wtorek, 26 lutego 2013

Zupa porowa z selerem koperkiem i kozim serkiem



Wiosna już niedługo więc i ja powoli wracam do życia.

Nie ukrywam, że nadal myślę wyłącznie o ciepełku i słoneczku. Planuję już nawet wysiewanie pierwszych ziarenek do doniczek. Ale jeszcze muszę poczekać na słońce. No właśnie... Słoneczko kochane, gdzie jesteś?? Bardzo już za tobą tęsknię.

Brakuje mi moich ulubionych świeżych warzyw i owoców. Na szczęście mamy w domu dużą zamrażarkę, w której skrywamy malinki, borówki i agrest. Na szczęście w spiżarni pełno jeszcze dżemików marynowanych ogórków, patisonów i papryki. Korzystam z tych smakołyków często, acz oszczędnie.

Z zimowych warzyw również można wyczarować coś smacznego, na przykład warzywne gulasze, sałatki i rozgrzewające zupy. Dziś podjęłam eksperyment z zupą porową. Nigdy jej nie jadłam i sama nie przygotowywałam, ale zaryzykowałam nową kombinację smakową i udało się! Wyszło pysznie.




Zupa porowa z selerem koperkiem i kozim serkiem

(4 porcje)

1 por
1 mały seler
2 łyżki posiekanego koperku
1-2 łyżeczki sosu sojowego
4 łyżki koziego kremowego serka
szczypta soli
pieprz do smaku
2 łyżki oliwy
1-2 łyżki ocu z bialego wina
1 litr wody lub bulionu warzywnego

Z pora odcinamy ciemno zielone liście, resztę dokładnie myjemy. Następnie przecinamy go wzdłuż na pół i kroimy na półplasterki. Seler obieramy i kroimy w 1 cm kostkę.

Pora podsmażamy na oliwie ze szczyptą soli w garnku o grubym dnie. Nie dopuszczamy by się spalił i zbrązowiał, często go mieszamy. Smażymy przez 4-5 minut po czym dodajemy selera i wodę i dusimy całość do miękkości.
Połowę zupy miksujemy w blenderze z serkiem kozim i mieszamy z resztą zupy. Doprawiamy octem sosem sojowym, pieprzem i dorzucamy koperek.

Zupę podajemy z kromką dobrego chlebka. (U mnie mój własny chleb żytni ze słonecznikiem na zakwasie)

Smacznego!

wtorek, 19 lutego 2013

Pasta rybna z ricotty i wędzonego pstrąga. Owoc zakupowego szaleństwa na LeTarg'u.



LeTarg.... nazwa dość przewrotna. Niby targ, ale na pewno nie taki zwykły... 
Odwiedzam go od pierwszych tygodni gdy zrodził się na warszawskiej Saskiej Kępie. 

Wkraczając w czwartek i sobotę w wąską uliczkę Królowej Aldony od razu widać, ze coś się tu dzieje, bo pełno dostawczych samochodów o różnych rejestracjach z całej Polski. Po przejściu niespełna stu metrów widzimy że zejście na podwórko i do piwnicy jednej z willi obstawione jest straganami przy których tłoczą się kupujący. Już od wejścia z szerokim uśmiechem zapraszają nas producenci wspaniałych wędlin- Dobra Kiszka i Stanisław Mądry i przesympatyczny Pan Sandacz ze świeżymi rybami. W tę sobotę dołączyli do nich kolejni dostawcy, między innymi z ekologicznymi warzywami i drobiem z wolnego wybiegu. 


Gdy wchodzimy do wnętrza "Szarej Cegły"- kawiarni, galerii, miejsca spotkań artystycznych, spotykamy kolejnych wspaniałych producentów. Jest Kaszubska Koza i Kozia Łąka ze wspaniałymi kozimi serami, pojawia się Spółdzielnia Skaryszewy z moimi ukochanymi serami dojrzewającymi - Stary Szeneker, Amber i Salami z przyprawami, obłędna Fettina i Ricotta. Ostatnio w sobotę pojawił się tez pan z serami owczymi z Ranczo Frontiera i moja kolejna miłość... Mleczna Droga... z niebiańskimi jogurtami, w tym nowym smakiem pomarańczowo imbirowym, twarogami i fetą w oliwie. Całość dopełniają chleby na zakwasie, bajeczne przetwory słodkie i wytrawne, pyszne oliwy z Krety i niesamowite daktyle od Persa i sos z orzechów włoskich. Warto jeszcze wspomnieć i świeżym mleku prosto od krowy, mleku kozim, jajkach od kur z wolnego wybiegu o naturalnych sokach i propozycji Kalinówki "Wzgórza Dylewskie" gdzie nie tylko zakupimy wędzonego pstrąga i pasztet z dziczyzny ale i wątróbkę z pstrąga w zalewie.. Jednym zdaniem dobroci co nie miara.... 


Kto czuje się przytłoczony i już zakłada, ze przepuści tam fortunę, niech się w swoich rozważaniach natychmiast zatrzyma. Wszystkie produkty, które tam kupicie przygotowane są z naturalnych składników z miłością i troską o dobry smak, dobry gatunkowo i naturalny produkt. Sprzedają tam ludzie, którzy dbają o swoje zwierzęta jak o własne dzieci, pielęgnują grządki, lub szukają sprawdzonych dostawców z doskonałym produktem. także główni organizatorzy i założyciele LeTarg wkładają mnóstwo swego czasu i energii w trosce o klientów- sympatyków- przyjaciół, którzy ich odwiedzają. Dostawca, który się u nich pojawia musi być godzien zaufania.

A co z cenami? Otóż tu was może zaskoczę, ale są na prawdę przystępne. Całego pysznego pstrąga kupiłam za 20 zł, kilogram przepysznej szynki kosztuje 35 zł, ser salami z przyprawami 26 zł/kg,  dojrzewający Szeneker 45 zł, spora paczka genialnych daktyli 15 zł, świeże mleko 4zł/litr. Droższe są jedynie szlachetne sery kozie, dojrzewające wędliny i sery, ale nie oszukujmy się- w marketach i tak zapłacimy za nie więcej!!!

Na LeTarg kupuję jedzenie po to by nim się delektować i cieszyć. Wiem, że jem coś co jest zdrowe, przygotowane z troską, z miłością i pasją. Wiem, że zwierzęta traktowane są w sposób humanitarny, warzywa i owoce nie spryskuje się pestycydami a receptury opracowuje się latami w trosce o każdy szczegół. Ponadto, mam pewność, że wspieram dobrych, polskich producentów i biznes lokalny. Jestem przekonana, że tu nikt nie będzie próbował mnie oszukać a moja opinia o produkcie na prawdę się liczy. 

Z utęsknieniem czekam na wiosnę, gdy prawdopodobnie to miejsce rozwinie się jeszcze bardziej, gdy organizatorzy zaproszą do współpracy kolejnych wspaniałych hodowców, dostawców i pasjonatów zdrowego jedzenia. 

Opowiadać o LeTarg mogłabym dużo, ale nie muszę. On broni się sam.
Nie wierzycie? Sprawdźcie!
Wierzycie? Tym bardziej was tam zapraszam! 
Warto, warto, warto.

Szara Cegła, ul. Królowej Aldony 6, czwartki i soboty od 11.00 do 20.00.  Więcej informacji o tym miejscu i galerię zdjęć z poszczególnych dni znajdziecie na profilu LeTarg na Facebooku. 

Ja po sobotniej wyprawie przytachałam torby pełne pyszności. W tym znalazł się cały pstrąg wędzony na gorąco z Kalinówki i Ricotta od Spółdzielni Skaryszewy.  Połączyłam je w jedno pyszne danie na przystawkę i śniadanie. Z wędzonej ryby i serwatkowego serka powstała bowiem przepyszna pasta rybna. 
Podaję tylko składniki pasty bez konkretnych proporcji, bo każdy z was sam może skomponować sobie ulubioną pastę rybną. Moja była bajecznie pyszna.



Pasta rybna z ricotty i wędzonego pstrąga.

mięso wędzonego pstrąga
ricotta 
koperek
sól
pieprz

do podania 
świeże razowe bułeczki
roszponka
oliwa rozmarynowa

Do przygotowania pasty użyłam mniej więcej tej samej ilości wędzonego pstrąga co ricotty. Rozgniotłam je razem za pomocą widelca, doprawiłam mrożonym koperkiem, dużą ilością pieprzu i odrobiną soli. 

