy papier na talerzu i układamy ryż i owoce na jednym brzegu koła, ale ok 2 cm bliżej jego środka, niż w przypadku sajgonek  Instrukcja zwijania sajgonek jest to przeważnie umieszczona na opakowaniu, ciężko ją wyjaśnić słowami.
Farsz zawijamy ściśle w papier ryżowy według instrukcji. Gotowe ruloniki od razu kroimy na 4 porcje i ustawiamy pionowo na talerzu. Podajemy podobnie jak sushi maki z sosem i miodem.

Smacznego!

niedziela, 26 sierpnia 2012

Pierwsze Spotkanie ze Slow Food Youth i moja szarlotka gryczana oraz mufinki dyniowe z malinami




W miniony piątek wybrałam się na piknikowe spotkanie organizacji Slow Food Youth Warszawa. Sama idea Slow Food jest mi bardzo bliska. Usłyszałam o niej już podczas pobytu w Turynie kilka lat temu.

Organizacja powstała na początku lat dziewięćdziesiątych w Piemoncie jako odpowiedź na rozpowszechniający się na całym świecie Fast Food. Ich wizja opiera się na idei, ze kiedyś wszyscy ludzie będą chcieli i mogli jeść zdrowo, lokalnie, smacznie i bez naruszenia norm środowiska, norm pracy itp. Slow Food wspiera lokalnych producentów, którzy opierają się na naturalnych metodach produkcji żywności.  Ponadto, zachęca ludzi do kupowania lokalnego jedzenia i wspierania, tak na prawdę swoich sąsiadów, przyczyniając się zarazem do ochrony środowiska.

Slow Food Youth Warszawa w te wakacje zapraszało Warszawiaków na pikniki i warsztaty kulinarne zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Pod hasłem Slow It Down Warszawo powstawały bajeczne dania na różne tematy:  Zioła i kwiaty jadalne, Ryby, Miód i pszczoły oraz Owoce Sezonowe. Krótkie fotograficzne relacji z tych spotkań możecie znaleźć na ich stronie na Facebooku (slowitdown. Warszawo)


Ja i moje wypieki pojawiliśmy się w Zielonym Jazdowie po raz pierwszy w piątek na pikniku pod hasłem owoców sezonowych. Wyczytałam wcześniej, ze mogę przynieść coś z owocami, co będzie sprzedane a dochód wesprze organizację a więc wzięłam się do roboty, upiekłam co nieco, przytachałam pod Zamek Ujazdowski, ustawiłam na stoliku z innymi pysznościami i dalej przyjemnie spędzałam czas. Poznałam kilka miłych i interesujących osób, które w SFY-Warszawa działają już od jakiegoś czasu. Na pewno nie będzie to moje z nimi ostatnie spotkanie :)

A co dobrego sprzedawaliśmy i próbowaliśmy? Zacznę od dań na ciepło. Do degustacji przygotowane zostały pyszne grzanki z dobrego pieczywa, na którym na kozim serku wylądowały duszone kurki, borówki amerykańskie i mięta. Oprócz tego polska śliwka brzoskwiniowa owinięta w cieniutki pasek boczku, podana z kozim serem i listkiem mięty, oraz długo duszona wołowina, wcześniej marynowana z jałowcem i podana na nietypowej sałatce ziemniaczanej udekorowana porzeczkami i tymiankiem. Co do tej ostatniej potrawy mogę się mylić- bo z mięsem nie jestem za pan brat.





 W dalszej części stołu znalazły się : biszkopt i do niego miseczki z bajkowymi musami z jabłek antonówek z ogrodu jednej z koleżanek. W szaleństwie przetworów wyczarowała ona musy o różnych smakach- tradycyjny, ze skórką z czerwonej pomarańczy, korzenny, miętowy, ale mój aplauz zebrały mus tymiankowy i rozmarynowy. Taki smak mi osobiście odpowiada i pozostawia miły "aftertaste" na języku i podniebieniu. Pycha.

 A co do picia? Tutaj do degustacji mieliśmy "Arbuziadę" czyli lemoniadę arbuzową przygotowaną z cząstek aromatycznego arbuza, mięty, wody i odrobiny miodu.  Napój idealny na lato, bardzo orzeźwiający. Wszystko było bardzo smaczne, a do tego podane na jadalnych (!) talerzach zrobionych z otrębów gryczanych(!). Coś niesamowitego...







Spod mojej ręki wyszły dwa wypieki. Pierwsza powstała wegańska szarlotka sypana z mąki gryczanej z orzechami włoskimi i borówkami amerykańskimi. Po niej w piecu wylądowały pełnoziarniste dyniowe muffinki z malinami. Bardzo ucieszył mnie fakt, że moja szarlotka, choć dość nietypowa, cieszyła się powodzeniem, a  co najważniejsze- smakowała! Muffinki wpadły w oko szczególnie najmłodszym gościom pikniku.

Wszystkie dania które wspólnie oferowaliśmy powstały z produktów rodzimej, albo nawet domowej produkcji i hodowli - chociażby borówki amerykańskie i maliny z mojego ogródka, jabłka z ogrodu Boli oraz inne owoce z lokalnych bazarków i zaufanych hodowców.

Mimo kiepskiej pogody humory dopisywały wszystkim uczestnikom pikniku, szkoda że to już koniec wakacji, bo chętnie wybrałabym się na posiadówę na kocyku, albo pobujała się w hamaku w Zielonym Jazdowie jeszcze raz, albo dwa, no może nawet i trzy...

Polecam wszystkim każde wydarzenie, które jest organizowane przez Slow Food i Slow Food Youth w Warszawie. Widać, że ludzie którzy w nich uczestniczą robią to z pasją i potrafią zarażać swoją miłością do zdrowego- dobrego jedzenia.

Jako puenta pojawi się przepis na szarlotkę gryczaną mojej produkcji. Jej smak jest dość nietypowy, a zarazem intrygujący i na prawdę wyśmienity.Co więcej, przygotowuje się ją w ekspresowym tempie. Jeść można od razu, ale najlepiej zostawić ją na kilka godzin do ostygnięcia- wtedy łatwiej się ją kroi.
Spróbujcie, a się przekonacie, że warto.

Po lewej moje mufiny i ciasto. Niestety jest to jedyne zdjęcie wypieków jakie posiadam...

Gryczana szarlotka sypana z borówkami
(przepis wegański)

Składniki na tortownicę (23cm)

1 szklanka mąki gryczanej
1 szklanka kaszy mannej
1/2 szklanki cukru trzcinowego (+ 2 łyżki do posypania jabłek)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 gram margaryny (schłodzonej)
2 łyżeczki mielonego cynamonu
3-4 łyżki posiekanych orzechów włoskich
1/2 szklanki borówek amerykańskich
5 dużych kwaskowych jabłek (antonówki, szare renety)

W jednym naczyniu zmieszać mąkę gryczaną z kaszą, proszkiem dopieczenia i cukrem trzcinowym.
Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia i smarujemy grubo margaryną. Na dno wysypujemy troszkę więcej niż połowę mieszanki mącznej i posypujemy ją orzechami włoskimi.
Jabłka obieramy i bez wycinania środka wkładamy do miski z wodą z dodatkiem 2 łyżek zwykłego octu, by jabłka nie ściemniały. Gdy obierzemy już wszystkie, wyjmujemy po jednym odrobinę je osuszamy i ścieramy najlepiej bezpośrednio do tortownicy. Ja ścieram całe jabłko aż do ogryzka, który oczywiście później wyrzucam (albo przerabiam na pektynę do dżemu :)
Piekarnik rozgrzewamy do 180'C.
Gdy zetrzemy już 3 jabłka, posypujemy je połową cynamonu, łyżką cukru trzcinowego i borówkami. Ścieramy resztę jabłek, przykrywamy nimi poprzednią warstwę, doprawiamy resztą cukru i cynamonu. Na wierzchu szarlotki rozsypujemy równomiernie resztę mieszanki mącznej.
Schłodzoną margarynę kroimy na cienkie plasterki i pokrywamy nimi cały wierzch ciasta. Szarlotkę wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez 50 minut.

Szarlotkę najlepiej odstawić do całkowitego ostygnięcia, ale ja często zjadam ją gdy jest jeszcze lekko ciepła. Można ją także podgrzać przed podaniem, posypać dodatkową ilością cynamonu, lub cukru z cynamonem i ułożyć na talerzu w towarzystwie lodów waniliowych albo syropu jagodowego....PYYszota

Smacznego!

sobota, 25 sierpnia 2012

Nadziewana papryka z brązowym ryżem, czyli mania nadziewania

Wróciłam do domu. Znów pospacerowałam po ogrodzie i zebrałam to i tamto na śniadanko, obiad, kolację... Z niecierpliwością czekałam na dynie, które w lipcu zostawiłam malutkie i zielone na krzaczkach. Ucieszyłam się niezmiernie, gdy zerwałam, zaprowadziłam do domu, pokroiłam i ugotowałam na parze moją nową przyjaciółkę. Poezja... Jest to dynia piżmowa czyli Butternut Squash- taka jaką znajdujemy w wielu brytyjskich przepisach. Obrodziła przepięknie, więc czuję, ze będzie dużo dyniowych przepisów. Obok jeszcze rosną patisonki, cukinie i ogóreczki.... a więc kolejna dawka przetworów przede mną.

Na krzakach obok dojrzewają jeszcze ostatnie borówki, maliny czerwienią się pełnią chwały, oraz czekające już na mnie kilogramy aronii. Ach już się cieszę :) Póki co zaprezentuję przepis, który powstał jeszcze w Roznovie. Jest on wyrazem mojej pasji do nadziewania warzyw. Do tego celu nie używam mięsa, ale znów- warzyw i kasz lub ryżu. Tak na prawdę nafaszerować możemy przeróżne warzywka zaczynając od pomidorów, przez kalarepki, cukinie, dynie, papryki aż po kwiaty cukinii. Jako podstawę nadzienia wykorzystuję przeróżne kasze- jaglaną, kukurydzianą, kus-kus, jęczmienną, gryczaną, oraz ryż brązowy, a do tego przeróżne warzywa i przyprawy. To na prawdę fajna zabawa.
Tak dla przykładu wygląda zestaw warzyw z nadzieniem z kaszy kus-kus w moim wykonaniu:




Dziś przedstawiam przepis na nadziewaną paprykę. Ten przepis znalazł się również na stronie www.niemarnuje.pl w mojej zakładce (tu). W ten sposób wspieram akcję "NIE MARNUJ JEDZENIA. MYŚL EKOLOGICZNIE".  Jak widzicie wiele warzyw nadaje się do faszerowania, nadziewania, wszystko zależy od waszej wyobraźni. Co więcej, możecie puścić wodze fantazji i eksperymentować w przygotowywaniu farszu zużywają resztki z poprzednich posiłków. Nadają się do tego wszelkie kasze, ryż, gotowane warzywa czy kawałki mięsa, wędlin, końcówki sera. Próbujcie nadzienia, doprawiajcie go według gustu i śmiało nadziewajcie wasze warzywka :)



Papryka nadziewana brązowym ryżem
(autor.Monika Bukowska)

Składniki:
1 torebka brązowego ryżu
2 duże podłużne papryki (lub zwyklej)
½ szklanki przecieru pomidorowego
1 pomidor
½ średniej cukinii
1 średnia cebula
2-3 łyżki grubego szczypioru
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka przyprawy prowansalskiej
2 łyżki startego parmezanu (lub innego twardego sera- np. Bursztyn)
świeżo starty pieprz

Ryż ugotować według przepisu na opakowaniu- skracając czas gotowanie o 5 minut. Można użyć ryż, jaki pozostał z poprzedniego obiadu.
Cebulę drobno posiekać i wrzucić na patelnię na rozgrzaną oliwę. Cukinię pokroić na niewielkie kawałki i po kilki gdy cebula lekko zmięknie dorzucić na patelnię. Dusić razem przez 5 minut.

Pomidor sparzyć we wrzątku i obrać ze skóry, pokroić na małe kawałki, dorzucić na patelnię. Warzywa dusić razem przez kolejne 5 minut, po czym dolać przecier pomidorowy i wrzucić ugotowany ryż.  Całość podsmażać przez kilka minut aż wyparuje nadmiar płynu a warzywa i ryż lekko  zmiękną. Zdejmujemy z ognia, dodajemy starty parmezan, zioła i pieprz do smaku.

Podłużną paprykę przekroić wzdłuż, wydrążyć gniazdo nasienne i wyciąć białe błonki. Jeśli używamy zwykłej papryki- odcinamy „daszek” i również pozbawiamy pestek i białych błonek.
Paprykę wypełniamy nadzieniem, układamy na blaszce do pieczenia i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200’C. Pieczemy przez ok 20 minut, aż skórka papryki lekko się zbrązowi.



Danie można podać jako przystawkę, lub jako dodatek do dania głównego.

Smacznego!

środa, 22 sierpnia 2012

Zdrowa surówka z marchewki i selera. Szybki dietetyczny lunch peen witamin

W letnie dni nie mamy czasem ochoty na jedzenie czegokolwiek. pamiętam, że gdy byliśmy w Grecji kilka lat temu to akurat Ateny przywitały nas 40 stopniowym upałem (w cieniu). Jedyna rzecz jaka mieściła mi się wtedy w żołądku to zimne frappe, no albo ostatecznie lody najlepiej w formie sorbetu. Natomiast gdy gorąc trochę zelżał przychodziła pora na małe co nieco. Najlepiej wtedy smakowała prawdziwa sałatka grecka z dużym płatem fety z koziego mleka, świeżym oregano i pyszna grecką oliwą. Oliwę z Grecji używam aż do teraz, bo akurat jeden ze sklepów tu na miejscu sprowadza tą, która tam mi tak bardzo zasmakowała.

W letnie dni gdy robię sobie przerwę na lunch, także potrzebuję czegoś lekkiego, ale pożywnego i oczywiście zdrowego. W moim menu królują sałatki z surowych warzyw ze świeżym dressingiem i kromką domowego chlebka, albo chrupkiego pieczywka.

Dzisiaj proponuję bardzo prostą i smaczną surówkę z marchewki i selera. Dodatek jabłka i rodzynek sprawia że ma ona lekko słodki smak, mimo że nie ma w niej grama cukru. Sałatka zapakowana w szczelny pojemniczek z pokrywką ląduje w torbie i możemy ją swobodnie zabrać do pracy, na studia, czy na piknik. Przygotowanie zajmuje 5 do 10 minut, a będziemy mieli wartościowy posiłek pełen witamin i bez zbędnych konserwantów, czy nadmiaru cukru. Polecam.



Surówka z marchewki i selera

(1 duża porcja)
Składniki:
1 duża marchewka
1/2 selera korzeniowego
1 male jabłko
2 łyżki rodzynek
1 łyżka domowego majonezu
1 łyżeczka chrzanu (niekoniecznie)
sok z cytryny do smaku.

Marchewką, selera i jabłko obieramy i ścieramy na drobny oczkach do jednej miski. Od razu skraplamy sokiem z cytryny by seler i jabłko nie ściemniały. Rodzynki można uprzednio namoczyć przez kilka minut w cieplej wodzie, ale nie jest to konieczne.  Do miski dodajemy rodzynki, majonez, chrzan i sok z cytryny do smaku. Mieszamy dokładnie i zjadamy :)

Sałatkę można przechować w szczelnym pojemniczku w lodówce i zabrać rano do pracy albo oczywiście zjeść od razu z chlebkiem lub do obiadu.
Pyycha :)

Smacznego!

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Wegetariańskie zdrowe, piknikowe burgery i wycieczka do czeskiej fabryki szkła.



Miniony weekend przywitał nas wszystkich piękną letnią pogodą. W tym roku nie mogę narzekać na deszcze, chmury i ziąb, bo jest na prawdę ładnie. Ciepłe dni wolne lubimy spędzać na różnego rodzaju wycieczkach. Czasem wybieramy się na rolki-i-rower (ja na rolkach On na rowerze), czasem idziemy spacerkiem na odkryty basen, lub spacerujemy po bliższych i dalszych okolicznych atrakcjach i górkach. Tm razem postanowiliśmy wybrać się do miasteczka, w którym jeszcze nas nie było. Idealną okazją do odwiedzenia czeskiego miasta "Karolinka" był Jarmark Szkła, który tam się odbywał. W Karolince jest bowiem huta szkła, w której produkuje się wszelkiego rodzaju kieliszki, szklanki, karafki wazony itp. Ceny za komplet ślicznie zdobionych kieliszków były zachwycająco niskie. Nic dziwnego, że gdy przyjechaliśmy na miejsce niewiele już ich zostało. No ale udało się upolować jeden śliczny komplecik kieliszków do wina. na pewno użyję go niedługo do jakiegoś przepisu i Wam pokażę.

Przy okazji Jarmarku w Karolince mogliśmy zwiedzić część zakładów produkcji szkła. Mówiąc ściślej, to obserwowaliśmy jak szkło jest dekorowane i wykańczane przez zapakowaniem do pudełek. Widzieliśmy metody szlifowania, grawerowania i złocenia szkła ozdobnego. Część prac wykonuje się nadal ręcznie, a w niektórych zadaniach człowieka zastępują maszyny, programowane przez komputer.
Misa w rękach mistrza

Końcowe przypalanie
Wzory na szkle

Ozdabianie brzegów

Ozdabianie brzegów

Stare maszyny do grawerowania

Stare maszyny do grawerowania

Kieliszek pokryty woskiem z delikatnym wygrawerowany wzorkiem

maszyny sterowane komputerowo

maszyny sterowane komputerowo

Gotowe kieliszki

gotowe kieliszki
Kieliszki "róża"
 

z pozłacanym brzegiem...

z pozłacanym brzegiem...
Pierwszą część wycieczki uznaliśmy za udaną. Dowiedzieliśmy się co nieco, pospacerowaliśmy, pooglądaliśmy, zakupiliśmy. Oprócz jarmarku szkła na ulicach Karolinki ustawiły się też stragany typowo odpustowe z chińskim szajsem wszelkiej maści, a do tego piwko, kiełbaska, gulasz, pierniki i frgale, czyli wszystko czego Czech do życia potrzebuje. My pojechaliśmy dalej. Zahaczyliśmy o kilka mniejszych miejscowości po drodze, ale przecież trzeba coś jeść. Ja niestety nie należę do miłośników czeskiej kuchni, bo nie ma w niej nic wegetariańskiego, a i mało rzeczy zdrowych- nie smażonych w głębokim tłuszczu.
Ale nauczona doświadczeniem przygotowałam zestaw piknikowy. kosz piknikowego jeszcze się nie dorobiliśmy, ale marzę o takim dużym wiklinowym z kolorowymi naczyniami, przypiętymi sprzączkami, kieliszkami na sok- lub wino :) i mnóstwem miejsca na przysmaki. Usadziliśmy się z książkami, wodą, owocami i burgerami i zawinęliśmy się w błogi relaks.

Tym razem przygotowałam wegetariańskie burgery. Zainspirował mnie przepis z zagranicznego bloga "Oh she glows" na "perfect veggie burger". Przepis odrobinę zmieniłam- oryginalny zawiera "ground flax", czego nie posiadam, ale oczywiście zamiast niego użyłam jajek. (one właśnie zastępują jajka w diecie wegańskiej) Płatki owsiane dodałam w całości, bez mielenia, a migdały zastąpiłam siemieniem lnianym.
Wyszły przepyszne, przepis polecam w 100%. Myślę że przypadną one do gustu także dzieciom, zwłaszcza jeśli przygotujecie je wspólnie. Wykonanie jest bardzo proste a ile w nich wartości odżywczych i witamin!
Ach i jeszcze ten uśmiech ukochanego po wgryzieniu się w soczystego burgera z dużą ilością warzyw i chrupiącą bułeczką... po prostu bezcenny.  
Więc do dzieła!

wegetariański burger

Wegetariańskie pieczone kotlety warzywne z ziarnami.

Składniki:
(na ok 15 kotletów)\

150 g selera,
200 g marchewki,
1 cebula,
2 jajka,
1 szklanka puree z zielonego groszku,
1 szklanka płatków owsianych,
1 szklanka bułki tartej,
1/2 szklanki posiekanej natki pietruszki,
3 łyżki siemienia lnianego,
1/2 szklanki ziaren słonecznika,
po 1 łyżeczce: ziół prowansalskich, majeranku, pieprzu i chilli,
1 łyżka sosu sojowego,
1 łyżka oliwy.

Przygotowanie:
Selera i marchew obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Cebulę posiekać drobno, lub w piórka.
Siemię lniane namoczyłam we wrzątku przez 10 minut, choć oryginalny przepis o tym nie wspomina. Siemię dodałam razem z wodą którą praktycznie wchłonął.
W dużej misce połączyć wszystkie składniki i ewentualnie doprawić do smaku.
pieczone kotlety warzywne


Burgery można smażyć na patelni z odrobiną tłuszczu ale ja polecam upiec je w piekarniku. 
Rozgrzewamy piekarnik do 190'C, przygotowujemy blaszkę którą delikatnie smarujemy olejem. Kotlety formujemy w dłoniach zamoczonych w zimnej wodzie i układamy je na blaszce. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez pół godziny- po 15 minutach burgery odwracamy na drugą stronę.

