poniedziałek, 15 października 2012

Pieczone kotlety warzywne z brukselki oraz kilka słów o tym jak nie marnować jedzenia.

Od dawna, właściwie chyba od zawsze, bliska mi jest idea nie marnowania jedzenia. Gdy oglądam programy, wywiady prezentujące ile jedzenia jest codziennie wyrzucane do śmieci, to łapię się z niedowierzaniem za głowę. Ten problem dotyczy nie tylko gospodarstw domowych, ale także restauracji, stołówek, supermarketów i innych sklepów a także samych producentów i dystrybutorów żywności.

Człowiek we współczesnym świecie produkuje o wiele ton jedzenia za dużo w stosunku do tego ile jest w stanie zjeść. Nie mówimy tu przecież o kilku zgniłych owocach czy warzywach, czy zapleśniałym kawałku chleba raz na jakiś czas. Mówimy o tonach (!!) warzyw i owoców, które już na starcie są wyrzucane bo nie spełniają odpowiednich kryteriów- kształtu, wielkości itp. Mówimy o wyrzuconych kilogramach mięsa, do produkcji którego zużywa się niesamowite zasoby energii. Mówimy o wielu bochenkach chleba, które trafiają na śmietnik następnego dnia po upieczeniu. Mówimy o tonach odpadków żywieniowych, sałatkach, zupach, mięsach, ciastach, które są wyrzucane przez restauracje i jadłodajnie. Mówimy o niewyobrażalnych ilościach odpadów z przeterminowaną żywnością jakie trafiają z supermarketów na wysypiska.

Dlaczego tak się dzieje? Bardzo wiele problemów z gospodarką żywieniową wiąże się z przepisami prawnymi. Zabraniają one lub ograniczają możliwość na przykład rozdawania jedzenia. Każdy z nas słyszał chyba o piekarzu, który przez to ze przez wiele lat dokarmiał ubogich i bezdomnych chlebem, który i tak by wyrzucił, musiał zamknąć swoją piekarnię, bo dzięki urzędowi skarbowemu zbankrutował. Kolejnym absurdem są restrykcje dotyczące sprzedaży warzyw i owoców- aby były dopuszczone do sprzedaży muszą mieć odpowiedni kształt, zabarwienie, wielkość. Winni jesteśmy my sami, jeśli kupujemy za dużo jedzenia i nie jesteśmy w stanie go zużytkować. Winowajców jest jeszcze wielu, ale  nie szukajmy ich po całym świecie, skupmy się raczej na własnym podwórku.

Co ja, ty, my możemy zrobić by zapobiec marnowaniu jedzenia, a przy okazji wody i energii? Przede wszystkim musimy planować nasze posiłki. Nie kupujmy wszystkiego co nam wpadnie pod rękę w supermarkecie, czy na targu. Na zakupy powinniśmy iść przynajmniej z jakimś ogólnym zarysem menu na następne dni. Sprawdzajmy daty ważności produktów, które wkładamy do koszyka, by nie okazało się, że nie zdążymy ich zjeść. Nie kupujmy nigdy "na zapas". Nie kupujmy wielkich opakowań, jeśli nie damy rady ich zużyć w odpowiednim czasie. Minęły już czasu, gdy do sklepów "rzucali" szynkę czy pomarańcze. Dziś mamy dostęp do każdego rodzaju jedzenia na co dzień.

Co możemy zrobić z jedzeniem, które już leży w lodowce, czy spiżarni? Prawie wszystkie warzywa i owoce z powodzeniem możemy przerobić na przetwory. Przy odrobinie chęci i wysiłku nie tylko zużyjemy zapasy, a także zaoszczędzimy trochę pieniędzy, na kupowaniu gotowych słoiczków ze sklepu. Praktycznie każde mięso i podroby możemy zamrozić, lub ugotować dla naszych zwierzaków- psów i kotów. Wszelkie produkty sypkie, by zapobiec ich zepsuciu, trzymamy w szczelnie zamkniętych opakowaniach. Sery i wędliny, które są zapakowane w folię od razu z niej wyjmujemy i pakujemy w pergamin. Chleb również nie powinien dłużej leżeć opakowany plastikiem. Najlepiej włożyć go do materiałowej lub papierowej torby, a dopiero wtedy ewentualnie do reklamówki. Zwracajmy uwagę na to jak przechowuje się konkretne produkty, nie pakujmy wszystkiego z przyzwyczajenia do lodówki. Z kolej otwarte opakowania z dżemem, piklami, musztardą itp- trzymajmy w lodówce. Ponadto, raz na kilka dni róbmy przegląd w lodówce- spiżarni w celu kontroli przydatności pożywienia, jakie tam się znajduje. Zużywajmy najpierw to, co może się najszybciej popsuć.

Zachowujmy resztki z posiłków. Ziemniaki, kasze, warzywa, mięso, sosy, które nie znalazły miejsca na naszym talerzu, nadal możemy wykorzystać i skonstruować  z nich dobry i zdrowy posiłek.
Jedzeniem możemy się poza tym dzielić. Każdy z nas na pewno zna rodzinę, w której się nie przelewa, może wśród znajomych, w pracy, może między sąsiadami. Trzeba tylko znaleźć w sobie odwagę i chęć by zaproponować im jedzenie, którego mamy w nadmiarze. Myślę oczywiście tylko o takich produktach, które nadają się do spożycia. W ten prosty sposób, przy okazji mogą pojawić się w naszym życiu nowi przyjaciele, znajomi, życzliwi nam sąsiedzi.

Każdy z nas może coś zrobić. Zacznijmy od własnej lodówki, domu, rodziny, czy swojego osiedla a może będziemy w stanie zdziałać o wiele więcej i mierzyć o wiele wyżej. Pomocne w tym temacie będą nam liczne strony internetowe np. Banków Żywności, kampanii "Nie marnuj jedzenia. Myśl ekologicznie", książka "Ekonomia Gastronomia" a także liczne źródła zagraniczne tj: www.lovefoodhatewaste.comhttp://www.wedontwaste.org/ i inne.

Polecam obejrzeć krótki i bardzo ciekawy referat Tristram'a Stuart'a: The global food waste scandal. Dostępny pod tym linkiem: http://www.ted.com/talks/tristram_stuart_the_global_food_waste_scandal.html

W ramach przetwarzania jedzenia pozostałego z domowych posiłków polecam wam przepis na wegetariańskie kotlety. Do ich przygotowania użyłam ugotowanej poprzedniego dnia brukselki, resztki sera,  papryki, czerstwej bułki i kaszy z kolacji. Tego typu kotleciki mogą powstać przy użyciu bardzo rożnych warzyw, kasz i sera. Moje kotleciki wyszły niesamowicie pyszne i aromatyczne, z chrupiącą skórką i mięciutkim wnętrzem. Musicie tylko uruchomić wyobraźnię i do dzieła!


Pieczone kotlety z brukselki z papryką i serem

Składniki:
200 g ugotowanej brukselki
50 g cebuli
50 g czerwonej papryki
70 g sera korycińskiego (lub fety, czy sera żółtego)
1 czerstwa kajzerka
100 g ugotowanej kaszy jęczmiennej
1 małe jajko
natka pietruszki
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżki oliwy lub oleju
pieprz, ziola do smaku
ew. bułka tarta

Ugotowaną brukselkę wrzucamy do malaksera i chwilę miksujemy. Paprykę kroimy na małą kostkę. Cebulę drobno siekamy. Ser kroimy w małą kosteczkę.
Kajzerkę zalewamy w misce gorącą wodą i dociskamy obciążonym talerzem. gdy już namięknie, odciskamy ją z nadmiaru wody i rozdrabniając między palcami, dodajemy do brukselki. Wrzucamy do nich przygotowane warzywa kaszę i ser. Doprawiamy dużą ilością natki pietruszki, pieprzem i ulubionymi ziołami. Mieszamy wszystko z oliwą i sosem sojowym. Masę najlepiej ugnieść rękoma. Jeśli mokrymi dłońmi nie możemy utworzyć z niej kotlecików, dodajemy po trochu bułki tartej, która zwiąże lepiej masę.

Kotleciki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 st.C. i pieczemy ok 30 minut. Po 15 minutach wyjmujemy blachę z piekarnika i ostrożnie, podważając drewnianą szpatułką, przewracamy je na drugą stronę.

Kotlety możemy zjeść od razu na przykład z prostym sosem pomidorowym i pieczonymi ziemniakami. Te, które zostaną przechowujemy w pojemniku w lodówce, lub zamrażamy by użyć je za jakiś czas.

Smacznego!

1 komentarz:

  1. Twój przepis zainspirował mnie do zrobienia własnej wersji kotletów warzywnych. Już od jakiegoś czasu do zwykłych mielonych dodaję różne warzywa, ale takich bezmięsnych jeszcze nie robiłam. Naprawdę ciekawy przepis, chociaż pewnie, jak zwykle, będę kombinowała po swojemu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń