niedziela, 24 czerwca 2012

Tarta wielowarzywna na pełnoziarnistym spodzie.

Tarta, to coś co Moniczka lubi bardzo. Jakiś rok temu pokochałam tarty na razowym, pełnoziarnistym,  żytnim spodzie, ale oczywiście smaczne są także te tradycyjne i na francuskim cieście. Jeśli chodzi o nadzienie to w moim menu również panuje pełna dowolność. Najczęściej zależy ono od tego co mam akurat w lodówce czy spiżarni. Przypomnę kilka z tych, które pojawiły się na blogu to : Szybka tarta szparagowa, ze szpinakiem i jajkiem, czy ta z brukselką. Jak widać, są to tarty wytrawne na obiad, przystawkę, czy danie na spotkania z przyjaciółmi.  Często tworzę też tarty owocowe, ale jeszcze żadna nie doczekała do momentu fotografowania :) Muszę to zmienić.
Bawię się także z wielkością tart - od najmniejszych- do takich dość dużych- wysokich lub niskich. Myślę, że jest to bardzo wdzięczne danie. Przyjmie prawie każdą mąkę, większość owoców i warzyw. Możemy jej nawet użyć jako narzędzie przetwarzania resztek z obiadu- kaszy, warzyw, sosu pomidorowego. ja się świetnie bawię z moimi tartami i polecam tę zabawę innym.

Gdy mamy więcej czasu możemy samodzielnie przygotować ciasto na spód -także dzień wcześniej. Gdy zależy nam na czasie- używamy gotowego ciasta francuskiego. Ciasto na tartę można także zamrozić i potem zostawić na noc w lodowce by rozmarzło.

Gdy dysponujemy dosłownie chwilką, bo już do drzwi pukają goście- bierzemy ciasto francuskie, smarujemy grubo sosem pomidorowym, albo pesto, rozkładamy krążki warzyw, które szybko się upieką jak- pomidora, cukinię, bakłażana, paprykę, cebulę, oliwki, kapary, posypujemy resztką sera i dużą ilością ziół, zapiekamy 20 minut i pyszne danie gotowe.

Do nadzienia możemy też z powodzeniem użyć warzyw mrożonych. Wystarczy je wtedy jedynie odmrozić na patelni i połączyć z wybranym, pasującym do nich sosem.

Dla rybo i mięsożerców- dodatek pieczonego kurczaka, wędzonego na zimno czy podsmażonego łososia, innej wędzonej ryby, również będzie wyśmienity.

Tartę można calkowicie skomponować według własnego gustu i potrzeb, a także względem naszych gości i oczywiście najukochańszych dzieci. Jeśli włączymy maluchy w przygotowanie ciasta i warzyw, na pewno o wiele chętniej będą pałaszować jedzonko z talerza.

Tarteletki i tarty - Sarah BanberyWiele ciekawych przepisów znajdziecie w książce "Tarteletki i tarty" Sarah Banbery
Dostałam ją kiedyś w prezencie i często z niej korzystałam.


Milej tarto- zabawy :)






PS. A propos rzeczy ulubionych... to niech Wam Katie jeszcze ładnie zaśpiewa z warszawskich "Wianków" na Podzamczu :) Nie było mnie w stolicy, ale oglądałam w TV.







Tarta wielowarzywna na pełnoziarnistym spodzie.

Składniki:
Ciasto:
125 g mąki pszennej pełnoziarnistej
125 g maki pszennej
125 g masła
50 ml zimnej wody
szczypta soli
Nadzienie:
1 cebula
2 ząbki czosnku
11/2 marchewki
2 pietruszki
3 ziemniaki
1/2 cukinii
1/2 brokuła
1/4 kalafiora
1 łyżeczka  suszonego oregano
1 łyżeczka suszonej bazylii
1 łyżka sosu sojowego
ok 3/4 szklanki wody

Beszamel:
300 ml mleka ( użyłam mleka bez laktozy)
40 g masła
40 g mąki
szczypta soli, pieprz
1 łyżeczka  tartej gałki muszkatołowej
1 jajko
100 g oscypka+ 50 g do posypania po wierzchu

Wykonanie:
Przygotowanie ciasta:
Wymieszać mąki z solą i pokrojonym w kostkę masłem.  Rozdrobnić masło w mące do konsystencji kruszonki, dodać zimną wodę i zagnieść ciasto. Powinno być gładkie. Owijamy ciasto folią i wstawiamy do lodówki na 30 minut. Po tym czasie rozwałkowujemy je do koła o średnicy 6 cm większej niż forma. W moim przypadku była to tortownica 25 cm. (czyli 25cm+6 cm.) Wkładamy ciasto delikatnie do formy, wyklejamy dokładnie dno i wysokie brzegi. Jeśli używacie tarty o niskim rancie- możecie użyć takiej o większej średnicy.
Do środka formy wkladamy teraz papier do pieczenia, wsypujemy fasolki do pieczenia i znów schladzamy w lodowce przez 30 minut.
Piekarnik rozgrzewamy do 180'C

Przygotowanie nadzienia:
Cebulę obieramy i kroimy na małe kawałeczki. Czosnek także obieramy i drobno siekamy. Ziemniaki obieramy i kroimy w 1-centymetrową kostkę. marchew, pietruszkę obieramy i kroimy w cienkie słupki.
Cukinię kroimy na plastry i potem na ćwiartki. Brokuł i kalafior dzielimy na małe różyczki

Na dużej głębokiej patelni rozgrzewamy kilka łyżek oliwy do smażenia i wrzucamy cebulę i czosnek.Smażymy mieszając przez 3 minuty i dodajemy do nich ziemniaki, marchew i pietruszkę. Dalej smażymy przez kilka minut do pierwszego zarumienienia warzyw i  podlewamy ok 1/2 szklanki wody i łyżką sosu sojowego. Przykrywamy i dusimy pod przykryciem na średnim ogniu prze 10 minut. Następnie dodajemy resztę warzyw i podlewamy jeszcze kilkoma łyżkami wody jeśli już wyparowała. Dusimy przez kolejne 7-10 minut. Warzywa nie powinny się rozgotować, muszą zachować jędrność. Zdejmujemy patelnię z gazu i dodajemy zioła.

Spód wyjmujemy w lodówki i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 15 minut, po tym czasie zdejmujemy papier z fasolkami i wstawiamy jeszcze na 5 minut do piekarnika. Wyjmujemy i na chwilę odstawiamy. 

Beszamel:
Podgrzewamy mleko. W naczyniu o grubym dnie rozpuszczamy masło, do którego wsypujemy mąkę i mieszamy.  Smażymy przez 2 minuty. Zalewamy powoli gorącym mlekiem i intensywnie mieszamy trzepaczką. ja w tym momencie zestawiam naczynie z ognia. Mieszanie sprawi, że nie pojawia się gródki, a nawet jeśli, to można je trzepaczką rozetrzeć. Doprowadzamy do wrzenia i zdejmujemy z ognia. Do garnka wrzucamy 100 gram startego na tarce oscypka, 1 żółtko, gałkę muszkatołową. Doprawiamy pieprzem i solą do smaku.
Beszamel mieszamy z warzywami. Białko ubijamy i dodajemy do przestudzonych warzyw.


Farsz wykładamy na podpieczony spód, tak by brzeg ciasta był widoczny. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 25 minut. Po upływie tego czasu na tartę wysypujemy resztę startego oscypka i zapiekamy jeszcze kolejne 7-10 minut aż oscypek się zarumieni.

Tarta najlepiej smakuje gdy calkowicie się ją wystudzi i później ponownie odgrzewa. W takim wypadku Pieczemy tarte 30-35 minut a dopiero  przy odgrzewaniu posypujemy serem.
Dobrze smakuje także na zimno.

Smacznego!

piątek, 22 czerwca 2012

Metrowiec. Czarno -białe ciasto z metra i wspomnienia z niedzielą w starym kinie.

W małym kinie nikt już dzisiaj nie gra na pianinie...

Gdy byłam  mniej więcej w podstawówce na antenie polskiej telewizji, co niedziela nadawany był program "W starym kinie". Zawsze wtedy siadałam na kanapie wtulona w ramię mojego dziadka i przenosiłam się w międzywojenny czarno- biały świat. Dla mnie te filmy miały w sobie  więcej  magii niż niejeden współczesny z wieloma efektami specjalnymi. Uwielbiałam ten humor warszawskich cwaniaczków, zimnych drani i amantów, którzy zakochiwali się na zabój od pierwszego widzenia. Tam miłość była taka czysta, niewinna i romantyczna. Te wszystkie piosenki wyśpiewane przez Eugeniusza Bodo, Jana Kiepurę czy Mieczysława Fogga do dziś brzmią mi w uszach- niektóre z nich znajdziecie nawet na mojej playliście. Ileż to dystyngowanych dam śpiewało  "miłość ci wszystko wybaczy", "odrobinę szczęścia w miłości, odrobinę serca czyjegoś..". Dżentelmeni umawiali się z panienkami na niedzielę, czy na godzinę dziewiątą mrucząc pod nosem "umówiłem się z nią na dziewiątą tak mi do niej tęskno już zaraz wezmę od szafa akonto kupię jej bukiecik róż... od tej pory oboje wiedzieli, że "Nie kochać w taką noc to grzech, gdy sercu serca brak..."
Amant od tej pory widział, że  "już nie zapomnisz mnie, gdy moją piosenkę spamiętasz", a nowa sympatia nuciła" "usta milczą serce śpiewa kochaj mnie". Oczywiście "to się zwykle tak zaczyna" i romantyczne początki tak to w filmie jak i w życiu przechodziły w rzeczywistość, a z niego wychodził ten zimny drań, jakim był od początku



 

Takie to były przedwojenne filmy. Oczywiście nie brakowało również melodramatów i filmów innego typu, ale to komedie, filmy obyczajowe najczęściej gościły na antenie. Szczerze je uwielbiałam i bardzo brakowało mi tych niedzielnych poranków. Mój dziadek odszedł od nas w tym samym roku, w którym przerwano emisję tego programu. 

Chociaż te  wspomnienia wprowadzają mnie w chwilę melancholii, zadumy, tęsknoty za dzieciństwem i ludźmi, których już z nami nie ma, to przecież są pełne szczęścia i uśmiechu.

Od dawna "chodziło za mną" ciasto z tamtych dni. Moja mama robiła je przeważnie na specjalne okazje i zawsze bardzo szybko znikało :) Chciałam podzielić się z moim ukochanym smakiem tamtych odległych dziecięcych wspomnień. Oprócz tego samo ciasto też jest czarno białe, jak filmy z moich niedzielnych poranków, więc idealnie wpasowało się w mój melancholijny nastrój...



Metrowiec

Składniki na 2 ciasta

Ciasto białe:
4 jajka
8 łyżek wody
8 łyżek oleju
1 1/3 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
kilka kropel aromatu rumowego 

Ciasto czarne:
 4 jajka
8 łyżek wody
8 łyżek oleju
1 1/3 szklanki mąki
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 czubate łyżki kakao

Krem:
1 szklanka mleka
4 łyżki cukru
3 łyżki mąki
200 g margaryny
2 łyżki soku i skórka otarta z cytryny


Ciasta przygotowujemy tak samo i pieczemy w dwóch identycznych formach keksowych jedno po drugim.

Formy do pieczenia ciasta smarujemy masłem i posypujemy mąką. Piekarnik rozgrzać do 180'C.
Żółtka utrzeć z cukrem aż będą puszyste. Dodać do nich olej i wodę, wymieszać, po czym po 1 łyżce stale ubijając dodawać mąkę z proszkiem do pieczenia. Do ciasta ciemnego dodać kakao, a do jasnego aromat rumowy.
Białka ubić na sztywną pianę i dodać do masy. Ciasto delikatnie wymieszać łyżką i przelać do przygotowanej formy. Piec ok 40-45 minut aż się lekko zarumieni i będzie odstawać od brzegów. Ciasto odstawić do całkowitego ostygnięcia.

Na krem  ugotować 3/4 szklanki mleka z cukrem. W reszcie zimnego mleka rozrobić mąkę i dodać ją do tego w garnku. Zagotować mieszając jak zwykły budyń. Masę ostudzić, dodać do niej sok i skórkę z cytryny. gdy będzie całkowicie zimny, ucierając drewnianą łyżką lub kula do wyrabiania ciasta dodawać po łyżce margaryny. Mieszać aż krem się połączy i będzie puszysty.

Ciasta kroimy na kromki. Przekładamy je kremem budyniowym czarne i białe na zmianę. Na początku i końcu ciasta jest kromka ciasta. Z podanej ilości możemy zrobić 2 metrowce. 



Ciasto owinęłam w folię spożywczą i włożyłam w keksówkach do lodówki. Leżakuje ono przez około 1 godzinę. następnie po wierzchu smarujemy je polewą czekoladową i posypujemy wiórkami, lub płatkami kokosowymi. 

Ciasto przez podaniem kroimy na ukos, tak by każda porcja miała formę zebry. Jeśli metrowiec przetrwa do następnego dnia, przechowuję go w lodowce.


Smacznego!

 A na zakończenie moja ulubiona przedwojenna melodia...



czwartek, 21 czerwca 2012

Lato, owocowe jagodowo truskawkowa kolacja ze śniadaniem.

Dwa dni temu wybrałam się na samotny poobiedni spacer. Moim celem było głównie upolowanie ostatnich kwiatów czarnego bzu. Sok, który zrobiłam kilka tygodni temu już się skończył a mój ukochany zapałał do niego niesamowitą smakowitą miłością. Prawie się rozpłakał, gdy powiedziałam że bez już przekwita i pewnie nic się już nie da zrobić. Na szczęście udało się upolować trochę krzaczków bzu z ostatnimi aromatycznymi baldachimami. Sam z poświęceniem zbierał kwiaty walcząc z pokrzywami i jeżynami, które rosły u ich podnóża. Czego się nie robi dla niepowtarzalnego smaku.



Lato już zapukało do naszych drzwi i w czasie spacerów po okolicznych łąkach słychać niesamowite bzyczenie. Za każdym razem gdy trawy, koniczyna, krzewy i kwiaty brzęczą gdy koło nich stoję przypomina mi się uroczy fragment Kubusia Puchatka. W oryginale brzmi ona tak:

"That buzzing-noise means something. If there's a buzzing noise, somebody's making a buzzing-noise, and the only reason for making a buzzing-noise that I know of is because you're a bee. ....
And the only reason for being a bee that I know of is making honey.....
And the only reason for making honey is so as I can eat it."

Ten miś o małym rozumku a wielkim sercu wywołuje swoimi przemyśleniami ciepły uśmiech na mojej twarzy.


Ta sama łąka jeszcze niedawno cieszyła bogactwem kwiatów, których nazw nawet nie potrafię wymienić. Dziś pełna jest pięknej wysokiej koniczyny. Oprócz pracowitych pszczółek i bąków nie zabrakło i innych owadów. Na kolejnej łące spotkałam radosną biedroneczkę. Jak każde małe, czy trochę większe dziecko liczyłam jej kropeczki. Prawdziwa z niej Lady, nic dziwnego, że Anglicy nazywają ją Ladybird...



Uwielbiam spacery w każdą porę roku. Wiosną - gdy czujesz pierwsze ciepłe promienie słońca na swojej twarzy, gdy odnajdujesz pierwsze kwiaty i  motyle a drzewa owocowe tworzą rozkwiecone aleje. Latem, gdy w pełni cieszysz się ciepłym powietrzem, wąchasz piękne kwitnące róże i  lilie, cieszysz się widokiem dojrzałych owoców i chłodzisz stopy w górskiej rzece czy jeziorze. Jesienią szurając stopami w parkowych alejach pełnych wielokolorowych liści, spacerując w kaloszach i z ulubionym parasolem w jesiennym deszczu i szukając grzybów w lesie. Zimą, gdy padają przepiękne, delikatne płatki śniegu a mróz skrzypi pod butami, a ty zmierzasz do ciepłego domu, czy knajpki, w której możesz wypić pysznego grzańca lub gorącą czekoladę. Taak kocham spacery.


Gdy myślę o spacerach przypomina mi się mój dziadek. Jako mała dziewczynka często zostawałam na krótki  wakacyjny czas, albo na weekendy u babci i dziadka. Wyruszaliśmy wtedy na kilkugodzinne spacery ulicami warszawskiego Mokotowa. Był to zwyczaj mojego dziadka, w którym my z rodzeństwem mu towarzyszyliśmy. Pamiętam też genialną cukiernię na rogu Al. Niepodległości i Madalińskiego, w które kupowaliśmy lody albo ciacha- i moje ukochane, niepowtarzalne ciastka ponczowe. 


Idę gdzie mnie oczy i myśli poniosą. Trafiłam do pobliskiego lasu, a tam trafiłam na młodziutkie pierwsze jagody. Bardzo lubię ich smak i wszelkie potrawy z ich dodatkiem. Letnia zupa jagodowa na zimno to coś co uwielbiam, podobnie pierogi z jagodami i wszelkie możliwe desery na czele z jagodziankami. Zebrałam około pół litra świeżych jagód i ruszyłam do domu. Była z nich pyszna kolacja, która równie dobrze mogłaby być śniadaniem. Czyż to nie jest wspaniale, gdy spacer kończymy takimi pysznościami?

Świeże owoce takie jak maliny, jagody, jeżyny, poziomki najbardziej lubię na surowo, nieprzetworzone. Jest dla mnie pewną profanacją gotowanie, duszenie, czy smażenie tych owoców w cukrem. Wszak takie nienaruszone z jogurtem kefirem, lodami, czy w formie koktajlu smakują najlepiej. 
Jako epilog mojej opowieści przedstawię wam pyszną propozycję na kolację lub śniadanie. Jest ono niskokaloryczne a zarazem pełne smaku i witamin.