Pastę rozsmarowałam za świeżej bułeczce razowej i przyozdobiłam roszponką. Przed podaniem kanapeczki skropiłam oliwa rozmarynową.

Pasta rybna, to świetna propozycja zarówno na śniadanie jak i na imprezę, w formie przystawki. 

Smacznego!

środa, 13 lutego 2013

Kotlety z soczewicy i marchewki. Zdrowe, sycące i pyszne.

Zima zima zima pada pada śnieg.... problem w tym że nie mam sanek, ani konia, który by je ciągną ani kożucha którym powinnam się przykryć. Są dni kiedy mam ochotę tylko na kubek gorącej herbaty i leżenie pod kocem. Do tego dobra książka albo fajny film, czy serial i może jakoś do tej wiosny dotrzymam.

Również moje gotowanie ucierpiało, bo czuję się strasznie ociężała i mam w głowie pustkę. Inspiracji naokoło pełno, ale ja na nic nie mam ochoty. Więc po prostu kombinuję jedzonko z tego co mam w szafce i lodówce. I tak powstały te kotleciki. Z lenistwa :)

Ucieszyło mnie, że wyszły takie smaczne- chrupiące i mięciutkie zarazem. Świetnie pasują do każdej sałatki, do ziemniaków, ryżu, kaszy. Przynajmniej mam obiad z głowy na kilka dni. I mogę znów przykryć się kocykiem. To na razie... wracam na kanapę.



Kotlety z soczewicy i marchewki
na ok 12 sztuk

1 szklanka soczewicy
2 duże marchewki
1/2 niedużego selera
2 ząbki czosnku
1 cebula dymka
1/2 szklanki płatków owsianych
1 szklanka bułki tartej
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka curry
1 łyżka oliwy
pieprz, bazylia do smaku
olej do smażenia


Soczewicę płuczemy i gotujemy do miękkości w 2 szklankach wody. Marchewki obieramy i ścieramy na drobnej tarce. Selera gotujemy w wodzie lub na parze, obieramy ze skórki i rozgniatamy widelcem. Czosnek obieramy i drobno siekamy razem z dymką
Płatki owsiane zalewamy gorącą wodą 1,5 cm ponad ich poziom w szklance.

Ugotowaną soczewicę blendujemy, zostawiając część ziarenek w całości. Dodajemy do niej startą marchewkę, selera, namoczone płatki, czosnek, dymkę, przyprawy, sos sojowy, oliwę i bułkę tartą. Ja zawsze do kotlecików dodaję sporo świeżo zmielonego pieprzu. Mieszamy całość dokładnie w razie potrzeby dodając więcej bułki tartej. Masę odstawiam do lodówki na 15-30 minut.

Na rozgrzaną patelnię wylewamy ok 3 łyżki oleju. Zwilżonymi rękoma formujemy w dłoniach zgrabne kotleciki. Smażymy z każdej strony po 2-3 minuty.

Kotlety możemy odgrzewać w piekarniku.

Moje kotlety z soczewicy podałam z ruccolą, pomidorkiem i musztardą z curry.

Smacznego!

wtorek, 12 lutego 2013

Warzywa pieczone w folii. Zdrowo i kolorowo zimową porą.



Ostatnio cierpię na brak weny kulinarnej. Wracam raczej do sprawdzonych przepisów, szybkich dań, albo improwizacji lodówkowej. To pewnie ta zima. Mam już jej po dziurki w nosie.

Wiem, że potrafi być piękne, magiczna, że cieszy oko.
Wiem, że daje frajdę dzieciakom, że można pojeździć na nartach, na sankach i łyżwach.
Wiem również, ze jest potrzebna do prawidłowej wegetacji roślin w naszym środowisku.
Wiem to.

Ale jest mi zimno, mokro, oczy mi płaczą od zimnego powietrza, odmarza mi nos i palce u rąk i stóp, muszę się grubo ubierać, nosić czapkę i zimowe buty. Do tego broczę w błocie pośniegowym, ślizgam się po nieodśnieżonych chodnikach, zapadam się w śniegu i odśnieżać też czasem muszę.