Kotleciki można jeść od razu, lub zachować na później w lodówce lub zamrażarce.

Vegge Burger

Świetnie smakują podane z pieczonymi ziemniakami i domowym sosem tatarskim. Te wegetariańskie kotleciki są też idealne do warzywnych burgerów. Samo zdrowie! 

Smacznego!

piątek, 17 sierpnia 2012

Tarta razowa z fasolką szparagową i trzema serami. Odrobina muzyki.

Miesiąc sierpień zawsze dla mnie zaczyna się szczególnie. jego wyjątkowość związana jest z rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. W tym roku niestety nie mogłam uczestniczyć w żadnych uroczystościach, ale w poprzednich latach brałam udział w różnych koncertach, wydarzeniach z nią związanych. Od kilku lat w Warszawie w pierwszych dniach sierpnia organizowana jest gra miejska "Twoja Klisza z Powstania". W tym roku wyglądało to tak: 


fot. Monika Bukowska
"Na ponad 3-kilometrowej trasie rozmieszczonych było 15 różnych punktów, prezentujących aspekty powstańczego życia na warszawskiej Woli. I tak wśród nich znalazły się m.in. układanie Pałacyku Michla na terenie tzw. Serka Wolskiego, koszary na ul. Chłodnej, kalambury na schodach Kościoła św. Karola Boremeusza, kręcenie trotylu na terenie szpitala przy ul. Siennej czy dojenie atrapy krowy na terenie Muzeum Woli. Uczestnicy w niektórych punktach mieli za zadanie odnaleźć ukryte litery, które razem ułożyły się w miejsce finałowe, które w tym roku znalazło się na terenie Domu Słowa Polskiego przy ul. Miedzianej "(źródło)


fot. Monika Bukowska

Ja też brałam udział w jednej z edycji, więc możecie zobaczyć kilka moich ujęć z powstania.
Moim zdaniem takie propozycje Muzeum Powstania Warszawskiego, które jest głównym organizatorem, to świetna sprawa. Uczestnicząc w grze będziemy się zarówno świetnie bawić, jak również poznamy wiele historycznych wydarzeń, a do tego zwiedzimy miejsca Warszawy, do których rzadko trafiamy, albo w ogóle nie mamy na co dzień dostępu.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła tego dnia roweru :). Przemierzałam Warszawę na swoich dwóch kółkach i pstrykałam zdjęcia moim pierwszym cyfrowym, prostym aparatem. oczywiście, po zakończeniu gry, uczestnicy muszą zgłosić się z wypełniona kartą konkursową na miejsce finału, o którym dowiadują się w trakcie trwania zabawy. Co więcej, zdjęcia przez nich zrobione uczestniczą w konkursie. 
Czyż to nie jest świetny sposób na spożytkowanie wakacyjnych dni w pozytywny sposób? 
Rowerzyści- w tym ja- świętują tez rocznicę powstania uczestnicząc w Powstańczej Masie Krytycznej ulicami Warszawy. Jechali ludzie młodzi, dzieci, ale i starsi, na  góralach, kolarzówkach, trójkółkach, BMX-ach...
A wszystko w rytm muzyki i wspomnień z powstania w miejscach, które akurat mijaliśmy. Gdy pierwszy raz jechałam w masie krytycznej z głośników leciała płyta LaoChe "Powstanie Warszawskie"
Jest to niesamowita płyta z wyjątkowymi utworami.  Jak płytę przedstawia sam zespół: 

Powstanie Warszawskie to płyta-słuchowisko złożona z 10 kompozycji, których najważniejszym zadaniem jest pokazanie poprzez dźwięki owego świata. Układ płyty oraz aranżacje utworów odpowiadają realiom historycznym, które miały bardzo duży wpływ na nasze tworzenie. Postaraliśmy się aby scenariusz przedstawiał się dokładnie tak jak faktyczne zdarzenia owych dni. Chcielibyśmy, aby słuchacze poczuli choć namiastkę tamtych emocji. (źródło)

Krążek cieszy się tak dużą popularnością, ze w tym roku ukazała się jego reedycja. Polecam:




fot. Monika Bukowska


Od kilka lat regularnie wychodzą pod patronatem MPW kolejne płyty nawiązujące do tych tragicznych wydarzeń z 1944 roku. Jako element obchodów 68 rocznicy Powstania miał miejsce koncert w "Parku Wolności" prezentujący utwory z płyty "Morowe Panny". Maleo Reggae Rockers zaprosiło do współpracy przy jej tworzeniu polskie wokalistki takie jak Anita Lipnicka, Paulina Przybysz, Katarzyna Groniec. Artystki same napisały teksty do piosenek opierając się na losach kobiet uczestniczących w powstaniu. Płyty jeszcze w całości nie wysłuchałam, ale już te kilka piosenek, jakie znam, bardzo mnie do niej zachęcają. 
Kiedyś doszczętnie pochłonęła mnie płyta Agi Zaryan "Umiera Piękno" z poetyckimi pieśniami opisującymi codzienność w powstańczej Warszawie, ale o tym opowiesz już może innym razem...




fot. Monika Bukowska


Przy okazji tych "powstańczych" wspomnień zaprezentuję potrawę, która w zasadzie składa się z wielu resztek :) 
Dzisiejsza tarta nie należy do dietetycznych, ale na pewno zaliczę ją do tych pysznych. Wyrazisty smak nadaje jej mieszanka 3 serów. Tak na prawdę, chciałam wykorzystać do niej końcówki różnych serów, które pałętały się po lodówce. Ich połączenie z beszamelem i razowym spodem daje wyśmienity smak. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to tarta typowo resztkowa, bo także ilość świeżej  fasolki i kukurydzy, które zostały po poprzednich obiadach była niewielka. Zamiast jednej większej, upiekłam dwie mini tarty o średnicy 15 cm. Dla mnie połowa tej mini wersji już była sycącą, Damian zjadł jedną całą (jak to facet :P) dodatkowo w towarzystwie prostej sałatki z ogórka sałaty lodowej, szczypioru, sosu sojowego, oliwy i sezamu. I tak oto powstała receptura czyszcząca lodówkę z resztek. :)



Tarta z fasolką i serami

Tarta razowa z fasolką i trzema serami

Składniki:

spód:
100 g mąki pszennej białej
100 g mąki pszennej pełnoziarnistej
100 g margaryny
50 ml zimnej wody
szczypta soli
1 łyżeczka zmielonego pieprzu


mini tarty z fasolką i trzema serami

Farsz:
150 g fasolki szparagowej
1 cebulka szalotka
1/2 szklanki kukurydzy (z puszki, mrożonej, świeżej- ugotowanej)
150 g mieszanki 3 serów np. gouda, grana padano, niva (gorgonzola) 
200 ml mleka (użyłam sojowego)
1 łyżka masła
1 łyżka mąki
1/2 łyżeczki zmielonej gałki muszkatołowej i pieprzu.

By przygotować spód wsypujemy mąki pieprz i sól do miski, dodajemy do nich masło i szatkujemy całość przy pomocy szpatułki  ręcznie, lub malakserem. Gdy ciasto przypomina kruszonkę, dodajemy zimną wodę do momentu aż będziemy mogli uformować gładką zwartą kulę. Ta przygotowanym ciastem wykładamy dno foremki (lub foremek) i wkładamy je do lodówki na pół godziny. Spód obciążamy fasolkami do pieczenia tarty, wysypanymi na papier do pieczenia i wstawiamy do rozgrzanego do 180 'C piekarnika. Pieczemy 15 minut.

Przygotowujemy beszamel. Podgrzewamy mleko. W drugim rondelku rozpuszczamy masło i dodajemy do niego mąkę. Podsmażamy razem przez minutę często mieszając, aż mąka się leciutko zarumieni i stale mieszając dolewamy gorące mleko. Mieszamy, zagotowujemy i zdejmujemy z ognia. Doprawiamy gałką muszkatołową i pieprzem i dorzucamy starte na grubych oczkach sery.

Fasolkę szparagową gotujemy przez 5 minut we wrzątku, a szalotkę drobno kroimy.

Na podpieczony spód wykładamy fasolkę, posypujemy cebulką i kukurydzą. Na wierzch wylewamy masę beszamelową z serami. Wstawiamy do piekarnika o tej samej temperaturze i pieczemy kolejne 20 minut.


Tarta razowa z fasolką szparagową i trzema serami


Podajemy na ciepło z sałatką, lub na zimno jako przystawkę.

Smacznego!