Deser jogurtowy z muesli, jagodami i truskawkami.

Dla każdej osoby potrzebujemy:
150 g jogurtu (najlepiej naturalnego)
100 g jagód
100 g truskawek
4 łyżki naturalnego muesli (lub muesli crunchy)
1 łyżka płatków migdałowych (lub wiórków kokosowych)
1 łyżeczka miodu (lub syropu z agawy)
kilka listków mięty

Deser przygotowujemy w ozdobnym pucharku, kieliszku lub głębokiej szklance.
Na dno naczynia wykładamy połowę jogurtu. Układamy na nim truskawki pokrojone w ćwiartki, zostawiając jedną do dekoracji i  posypujemy je muesli. Wykładamy kolejną warstwę jogurtu zostawiając 1 łyżkę do dekoracji. następnie posypujemy jagodami. Na środku robimy kleks z łyżki jogurtu, na nim układamy truskawkę, całość polewając płynnym miodem. 
Deser schładzamy pół godziny w lodówce i podajemy przystrojone świeżym listkiem mięty.

Smacznego!

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Cheerleaderki - kruche wytrawne babeczki na przekąskę

Nie mogę się wpisać w grupę kibiców piłki nożnej. A jednak ostatnie mecze Euro 2012 oglądałam razem z ukochanym (który także za futbolem nie szaleje) Oglądaliśmy... aż do ostatniej soboty, gdy Polska przegrała z Czechami. Żeby cała sprawa była zabawniejsza, to mecz oglądaliśmy w czeskiej telewizji z kolegą Petrem (Czechem) na kanapie. On się cieszył, my już nie za bardzo. Żal mi było tych naszych piłkarzy. Okiem laika oceniam, że w ostatnich meczach na prawdę dawali z siebie wszystko. Dość oceniania, teraz prawdopodobnie obejrzymy finał, może i półfinały.

Ja osobiście bardzo żałuję, że nie mogłam obejrzeć ostatnich meczy naszych siatkarzy. Czytałam, że wygrywają teraz mecze rundy eliminacyjnej Ligi Światowej. O tym, się niestety tak głośno nie mówi.  Jak się tego można spodziewać, w Czechach nie są one transmitowane... Siatkówka to jest właśnie ten sport dla którego mocniej bije moje serce. W czasie transmisji z meczy polskiej reprezentacji siatkarskiej ciężko oderwać mnie od telewizora. Zdradzam również wszelkie objawy kibica sportowego: krzyczę, płaczę, zasłaniam oczy rękoma, czasem wymachuję rękoma, podskakuję, lub przyklękam, rozkręcam głośność na pełny regulator i nie pozwalam nikomu by mi przeszkadzał. Tak, tak, są tacy, którzy to widzieli w wersji na żywo :P

Niezależnie jakiej drużynie i jakiej dyscyplinie się kibicuje, przekąski to dobra rzecz. Dzisiaj proponuję kolorowe babeczki, które pomogą zajeść stresy spowodowane dopingowaniem. Ta krucha przekąska jest idealna na jeden lub dwa kęsy, wyrazista w smaku i do tego uroczo piękna jak niejedna polska cheerleaderka :)
Nie muszę chyba dodawać, ze takie przekąski świetnie sprawdzą się także na przyjęciach i imprezach...





Cheerleaderki - kruche wytrawne babeczki na przekąskę

Składniki:
  • Spody
    • 250 g mąki pszennej
    • 125 g masła czosnkowego
    • 1 szczypta soli
    • 1 żółtko jajka
    • 1-2 łyżki zimnej wody
  • Wypełnienie
    • 100 g łososia wędzonego w płatach
    • 1 pomidor duży
    • 100 g oliwek zielonych
    • 1 ogórek konserwowy
    • 100 g sera żółtego (np.Rubin)
    • 1 cebula czerwona
    • 1,5 łyżki octu winnego z czerwonego wina
    • 2 łyżki oliwy z oliwek Extra Virgin
    • sól, pieprz do smaku
    • 2-3 gałązki świeżego oregano
    • 3-4 listki sałaty karbowanej
  • krem czosnkowy
    • 100 g masła czosnkowego
    • 100 g kremowego serka twarogowego

Do przygotowania kruchych spodów przesiać mąkę do miski w wrzucić do niej zimne masło czosnkowe sól i żółtko. Masło posiekać za pomocą noża lub szpatułki. Następnie zagnieść ciasto w gładką kulę. Jeśli będzie nadal za kruche dodać do niego łyżkę wody, lub więcej jeśli będzie taka potrzeba. Ciasto owinąć w folię i wstawić przynajmniej na 30 min do lodówki.
Piekarnik rozgrzać do 180'C.  Ze schłodzonego ciasta odrywać kulki wielkości orzecha włoskiego, spłaszczyć i wyłożyć nimi foremki do babeczek. Każdą babeczkę nakłuć widelcem i wstawić do piekarnika na 15 minut, lub dopóki się zarumienią.
Po wyjęciu z piekarnika odstawić na 10 minut do ostygnięcia jeszcze w foremkach. Gdy lekko przestygną delikatnie wyjąć każdą babeczkę przechylając foremkę do góry dnem i w razie potrzeby opukując naokoło. Babeczki ułożyć na talerzach, najlepiej w kolorowych papilotkach.

Nadzienie przygotowujemy w następujący sposób. Pomidora parzymy we wrzątku i obieramy z niego skórę. Usuwamy z niego pestki i kroimy w drobną kostkę. Także ogórek, oliwki, cebulę i żółty ser kroimy na kawałki podobnej wielkości. Wędzonego łososia rozdrabniamy rękoma. Łączymy wszystkie składniki w sałatkę doprawiając ja do smaku octem, oliwą, solą i pieprzem.

Aby przygotować krem czosnkowy ucieramy razem jego składniki przy pomocy miksera lub kuli do ucierania ciasta. Gdy uzyskamy wystarczająco kremową konsystencję możemy ewentualnie doprawić szczyptą soli.

Przygotowanie babeczek: każdy ze spodów wykładamy małym kawałkiem karbowanej sałaty. Następnie nakładamy do środka około 1 łyżkę sałatki- nadzienia. Na wierzchu robimy rozetkę z kremu czosnkowego i ozdabiamy malutką gałązką oregano.

Smacznego


piątek, 15 czerwca 2012

Knedle, kluski, kuleczki, kopytka. Ziemniaczano- ziołowy zawrót glowy.

Nie miałam specjalnie pomysłu na obiad, więc zajrzałam do książki kucharskiej jaką niedawno przywiózł od swojej mamy mój kochany. Jest to "Kuchnia Wegetariańska" Marka Łebkowskiego. Książka jest bardzo ładnie wydana, na papierze kredowym z wieloma fotografiami i ciekawymi przepisami. Moją uwagę szczególnie przykuło pierwsze 60 stron, na których znajdziemy mnóstwo przydatnych informacji i ilustracji opiewających warzywa, owoce, przyprawy, kasze, makarony, mąki i fasole wszelkiego typu. Jest to niewątpliwie ważna część szczególnie dla osób, które średnio orientują się w świecie gastronomii.  Oprócz tego znajdziemy tam masę przepisów o różnym poziomie trudności od sałatek, zup, tart po dania z kaszami, jajkami, słodkości i chleby. Na mojej półce zajmuje ona szczególne miejsce między książkami dla wegetarian. Polecam. Przepis, który podałam poniżej pochodzi właśnie z jej stron. Mogę śmiało powiedzieć, że przepis jest wyśmienity, danie proste, a smaczne, a do tego tanie :)

Knedle podałam z  pierwszymi w tym roku małosolnymi ogóreczkami, a poniekąd pierwszymi w mojej karierze kulinarnej :) (dotąd do wykonywania małosolnych wykorzystywałam mamę) PYCHA



Ziemniaczane knedle ziołowe.

Składniki:
 (dla 4 osób)

600 g ziemniaków,
2 żółtka
50 g mąki ziemniaczanej
drobno pokrojone świeże zioła:
2 gałązki majeranku lub oregano,
2 gałązki koperku,
2 gałązki tymianku
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
sól, pieprz
2 łyżki masła (ja użyłam czosnkowego)

Ziemniaki ugotować w łupinach. Gdy trochę ostygną obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Posiekane zioła, ziemniaki, żółtka i mąką dobrze wymieszać. Dodać pieprz i gałkę muszkatołową.
Masę zagnieść w dużą kulę i odstawić pod ściereczką na 20 minut.

Z masy ziemniaczanej uformować kulki wielkości włoskiego orzecha. Gotować porcjami we wrzącej wodzie. Gdy wypłyną na powierzchnię, gotować je jeszcze 2 minuty. Wyłowić łyżką cedzakową o przełożyć na talerze. Knedle przed podaniem polać stopionym masłem i posypać posiekanym koperkiem.

Knedle najlepiej gotować w dużym garnku, lub nawet w dwóch, jeśli chcemy podać w tym samym czasie ciepłe danie dla wszystkich obiadujących :)




środa, 13 czerwca 2012

Risotto kalafiorowe w dwóch odsłonach.

 Květák, cauliflower, cavolfiore, coliflor... Jak go zwal tak go zwał, ale chodzi oczywiście o kalafior.
Uwielbiam jego smak, obojętne czy pojawia się pod postacią kremowej zupy, czy na sposób polski- podawany z zasmażką z bułki tartej z masełkiem, czy też jest zapieczony z serem lub beszamelem. Po prostu jest pyszny. W Czechach przeważnie występuje w wersji w obalu- czyli w panierce, smażony na głębokim tłuszczu. No cóż nasi sąsiedzi wiedzą jak zrobić z warzywa bombę kaloryczną... Ale powiem wam, że nawet w takiej formie przypadł mi do gustu.
Kalafior oprócz walorów smakowych zawiera także mnóstwo składników odżywczych i witamin, a do tego jest bardzo niskokaloryczny. Jednym słowem posiada same zalety. Przez pewien czas panowała nawet moda by kalafior używać jako element bukietu. Moim zdaniem mógłby nawet tworzyć oryginalną wiązankę ślubną.

Marzy mi się, by kiedyś wyhodować kilka kalafiorów na własnej grządce, najlepiej w różnych kolorach. Jadłam już kalafiora fioletowego i zielonego ze strzelistymi różyczkami, nie próbowałam jeszcze odmiany żółtej. Swoją drogą, szkoda że tak rzadko możemy na bazarach spotkać kalafiory kolorowe. Z autopsji wiem, że kupujący boją się próbować nowości, więc takie "wynalazki" gorzej się sprzedają.  Ja należę do osób, które wręcz polują na wszystko co nieznane, w poszukiwaniu nowych smaków i doznań. Ostatnimi czasy muszę nawet polować na tradycyjne odmiany warzyw. Dla przykładu podam rzodkiewkę, która straciła swoją ostrość na rzecz łagodnego braku smaku. Co raz trudniej znaleźć również stare odmiany jabłek- malinówki czy kosztele. Z kolei z zazdrością patrzę na programy Jamiego Olivera w których przygotowuje różnokolorowe buraki, rzodkiewki, rzepy, cukinie czy kalafiory. W naszym ogródku pojawiają się różne odmiany dyniowatych- czyli patisony, dynie, kabaczki i cukinie we wszystkich dostępnych kolorach. Jednak nigdy nie spotkałam w warzywniaku, czy sklepie ogrodniczym kolorowych buraków. Ciekawe jak smakują...

Moja dzisiejsza kalafiorowa propozycja to risotto w dwóch możliwych wersjach. Na talerzu w zasadzie wyglądają identycznie, przygotowuje je się prawie tak samo. Jedyną różnicą jest ryż- dla siebie przygotowałam risotto z ryżu naturalnego- brązowego, a dla mojego chłopca wersję tradycyjną z ryżu arborio.

PS. Nastrojowo ciemne zdjęcie zawdzięczamy kilkugodzinnej ulewie za oknem i rozładowanej baterii w lampie :) Na pocieszenie słucham niedawno zasłyszanej i polubionej piosenki Miki Urbaniak "Pixelated"
szczerze polecam




Risotto kalafiorowe w dwóch odsłonach.

Składniki:
4 łyżki ryżu naturalnego- brązowego oraz 4 łyżki  ryżu białego do risotto (arborio)
1/2 dużego kalafiora
1 średnia cebula
1 szklanka mleka
2-3 szklanki wody
4 łyżki startego oscypka (lub parmezanu, czy innego twardego sera)
2 łyżki masła (ja użyłam masła czosnkowego)
2 łyżki sosu sojowego
pieprz do smaku
świeże posiekane zioła do podania
oliwa z oliwek lub olej do smażenia

Risotto przygotowuję w dwóch naczyniach- każdy rodzaj ryżu oddzielnie, ale kolejne kroki są identyczne.
Najpierw zaczynam przygotowywać risotto z brązowego ryżu, gdyż dłużej się on gotuje (ok 40 minut).
Ryz opłukać na sicie zimną wodą i osączyć. Cebulę drobno pokroić i połowę zeszklić na 2 łyżkach oliwy. Do cebuli wrzucić ryż i smażyć go przez chwilę aż będzie szklisty. Najlepiej w tym czasie nie mieszać go łyżką, a jedynie podrzucać na patelni. Po około 2 minutach dolać połowę mleka- czyli 1/2 szklanki.
Risotto należy mieszać raz na jakiś czas i uzupełniać płyny gdy już prawie odparują. Do ryżu dodać sos sojowy i stopniowo wlewać  wodę. Po 15 minutach do brązowego ryżu wrzucić połowę ilości kalafiora podzielonego na jak najdrobniejsze różyczki. Dalej dusić, mieszając i uzupełniając płyny aż ryz i kalafior będą miękkie. Gdy nadejdzie już ten moment, dodajemy do risotto łyżkę masła i 2 łyżki startego sera, mieszamy, doprawiamy pieprzem i ewentualnie sosem sojowym. Risotto zdejmujemy z ognia i odstawiamy na 3 minuty pod przykryciem, by smaki się przegryzły i ryż jeszcze troszkę napęczniał.

Aby przygotować risotto z tradycyjnego ryżu arborio, postępujemy identycznie, jedynie czas gotowania ulegnie zmianie. Już mniej więcej 7 minut od momentu gdy dodamy mleko do ryżu, wrzucamy do niego kalafior. Pozostałe czynności wykonujemy tak samo jak z ryżem brązowym. Czas przygotowania białego ryżu to około 20 minut (+ 3 minuty pod przykryciem)

Zarówno biały jak i brązowy ryż powinny być lekko twarde w środku- czyli al dente. Risotto dzięki dodaniu mleka, masła i sera powinno stać się lekko kremowe.

Risotto podaję posypane świeżymi ziołami .Na stole stawiam dodatkowo talerzyk z serem i tarką oraz młynek z pieprzem, by każdy mógł doprawić swoja porcję według upodobań.

Smacznego!


wtorek, 12 czerwca 2012

Strucla drożdżowa z dżemem porzeczkowym. Pora na ciacho

Pamiętam te piękne momenty mojego dzieciństwa i wczesnej dorosłości gdy zajadałam się ciastami drożdżowymi, drożdżówkami, chałkami, rogalikami. Uwielbiam ciasto drożdżowe praktycznie pod każdą postacią. Moja mama wiedząc o mojej słabości kupowała mi kiedyś te drożdżowe pyszności (albo ciastka francuskie) gdy próbowałam się odchudzać. Przyznam, że częściowo ten podstęp działał.

Wcześnie poczułam pragnienie zagniatania własnych drożdżowych bab i bułeczek. Szkoda, ze moja babcie nie zdążyła przekazać mi swoich sekretów kulinarnych, bo podobno piekła świetne placki. Za to moja mama osobiście się przyznaje, że nigdy nie miała do nich dobrej ręki. Ja od paru dobrych lat zajmuję się przygotowywaniem drożdżowych wypieków na święta i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej.

Pamiętam mój pierwszy drożdżowy makowiec. Miał on oczywiście formę strucli a wypełnienie przygotowałyśmy z mamą własnoręcznie. Makowiec ten chciał dosłownie zwiać z piekarnika. Chyba rozpierała go duma że jest taki pokaźny, muskularny i wybierał się na pokazy dla atletów. Krótko mówiąc, autor przepisu z jakiego korzystałam nie pofatygował się by wspomnieć, że składniki wystarczają na dwa makowce. Ja zrobiłam z nich jednego, który na początku wielkością wyglądał w porządku, ale gdy urósł... był podwójnie przewyższał keksówkę.

Co nie zmienia faktu że smakował wyśmienicie :) Również Panettone i inne baby próbowały nie raz opuścić piekarnik. Przeszłam już także przez  buchty, chałki, precle, drożdżówki, ślimaczki, jagodzianki a nawet pampuchy i wiele innych. Jednego jestem pewna, przygoda z drożdżami jeszcze się dla mnie nie skończyła, a prawdopodobnie będzie trwać do końca mego życia. Dziś przyszła pora na struclę i ślimaczki drożdżowe.

PS.Zdjęcie przedstawia już nadjedzone i obskubane ciacho :) co tylko świadczy o nieumiejętności powstrzymania się od jego zjedzenia. 


Strucla drożdżowa z dżemem porzeczkowym




Strucla drożdżowa z dżemem porzeczkowym lub drożdżowe ślimaczki.

Składniki:

3 szklanki mąki wrocławskiej (typ 500)
3/4 szklanki mleka
50 g świeżych drożdży
3 łyżki cukru
80 g margaryny
2 jajka
szczypta soli
słoiczek domowego dżemu z czerwonej porzeczki

Wszystkie składniki  trzymamy w temperaturze pokojowej, nie mogą być wyjęte prosto z lodówki.

Drożdże rozetrzeć z łyżką cukru i połączyć z ciepłym mlekiem. Dodajemy 1/2 szklanki mąki, łączymy by nie było grudek, przykrywamy i odstawiamy w cieple miejsce do wyrośnięcia.

Mąkę przesiewamy do miski lub na stolnicę, dodajemy do niej szczyptę soli. Jajka ucieramy z resztą cukru w miseczce ustawionej na garnku z gotującą się wodą. Łączymy je z mąką i rozczynem. ciasto wymieszać dokładnie drewnianą łyżką, po czym dodać ciepłą rozpuszczoną margarynę. Ciasto dokładnie wyrobić, pracując nad nim aż będzie odstawać od ręki. Jak zawsze przypominam, że musi one złapać dużo powietrza, więc trzeba je stale rozciągać i ugniatać.
Ciasto włożyć do miski posmarowanej lekko olejem, przykryć i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Gdy podwoi objętość podzielić je na dwie porcje. Można z nich przygotować 2 strucle, lub jedną struclę i kilka drożdżówek ślimaczków.

Ciasto rozwałkować na prostokąt o grubości ok. 1cm i szerokości formy keksowej. Posmarować dżemem po całości- zostawiając ok 1,5 cm pusty brzeg z każdej strony. Brzegi posmarować pędzelkiem zanurzonym w wodzie i zwinąć formując podłużne strucle.

Jedną struclę przekroić wzdłuż na pół i dwie powstałe części zapleść ze sobą tak by było widoczne nadzienie. Struclę ułożyć w keksówce wyłożonej papierem do pieczenia, przykryć ściereczką i znów zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Gdy ciasto wyraźnie urośnie wstawić je do piekarnika nagrzanego do 170'C i piec 45-50 minut do zrumienienia. Po wyjęciu z piekarnika, po kilku minutach, ciągnąc za papier wyjmujemy struclę na kratkę kuchenną i zostawiamy do ostygnięcia. Można przed podaniem, dodatkowo posypać cukrem pudrem.

Ślimaczki drożdżowe

Jeśli chcemy mieć 2 jednakowe strucle wykonujemy te same czynności z resztą ciasta. Jeśli chcemy przygotować drożdżowe ślimaczki postępujemy jak ze struclą aż do jej zwinięcia. Następnie zamiast kroić struclę wzdłuż, kroimy ją na kromki grubości ok 2 cm.  Tak powstałe ślimaczki układamy  na płasko w blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Zachowujemy między nimi ok 2 cm odstęp. Przykrywamy, ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. Gdy podwoją swoją objętość, pieczemy ok 15-20 minut w piekarniku nagrzanym do 160-170'C .
Ślimaczki powinny się lekko zarumienić. Po kilku minutach przełożyć na kratkę, trzeba będzie prawdopodobnie odrywać od siebie zrośnięte brzegami bułeczki  Zostawić do całkowitego ostygnięcia. (jeśli tyle wytrzymacie :)

Zarówno strucla jak i ślimaczki najlepiej smakują ze szklanką zimnego mleka...

Drożdżówki można także zamrozić, oczywiście jak już ostygną i podać po kilku dniach. Wtedy polecam zostawić je na godzinę w temperaturze pokojowej, po czym podgrzać w mocno nagrzanym piekarniku przez 5 minut i jeść gdy są jeszcze cieple i chrupiące z wierzchu. PYCHOTA.

Życzę Smacznego!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Tarta a'la gazpacho na żytnim spodzie

Ostatni tydzień spędziłam w domu rodzinnym. Jak zawsze czekało na mnie mnóstwo spraw do załatwienia i wielu przyjaciół do odwiedzenia. Każdy dzień owocował w pyszne jedzonko i świętowanie miłych chwil z najbliższymi. W tych dniach na chwilę zapominam o blogu, bo już zupełnie nie mam sił na pisanie.
Za to od wczoraj już jestem z moim kochanym. Lubię powroty :) są takie przyjemne...

Dzięki temu że byłam w Polsce mogłam poszaleć na moich ulubionych bazarkach, posmakować truskawek prosto z krzaczka i zaopiekować się zielnikiem, który się fenomenalnie rozrasta. Nabyłam również do niego dodatkowe zioła- między innymi miętę imbirową i czubrycę. Już nie mogę się doczekać momentu kiedy wykorzystam je w kuchni :)

W niespodziewanym czasie i miejscu spotkałam także Grzegorza Łapanowskiego :) bardzo z niego miły chłopak. Dla osób niewtajemniczonych- jest on młodym kucharzem, propagatorem zdrowego odżywiania, związanym z Kuchnią+ i akcją "Przedszkole na widelcu".

W równie niespodziewanym miejscu wpadłam na książki Jamiego Oliver'a "Ministry of food" i Jamesa Martin'a "The great british village show. Cookbook". (dokładniej w second-handzie :) Od długiego czasu szperam w warszawskich "ciuchlandach" w poszukiwaniu oryginalnych ubrań ale i książek kulinarnych i dla dzieci. Niestety rzadko trafiam na ładne naczynia- bo na nie trzeba polować dokładnie w chwili gdy się pojawią na półce. Lubię te moje ciuchlandy, wyprawa do nich jest w pewnym sensie ekscytująca, bo nigdy nie wiem cóż fajnego w nich znajdę.

 Celebrowałam czas spędzony z przyjaciółkami (i ich mężami), moimi rodzicami, rodzeństwem i chrześniakami. Jestem wdzięczna Bogu za nich wszystkich. Uwielbiam dla nich gotować i ich rozpieszczać małymi prezentami, nawet jeśli są to tylko upominki jedzeniowe.

Przywiozłam ze sobą trochę pyszności, których brakuje mi w Czechach. Świeże warzywa (np. produkty na małosolne ogórki), nasze domowe dżemiki bez cukru i pełnoziarniste makarony. Za to dziś po powrocie zastałam lodówkę pełną pomidorów. Ponadto miałam ochotę na zdrową tartę, więc w wyniku burzy mózgów powstał pomysł na tartę w stylu gazpacho.

Tarta gazpacho


Tarta a'la gazpacho na żytnim spodzie
(dla 2-3 osób)
Składniki:

Spód:
150 g mąki żytniej pełnoziarnistej
50 g mąki żytniej tradycyjnej
80 g masła
1 jajko
ok 1/2 szklanki zimnej wody
1 łyżeczka suszonej bazylii
szczypta soli i pieprzu

Nadzienie:
3 duże pomidory
2 średnie ogórki
1/2 papryki
1/2 cebuli
2 ząbki czosnku
garść listków bazylii
gałązka koperku
garść liści tymianku
1 łyżeczka sosu chili (niekoniecznie)
1 łyżeczka sosu sojowego
1-2 łyżki octu z czerwonego wina
pieprz świeżo mielony do smaku
2 łyżki oliwy z oliwek

Wszystkie składniki ciasta na tartę połączyć w miseczce lub w malakserze. Zagnieść szybko ciasto stopniowo dodając wodę aż ciasto będzie w miarę gładkie. Jest ono bardziej kruche niż z mąki pszennej, ale nie powinno się rozpadać. Uformować kulę, owinąć folią i odłożyć na godzinę do lodówki.

Pomidory sparzyć przez 10 sekund we wrzątku, po czym zahartować w bardzo zimnej wodzie. Osączyć i obrać ze skórki. Ogórki przepołowić i wydrążyć z nich pestki. Połowę podanej ilości warzyw zmiksować z ziołami, cebulą i czosnkiem. Resztę warzyw pokroić w drobną kostkę i dodać w całości do tych zmiksowanych.
Całość odsączyć z nadmiaru płynu na drobnym sicie. Wrzucić z powrotem do miseczki i dodać sosy, ocet i oliwę. Doprawić do smaku pieprzem i ewentualnie solą.

Ciasto na tartę wyjąć z lodówki i wyłożyć nim średniej wielkości formę do tarty formując ok.3 cm brzeg. Ja użyłam tortownicy o średnicy 23 cm. Przygotować papier do pieczenia trochę większy nić forma, zgnieść go i ułożyć na środku ciasta. Na papier wysypać ziarna grochu lub fasoli by obciążyć ciasto. Tartę wstawić do piekarnika nagrzanego do 190'C i piec przez 15 minut. Po wyjęciu z piekarnika papier z grochem należy oczywiście usunąć. Groch/ fasolę itp. przechowujemy w słoiczku i używamy do kolejnych tart.

Na podpieczony spód wykładamy przygotowane wcześniej nadzienie. Skrapiamy oliwą z oliwek i wstawiamy do piekarnika o tej samej temperaturze na kolejne 15-20 minut.

Tartę podałam z prostą sałatką z karbowanej sałaty (lollo) z oliwą extra virgin i octem winnym. 

Smacznego!

wtorek, 5 czerwca 2012

Sorbet rabarbarowy. Prostota w modzie.

Szybko, szybko, szybko.

Znów jestem w domu i jak zawsze mam mnóstwo spraw do załatwienia i wiele osób do odwiedzenia...

Już za parę dni EURO 2012. Nie jestem miłośniczką piłki nożnej, więc bardzo się tymi mistrzostwami nie przejmuję. Być może obejrzę mecz Polska- Czechy i to prawdopodobnie już z Czech. Komu więc mam kibicować? Polsce oczywiście :) ale w ciszy serca, raczej niż w śpiewie euforii...

Zastanawiam się czy coś na tym Euro ugramy... Dobrze by było i życzę naszej kadrze wszystkiego dobrego. Musimy być dobrej myśli.

Stadiony- są. Dworce, drogi, infrastruktura- nie do końca. Zapał kibiców- jest. Pogoda-(?) będzie jaka będzie. Dobrze by było żeby wreszcie się porządnie rozpogodziło. Te zimne noce strasznie mnie rozbrajają. Podejrzewam, że kibice znad Morza Śródziemnego również będą na nie narzekać...

Załóżmy więc optymistyczny scenariusz, że nikt nie zauważy braku dróg, niedokończonych dworców i opóźnionej kolei, a słoneczko będzie ogrzewać policzki zapalonych kibiców. W tym przypadku na pewno przydadzą się pyszne lody. Ja proponuje mocno sezonowy sorbet rabarbarowy.




Sorbet rabarbarowy.

3 grube łodygi rabarbaru
1 szklanka wody
4 łyżki brązowego cukru.
ewentualnie 2-3 łyżki płynnego miodu

Rabarbar pokroić na ok 2 cm. kawałki i gotować do miękkości w szklance wrzącej wody. Dodać cukier i wymieszać. Przestudzić i spróbować czy całość jest wystarczająco słodka. Ewentualnie dodać kilka łyżek miodu i znów starannie wymieszać.
Ja lubię by sorbet miał dość kwaskowaty posmak, zwłaszcza jeśli podaję go ze słodkim wafelkiem.
Schłodzony sorbet wstawiamy do zamrażalnika. Wyjmujemy i mieszamy całość po godzinie, a później kilka razy co 2-3 godziny.
Przed podaniem sorbet miksuję dodatkowo w malakserze. By był bardziej kremowy dodaję do niego 3 łyżki wrzątku.

P.S.Sorbet podałam w rożkach z Czech o nazwie Stramberske Usi. Jest to przysmak z małego miasteczka Stramberk o ślicznej średniowiecznej zabudowie z wysoką wierzą widokową na wzgórzu. Podaje się je przeważnie z bitą śmietaną i konserwowymi owocami, dodatkowo obsypane bakaliami. Sam rożek ma smak pierniczków. Jeśli traficie na nie w Czechach, to szczerze je polecam.

Smacznego!