Brakuje mi świeżych warzyw i owoców, wycieczek rowerowych i opalania się nad rzeką.

Z kolej gdy patrzę na szczyty pokryte śniegiem, oszronione drzewa i lodowe rzeźby, to znów zapiera mi dech w piersiach. A gdy słyszę fajne chrupanie zmrożonego śniegu pod stopami i śmiechy dzieci zjeżdżających na górce i dźwięk łyżew na lodzie to morda mi się śmieje.

W sumie lubię zimę, ale tylko wtedy, gdy jest mi ciepło.
Dziwne to wszystko.

Na koniec podzielę się moim niedawnym odkryciem muzycznym. Mój mężczyzna pokazał mi wspaniały teledysk Lindsey Stirling, która gra na wiolonczeli do akompaniamentu muzyki elektronicznej, a do tego tańczy w pięknych sceneriach. Jej teledyski są magiczne... przekonajcie się sami.






Warzywa korzeniowe pieczone w folii.

(dla 2 osób)

2 małe buraki
2 małe marchewki
2 małe pietruszki
1/2 średniego selera
50 g dobrej fety
3-4 ząbki polskiego czosnku
kilka gałązek tymianku (rozmarynu)
oliwa lub olej tłoczony na zimno

1/2 łyżeczki kolendry
1/2 łyżeczki kminku
1/2 łyżeczki ziaren kopru
1/2 łyżeczki ziaren gorczycy
1 szczypta soli morskiej

Blaszkę wykładamy folią aluminiową z dużym zapasem i skrapiamy ją oliwą.
Warzywa obieramy i kroimy w słupki i układamy na folii. Czosnek obieramy z łupinki i wrzucamy do warzyw razem z tymiankiem. jeszcze raz skrapiamy całość oliwą.
W moździerzu ucieramy przyprawy z solą. Gotowa mieszanką posypujemy warzywa i zamykamy szczelnie folię.
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 st.C i pieczemy 25-30 minut.
Po tym czasie odwijamy folię, rozrzucamy na wierzchu fetę i dopiekamy bez przykrycia przez 5-10 minut.

Warzywa świetnie pasują jako dodatek do obiadu wraz z kaszą czy brązowym ryżem i na przykład w towarzystwie sadzonego jajka.

Smacznego!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Zdrowa surówka z ruccoli i avocado z fetą lub wędzonym łososiem. Tęsknię za Włochami.



Oglądałam dziś dwa odcinki świetnego programu kulinarnego. Pokazuje on moje ukochane Włochy, jego bardziej i mniej znane regiony, potrawy, sery, wina i miłość do jedzenia...

"Two greedy Italians" to program w którym kucharze Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo wracają z Wielkiej Brytanii do swoich korzeni we Włoszech. podróżują, smakują, piją, gotują, rozmawiają, wspominają, świetnie się bawią ze swoimi rodakami. Jest w nim pełno miłości Włochów do swojego kraju, jest tradycyjna kuchnia są piękne produkty, wspaniali producenci, niesamowite widoki a to i tak nie wszystko. Ci dwaj podstarzali kucharze wspaniale przedstawiają włoską kuchnię i zwyczaje, są zabawni i pełni uroku. Szkoda, ze nie mam możliwości oglądać ich częściej. Brakuje mi takich fajnych programów.

Bardzo już tęsknię za Italią, za ich pięknym językiem, niesamowitym jedzeniem wspaniałym winem za włoskim wybrzeżem, Alpami, ciepłymi, przyjacielskimi ludźmi, za Aperitivo....

W Włoszech najważniejsze są dwie rzeczy- miłość i jedzenie. Gdy mamy jedno i drugie, wtedy życie staje się piękne. Mogę więc śmiało powiedzieć, ze bardzo mi blisko do pełni szczęścia, zwłaszcza gdy mogę delektować się taką pyszną sałatką z ruccolą.


Zdrowa surówka z ruccoli i avocado

składniki

1 spora garść ruccoli
1/2 avocado
1 średni pomidor
1/2 żółtej papryki (świeżej lub marynowanej)
3 gałązki selera naciowego
1/2 czerwonej cebuli
sok z 1/2 cytryny

1 łyżka majonezu
1 łyżka chrzanu
1/2 łyżeczki suszonej bazylii
1/2 łyżeczki suszonego oregano
pieprz do smaku

dodatki:
50 g fety lub łososia wędzonego na zimno
lub kilka płatków dobrego twardego dojrzewającego sera itd.

Ruccolę płuczemy zimną wodą i odcedzamy na durszlaku. Pomidor parzymy 8 sekund we wrzątku i zdejmujemy z niego skórkę. Cebulę kroimy w piórka a selera naciowego i paprykę w grubą kostkę.
Dojrzałe avocado przekrawamy na pół, przekręcamy i część z pestką odkładamy do lodówki na później. Z drugiej połówki za pomocą łyżki wyjmujemy miąższ i kroimy go w kostkę. od razu skrapiamy je sokiem z cytryny.
W misce mieszamy majonez z musztardą, ziołami i pieprzem. Wrzucamy wszystkie warzywa i mieszamy delikatnie. Najlepiej wymieszać surówkę rękoma. Teraz czas na doprawianie sałatki do smaku- solą, pieprzem, oliwą, sokiem z cytryny.

Gotową sałatkę układamy na głębokim talerzu a na wierzchu układamy wybrane dodatki.

Ja skusiłam się na wędzonego na zimno łososia, a mój mężczyzna na fetę (z Mlecznej drogi- w oliwie z czosnkiem i ziołami. Pycha!)

Surówka świetnie sprawdzi się zarówno w porze lunchu, na romantyczną kolację jak i na imprezę, spotkanie z przyjaciółmi.  Zdrowe, smaczne i dietetyczne.

Smacznego

piątek, 8 lutego 2013

Chleb pełnoziarnisty na zakwasie z siemieniem i czarnuszką oraz słodka pasta z ciecierzycy.

Nadal dopieszczam mój zakwas pozwalając mu na wyczarowanie różnych chlebków. Teraz obojętnie w którym domu aktualnie jestem piekę kolejne chleby łącząc różne składniki, zmieniając proporcje, czekając na efekt czasem dłużej, czasem krócej. Jednak klasycznie najbardziej smakuje mi chleb z mąki pełnoziarnistej z dodatkiem ciemienia lnianego i przyprawiony czarnuszką.

Ostatnio zastanawiam się co jeszcze mogę wyczarować z mojego zakwasu. Mam już kilka pomysłów i może niedługo je wykorzystam.

Dziś do chleba, na śniadanie proponuję pastę z ciecierzycy. Nie jest to tradycyjny hummus, ale jego słodka wersja. Cieciorkę sama moczę, gotuję i mielę. Wtedy wiem, że nie ma w niej nadmiernej ilości soli czy innych konserwantów.

Niedawno próbowałam przepysznego hummusu w izraelskiej, wegetariańskiej restauracji Deli Cafe od niedawna przemianowanej na Marrakesh Cafe. Oferują oni ciekawe menu degustacyjne i lunchowe.  Razem z przyjaciółką zasiadłyśmy do stolika w przyjemnym lokalu utrzymanym w kontrastowej czerni i bieli. . Akurat miałyśmy możliwość podglądać pana malującego piękne ornamenty na ścianach.
Przy wejściu ponadto ścianę zdobią skrzynki-półki z jasnego drewna. Dekoracja na czasie, ekologiczna, prosta i ładna.
Na powitanie dostałyśmy pyszną rozgrzewającą zupę z pikantną nutą, idealna na bardzo mroźny dzień w jaki tam przybyłyśmy. Następnie wraz z lampką izraelskiego wina na stole pojawił się zestaw past i sosów- hummus, pasta z groszku i sos jogurtowo-ziołowy. A do tego falafel i koszyczek pysznego pieczywa. Bardzo to wszystko było smakowite. Wyszłyśmy najedzone, zaopiekowane, nagadane i zadowolone. Myślę, że jeszcze tam kiedyś wrócimy.

Moja pasta z ciecierzycy to inna bajka, ale myślę, że też świetnie sprawdziłaby się w śniadaniowym menu restauracji, a w  koszyczku mój zakwasowy chlebek... marzenie :D




Chleb pełnoziarnisty na zakwasie z siemieniem i czarnuszką.

składniki:

300 g mąki pszennej pełnoziarnistej
100 g mąki pszennej dowolnej
50 g otrąb żytnich
250 g zakwasu żytniego
200 ml letniej wody
1/2 szklanki siemienia lnianego
1 łyżka soli
1 łyżka melasy lub miodu
1 łyżka czarnuszki

Zakwas dokarmiamy co najmniej 6 godzin przez przygotowaniem ciasta na chleb.

Siemię lniane zalewamy do 3/4 wysokości szklanki i odstawiamy na minimum 30 minut.
Wszystkie składniki chleba wraz z namoczonym siemieniem dokładnie mieszamy szpatułką. Ciasto będzie dość luźne. Odstawiamy w ciepłe miejsce by rosło. Powinno wyraźnie zwiększyć objętość. U mnie trwało to  niecałe 4 godziny.

Formę do keksa wykładamy papierem do pieczenia i przekładamy do niego masę chlebową. Wygładzamy wierzch i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia.

Gdy chleb wypełni foremkę wstawiamy go do piekarnika nagrzanego do 225 st C. Spryskujemy wodą chleb i ścianki piekarnika i pieczemy 10 minut. Następnie zmniejszamy temperaturę do 210 st C i pieczemy kolejne 40 minut.
Po upływie tego czasu wyjmujemy formę z piekarnika, ciągnąc za papier wyjmujemy chlebek na deskę i odwracamy go do góry nogami. Tak odwrócony chlebek wstawiamy z powrotem do piekarnika i dopiekamy przez 15-20 minut aż ostukany będzie wydawał głuchy odgłos.

Chleb studzimy na kratce, po czym zawijamy w czystą ściereczkę. Chleb kroimy dopiero po kilku godzinach od pieczenia.



Pasta z ciecierzycy na słodko

1/2 szklanki suchych ziaren ciecierzycy
woda
2 łyżki pasty sezamowej
1,5-2 łyżki miodu

 Ciecierzycę moczymy przez co najmniej 12 godzin kilka razy zmieniając wodę. Następnie w nowej wodzie gotujemy do miękkości, co zajmie ok 30-40 minut.

Ugotowaną ciecierzycę blendujemy na gładko z kilkoma łyżkami wody z gotowania. Do tak powstałego musu dodajemy pastę sezamową i miód do smaku.

Pastą z ciecierzycy smarujemy chlebek i posypujemy uprażonymi ziarenkami sezamu.

Smacznego!

czwartek, 7 lutego 2013

Pączki...a jednak, ale odchudzone, dyniowe i bez masła.

Planowałam podzielić się z wami innym przepisem, ale pączki jakie wyczarowałam z okazji Tłustego Czwartku okazały się najlepsze jakie jadłam. Cieszy mnie to tym bardziej, że proporcje składników skomponowałam samodzielnie w oparciu o wiele pączkowych przepisów. Priorytetem było zastąpienie żółtek musem dyniowym, a i masło jakoś chciałam ominąć i tak powstały moje dyniowe pączusie.

W przeszłości często buntowałam się przeciwko tradycji Tłustego Czwartku. Pamiętam takie lata, gdy specjalnie w ten dzień organizowałam sobie prawie-głodówkę, to znaczy zjadałam jeden niewielki posiłek w okolicach obiadu, a słodkości omijałam wielki łukiem. Dawało mi to satysfakcję, poczucie zwycięstwa nad kaloriami. Dochodzi do tego fakt, że nigdy się w pączkach nie kochałam. W drożdżówkach, preclach i faworkach owszem, ale w pączkach niekoniecznie. Za to mój ukochany pączki uwielbia. Odkąd jesteśmy razem i sobie pomieszkujemy, usmażyłam ich już paręnaście tuzinów i w pewnym sensie trochę je polubiłam, bo jak by nie było, dobrze mi się kojarzą :)

Najlepsze pączki jakie jadłam w dzieciństwie to oczywiście te od Bliklego. Pamiętam te czasy gdy czekaliśmy na tatę, który w Tłusty Czwartek przywoził pyszne pączusie z niewielka ilością lukru i skórką pomarańczową na wierzchu. Dzisiaj jeśli kupuję pączki, to przeważnie z myślą o mamie. Gdy tylko jestem w okolicach warszawskiego Służewca wstępuję do małej pysznej cukierni na roku Puławskiej i Alei Lotników. Mają tam świetne mini pączusie z nadzieniem z róży. Niebo w gębie.
Tak na marginesie, to wszystkie ich wypieki są wspaniałe, a lody.... bajka, naturalne smaki i kolory, świetna kremowa konsystencja...mniam.

Wracając do pączków, to próbowałam już kilku przepisów. Nigdy nie zachęciły mnie te tradycyjne, polskie z olbrzymią liczbą żółtek. Próbowałam dwóch rodzai pączków z Moich Wypieków, jednego od Kwestii Smaku i innych znalezionych w książkach kucharskich i zagranicznych blogach. Miałam też krótką przygodę z pączkami angielskimi- z sodą zamiast drożdży, ale te chłoną za dużo tłuszczu. Muszę jeszcze kiedyś spróbować jakiegoś włoskiego przepisu na bomboloni.

Natomiast ten który prezentuję złożyłam w całość samodzielnie i jestem z niego bardzo zadowolona. Pączki są puszyste, świetnie rosną a po ugryzieniu wracają do swojego kształtu jak gąbka. Są idealne.

Do nadzienia użyłam musu jabłkowego, który zrobiłam z dzikich jabłek i skórki pomarańczowej. PYCHA!



Pączki dyniowe delikatnie odchudzone.

250 g mąki tortowej (użyłam czeskiej mąki gładkiej 00)
20 g świeżych drożdży
szczypta soli
2 łyżki cukru
1/2 szklanki mleka
1 małe jajko
3 łyżki musu dyniowego
(dynia ugotowana na parze i ugnieciona widelcem)
1/3 szklanki oliwy z oliwek
1 kieliszek spirytusu

Drożdże rozcieramy z cukrem i ciepłym mlekiem. Dodajemy 2 łyżki mąki, mieszamy dokładnie i odstawiamy rozczyn do wyrośnięcia na ok 10 minut. Już po kilku minutach powinniśmy widzieć, że się podnosi. Jeśli nic się z nim nie dzieje, prawdopodobnie nic z niego nie będzie i trzeba przygotować nowy.




Przesiewamy mąkę, dodajemy do niej jajko, mus dyniowy, sól, spirytus i dobrze wyrośnięty zaczyn. Wyrabiamy początkowo szpatułką (łyżką) do połączenia składników. Następnie zabieramy się za ręczne wyrabianie dodając po trosze oliwy. Ciasto dobrze ugniatamy i rozciągamy, by mąka uwolniła gluten i złapała dużo powietrza. Po kilku minutach ciasto powinno z łatwością odchodzić od ręki.

Uformować z niego gładką kulę i włożyć do wysmarowanej oliwą miski. Poruszając naczyniem obtoczyć kulę w oliwie i przykryć czystą ściereczką. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia- aż podwoi objętość. Ja wstawiłam ciasto do piekarnika w którym tylko zapaliłam światło. Wyrastanie zajęło 1,5 godziny.

Z wyrośniętej kuli odrywamy około 50 g kawałki. Najlepiej wyważyć sobie jedną kulkę ciasta, a później już będziemy wiedzieć jak dużą porcję ciasta oderwać. 




Ciasto lekko rozciągamy w rękach i zawijamy pod spód, powtarzając to kilka razy. Tak powstałą kulkę lekko spłaszczamy i układamy na papierze/macie/desce posypanej mąką. Znów odstawiamy do wyrośnięcia, aż pączki dobrze się napuszą. W moim przypadku trwało to 30 minut.

Pączki smażę we frytkownicy na oleju rozgrzanym do 170 st C po około 3 minuty z każdej strony.




Ważne by pączki wkładać do tłuszczu odwrotnie niż wyrastały, czyli wyrośniętą częścią do spodu. Wtedy druga część kulki też ma szansę urosnąć. 




Po wyjęciu z frytkownicy odsączam pączki na papierowym ręczniku. Następnie obtaczam je w cukrze wymieszanym z cynamonem. Już teraz są pyszne ale możemy je jeszcze nadziać.




W bok pączka wbijamy patyczek i delikatnie nim poruszmy by zrobić troszkę miejsca na nadzienie. Przy pomocy szprycy wypełniamy pączek konfiturą, musem owocowym lub kremem.




Smacznego!

wtorek, 5 lutego 2013

Deser jogurtowo malinowy z czekoladą Fair Trade i obłędnym jogurtem od Mlecznej Drogi

Co by tu zjeść?
Jest ochota na coś słodkiego.
Jest tęsknota za wiosną i latem.
Jest smak na maliny
Jest pojemniczek malin z ogródka w zamrażalniku.
Jest w lodowce wspaniały jogurt naturalny Mlecznej Drogi
Jest paczka mini ciasteczek anyżowych.
Jest końcówka gorzkiej czekolady (Fair Trade)
Jest deser!
Jest pysznie!!
Jest zdrowo!!!




Deser jogurtowo malinowy

Na każdą porcję

20 malin
100 g jogurtu naturalnego 
½ łyżeczki pasty waniliowej
1 łyżeczka miodu
4 łyżki pokruszonych ciasteczek
Np.makaroników, herbatników, biszkoptów
pokruszona gorzka czekolada (Fair Trade)

Jeśli korzystamy z mrożonych malin trzeba je najpierw rozmrozić w temperaturze pokojowej.
Jogurt wymieszać z miodem i pastą waniliową. 
W pucharku warstwami układać pokruszone ciastka na zmianę z jogurtem i malinami.
Wierzch posypać pokruszoną czekoladą.

Smacznego !


poniedziałek, 4 lutego 2013

Pełnoziarniste zdrowe ciasteczka z masłem orzechowym. Przepis wegański

Ostatnio gdy przygotowuje dla nas ciasteczka staram się wykorzystywać i tworzyć przepisy wegańskie, lub przynajmniej bez jajek. Po części ze względu na oszczędności, ale też by mieć pewność, że będę je mogła długo przechowywać. Możemy wtedy delektować się dwoma trzema ciasteczkami do kawy, bez obawy że zaraz się zepsują.

Ciasteczka z masłem orzechowym przygotowałam dla mojego mężczyzny dwa tygodnie temu, gdy wyjeżdżałam do rodziców. Jak się okazuje nadal są świeże, mięciutkie i pyszne. Przechowywane w metalowej puszce wyłożonej serwetką wcale nie straciły swoich właściwości i nadal cieszą podniebienie.
Od niedawna mój chłopiec stara się pozbyć brzuszka, a więc muszę mu w tym pomóc i ograniczyć przyrządzanie słodkości do minimum. Szkoda, że nie mam komu oddać, czy sprzedać moich wypieków, bo chętnie bym sobie poszalała w kuchni na słodko. No cóż, jak trzeba to trzeba.

Przepis na ciasteczka znalazłam za pośrednictwem Pinterest na blogu 17andbaking, z dalszym odnośnikiem do 101cookbooks. oczywiście nieznacznie go przekształciłam. Ciastka są mięciutkie, nie bardzo słodkie, o wyraźnym fistaszkowym smaku. Taka pełnoziarnista przekąska świetnie sprawdza się na drugie śniadanie lub podwieczorek dla małych i dużych dzieci.



Ciastka pełnoziarniste z masłem orzechowym
(wegańskie)
składniki:

2 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
szczypta soli
1 łyzeczka sody oczyszczonej
3/4 szklanki masła orzechowego
1/2 szklanki miodu
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1/3 szklanki mleka sojowego
3-4 łyżki oleju rzepakowego (tłoczonego na zimno)

Dokładnie wymieszaj ze sobą masło orzechowe, miód, ekstrakt waniliowy, mleko sojowe i olej. Następnie dosyp resztę sypkich składników i połącz łyżką lub szpatułką aż powstanie gładka masa. Ciasto przykryj i wstaw do lodówki na 15-30 minut.

Piekarnik rozgrzej do 175 st. C. Blachę wyłóż papierem lub matą do pieczenia. Z ciasta odrywaj wilgotnymi dłońmi kulki wielkości orzecha włoskiego, lub większe. Ułóż je na blaszce zachowując 3 cm odległości między ciastkami, lekko spłaszcz i wstaw do rozgrzanego piekarnika. Piecz 10-12 minut aż się delikatnie zarumienią.

Gotowe ciasteczka orzechowe wystudź na kratce. Przechowuj w metalowej puszce.

Smacznego!