W miniony weekend odwiedziłam z moim ukochanym czeskie miasto Ołomuniec (Olomouc). Naszym celem tym razem nie było jego zwiedzanie, bo byliśmy tam już kilka razy. A tak przy okazji, to bardzo ładne miasto, więc polecam odwiedzić, jeśli będzie gdzieś na waszej trasie podróży.
Naszym celem była jesienna wystawa kwiatów owoców i warzyw Floro Olomouc, połączona z festiwalem gastronomii i napojów. Jest to impreza, która odbywa się w tym mieście cyklicznie dwa razy do roku.
Festiwal odbywa się na terenie dużego parku miejskiego, w którym znajduje się kilka hal wystawienniczych, szklarnie z roślinami egzotycznymi, a w alejkach i namiotach zorganizowanych jest wiele innych stoisk.
W trakcie wystawy mogliśmy podziwiać kompozycje kwiatowe w tym różne odmiany chryzantem, a także wiele odmian warzyw i owoców z czeskich sadów i gospodarstw. Wielka szkoda, ze przy okazji te wszystkie piękności ni były sprzedawane.
W namiocie gastronomicznym mieliśmy możliwość spróbować zdrowego jedzenia- czeskich serów, miodów i pieczywa, jak również wziąć udział w degustacji win z Moraw. Zaopatrzyliśmy się tam w oscypki i bardzo dobre czeskie wina.
Na stoiskach w parku mogliśmy kupić w zasadzie wszystko :) Czesi takie wydarzenia traktują jak targi, na których można zaopatrzyć się w ubrania, obuwie i różne tandetne gadżety i bibeloty. Ale znalazło tam się również miejsce dla wielu sadzonek drzew i krzewów owocowych, cebulki kwiatów i przeróżne nasiona. W sprzedaży przodowały stragany z czeskim, polskim i węgierskim czosnkiem.
W hali z wystawa owoców zachwyciły mnie kompozycje z jabłek i gruszek. najchętniej spróbowałabym prawie każdego owocu, bo ciekawił mnie smak nowych nieznanych mi odmian, a i te znajome wyglądały i pachniały kusząco.
Warzywa tez wzbudziły nasze spore zainteresowanie. Wiele odmian kalafiorów, brokułów, marchwi i innych warzyw... jak oni je odróżniają, jeśli wyglądają identycznie?
Dzień w Ołomuńcu był słoneczny, piękny i smakowity. Myślę, że za pół roku też na wystawie Flora zawitamy. :) Bardzo żałuję, że przy okazji wystawy producenci nie sprzedawali swoich wyrobów. Na pewno skusiłabym się na te śliczne papryczki, żółte marchewki, czy zielonego kalafiora a i jabłuszka i gruszki znalazłyby miejsce w naszym mieszkanku. No cóż, tacy są Czesi, nie wiem co oni z tymi warzywami robią, bo na pewno nie widzę ich w sklepach...
Pisałam niedawno, ze znalazłam koło lasu wielka gruszkę ulęgałkę- czyli jej zdziczałą wersję z malymi gruszkami. Jej owoce po prostu mnie zauroczyły i już przy zbieraniu wiedziałam, że wylądują w słoiczkach z syropem... są takie śliczne i pyszne mmmm...
Gruszki ulęgałki w syropie korzennym
składniki:
1,5 kg gruszek (małych i twardych)
1 szklanka cukru
1 litr wody
1 cytryna sok i skórka
kilka goździków
kawałek kory cynamonowej
korzeń imbiru wielkości kciuka
1 gwiazdka anyżu
W dużym garnku gotujemy syrop korzenny dodając do niego wszystkie składniki oprócz gruszek.
Gruszki obieramy i ścinamy im "wąsiki" na spodzie, ogonki zostawiamy. Ja wkładam je do wody z 2 łyżkami octu, by nie ściemniały.
Gdy syrop już się zagotuje wrzucamy do niego gruszki i gotujemy je przez kilka minut na średnim ogniu. Najlepiej gotować je stopniowo. Gruszki powinny lekko zmięknąć i jeśli używamy malutkich gruszek, nie potrwa to dłużej niż 5 minut.
W słoikach najpierw układamy gruszki, które następnie zalewamy gorącym syropem. Rozdzielamy goździki i imbir między wszystkie słoiczki.
Słoiki dobrze dokręcamy i stawiamy do góry dnem. Gruszki można także pasteryzować. W tym wypadku gotujemy słoiczki w garnku wyłożonym ściereczką i wypełniony wodą do 3/4 wysokości słoików. Gotujemy ok 15 minut od momentu gdy woda zacznie bulgotać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz