piątek, 27 kwietnia 2012

Ciasto marchewkowe z jabłkami. Nareszcie ciepło.

Nareszcie słonko ogrzewa nasze kości przemrożone chłodem i wilgocią. Wróciłam po przedłużonej przerwie świątecznej do mojego ukochanego. Powitała mnie ciepła wiosna i ten ukochany ptasi śpiew. Jest to niesamowite ile ich tu mieszka i rozrabia w środku miasta. Te nieprzerwane ptasie trele bywają czasem zabawne- gdy dzięcioł wali w ścianę koło naszego okna, albo jakiś ptaszek udaje dźwięk budzika o 6 rano, i tym bardziej brakuje mi ich w domu rodzinnym. Tam kiedyś ez dużo ptaków przylatywało, ale im szybciej zbliżają się do nas granice Warszawy i cała ludność napływowa, infrastruktura drogowa i zwiększona liczba samolotów... ptaków ubywa. Szkoda.
Dlatego cieszę się, że chociaż tutaj mogę te piękne stworzenia obserwować i słuchać. Słoneczne dni jeszcze bardziej temu sprzyjają. Na wiosnę często myślimy też o odchudzaniu. Zawsze śmieszą mnie artykuły w stylu zmień się na wiosnę- wraz z rozpisaną dietą. Dlaczego mnie śmieszą? Bo niczym te diety nie różnią się od tego co jem na co dzień. Większość rzeczy które w czasie odchudzania trzeba unikać- ja po prostu nie umieszczam w swoim jadłospisie. Czyżbym była na permanentnej diecie? Nie wydaje mi się... zwłaszcza że piekę i wcinam słodkości, a do tego jeszcze lody... Gdy tylko robi się ciepło staję się lodowym potworem i mogłabym je jeść co godzinę albo i cały czas. Właśnie idę nałożyć sobie pyszne ciasto marchewkowe i gałkę lodów śmietankowych...



Ciasto marchewkowe z mąką graham i jabłkami.

Składniki:
1/2 szklanki mąki pszennej (zwykłej)
1/2 szklanki mąki graham
1/2 szklanki wiórków kokosowych
1/2 szklanki brązowego cukru
50 g posiekanych orzechów (u mnie orzeszki ziemne)
150 ml oleju
2 duże marchewki
2 średnie jabłka
2 jajka
1/2 szklanki kandyzowanego imbiru (lub rodzynek)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
2 pełne łyżki miodu
1 Łyżka cynamonu
szczypta soli
cukier puder z cynamonem do posypania

ewentualnie- kilka łyżek mleka

Przygotowanie:
Mieszamy oba rodzaje maki, proszek do pieczenia, sól, sód, cynamon,  wiórki. Imbir (lub rodzynki) moczymy przez 10 minut w wodzie, by zmiękły. Marchewkę ścieramy na drobnych oczkach. Jabłka obieramy, jedno z nich ścieramy również na małych oczkach, drugie kroimy na ok 12 półksiężyców.
W miseczce ubijamy jajka aż będą puszyste, następnie dodajemy do nich olej wlewając go cienką stróżką. Gdy jajka z olejem dobrze się wymieszają dodajemy do nich stopniowo mieszankę mączną , po czym marchewkę, starte jabłko, odcedzony imbir i orzeszki ziemne. Mieszamy dokładnie już przy pomocy łyżki i jeśli jest zbyt geste dodajemy trochę mleka.- ok 1/2 szklanki.

Piekarnik nastawiamy na 180 'C. Formę- u mnie tortownica (23cm) wykładamy papierem do pieczenia i wlewamy do niej ciasto. Na wierzchu układamy promieniście cząstki jabłek. Wstawiamy do piekarnika na około 50 minut pod koniec sprawdzając czy włożony w środek ciasta patyczek jest suchy. Prze pierwsze 10 minut ciasto studzimy w uchylonym piekarniku, po czym wyjmujemy i pozostawiamy do całkowitego stygnięcia. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem wymieszanym z odrobina cynamonu.

Ciasto nie jest bardzo słodkie w smaku. jeśli zależy wam na większej ilości słodyczy, proponuje dodać więcej miodu. Będzie świetnie smakował z kwaskową konfiturą, z miodem, ale także z kulka lodów :)


Smacznego!

piątek, 20 kwietnia 2012

Chleb mieszany z ziołami

W zeszłym tygodniu odwiedziłam moją wiejską bibliotekę. Musze przyznać, że to moja ulubiona wypożyczalnia, bo jest tam mnóstwo książek i nie brakuje nowości książkowych. Nawet gdy studiowałam znajdowałam tam książki z mojego kierunku. Co więcej często korzystam z szerokiej bazy przewodników turystycznych. Wychodzi na to, że zacznę korzystać tez i z bazy książek kucharskich :)
Jak dobrze że jeszcze istnieją prawdziwe biblioteki i cudowne pięknie pachnące książki, które można poczytać pod kocem na fotelu czy w ogrodzie na hamaku...

 Wiele osób gromadzi książki tonami, a ja jakoś jestem przywiązana do ich pożyczania. Próbowałam ostatnio przeczytać poleconą mi książkę w formie e-booka, no ale ja tak nie potrafię czytać. Muszę mieć opasły tom w rekach, czuć zapach druku i wiatr przewracanych stron. No i właśnie w poszukiwaniu owej książki elektronicznej w wersji tradycyjnej, którą oczywiście znalazłam, trafiłam na pozycję "Upiecz swój chleb" . Przyciągnęła moja uwagę bardzo ładna okładka z niesamowicie smakowicie wyglądającym bochnem okrągłego chleba. Autorka,  Barbara Jakimowicz- Klein, zebrała mnóstwo przepisów na chleby zarówno na zakwasie, jak i na drożdżach, w wersjach słodkich, codziennych ale i wytrawnych. Wykorzystam na pewno wiele spośród nich, bo są niesamowite, a na pierwszy ogień wybrałam "Chleb mieszany z ziarnami".
Przygotowuję się już do pieczenia w moim nowym piekarniku, ale o tym jeszcze będzie mowa :)
Miłego pieczenia :)



Mieszany chleb z ziołami
(wersja nieznacznie zmodyfikowana przeze mnie)
Składniki na 1 bochenek:

300 g mąki pszennej pełnoziarnistej
100 g maki żytniej pełnoziarnistej
100 g otrąb owsianych
2 torebki suszonych drożdży
1 łyżka cukru
szczypta soli
300 ml maślanki
100 g masła
50 g ziaren słonecznika
łyżka sezamu
łyżka siemienia lnianego
łyżka suszonego rozmarynu
tłuszcz do posmarowania formy

Maślankę podgrzewamy na bardzo małym ogniu często mieszając i roztapiamy w niej masło. Mieszamy maki, otręby, cukier i sól. Dodajemy do mieszanki maślankę z masłem i wyrabiamy ręcznie przez 10 minut. Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce do podwojenia objętości.
W tym czasie na suchej patelni prażymy nasiona. Do wyrośniętego ciasta dodajemy nasiona i rozmaryn i wyrabiamy przez chwilę. Formujemy z niego chlebek i przekładamy do natłuszczonej formy keksowej. Pozostawiamy w cieple do wyrośnięcia na 20 minut.  Po tym czasie ciasto spryskujemy wodą i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200'C. razem z chlebkiem wstawiamy żaroodporny pojemnik z wodą, by chlebek był wilgotny z chrupiącą skórką. Pieczemy 50 minut.

Porada autorki: "Ciasto na chleb możesz przygotować na zakwasie, zamiast na drożdżach. Chleb będzie wówczas nieco cięższy, wilgotniejszy i dłużej zachowa świeżość."

Niech się dobrze je w te jeszcze deszczowe poranki. Najlepiej z pysznymi zdrowymi dodatkami i cudowną książką w reku  :)

Smacznego!

czwartek, 19 kwietnia 2012

Pęczak z suszonymi pomidorami i lekką sałatką z rucoli

Och, jak ja już tęsknię za latem. Nie mogę się doczekać gdy wgryzę się w świeżutką zerwaną z krzaka, przepyszną, słodziutką, zapiaszczoną truskaweczkę. Kiedy zasmakuję nadzwyczajnej zupki z botwinki z jajkiem, czy zjem rzodkiewkę, która smakuje jak rzodkiewka- nie jak woda. Słonko moje, grzej proszę mocno, mocno. Tak mi ciebie brakuje. Rozgrzej już proszę gałązki czereśni które za moim oknem rosną i tez czekają na Ciebie by rozkwitnąć pachnącymi białymi kwiatami. Spuść swoje promienie na ziemię, by ziarenka niedawno posianych warzyw szybko się rozwijały. Poświeć  tez na tulipany, bo bez ciebie ciężko im jest rozwinąć pączki i pokazać światu swe piękne, kolorowe płatki. Aha, i jeszcze apel od biedronek i motyli: rozchmurz buzię, bo one nie lubią deszczu i niepogody, też ciebie potrzebują. Tak jak ja.

W zeszłym roku z pierwszakami z mojej klasy witałam panią Wiosnę i szukałam jej śladów po lesie. Na początku też nie szło nam za dobrze. Ale gdy tylko nauczyliśmy się piosenki dla słonka, od razu zaczęło częściej świecić. Chyba dzieci zapomniały, że w wakacje też powinny śpiewać, więc już się tak często nie pojawiało.

Słoneczko nasze rozchmurz pyska bo nie do warzy ci w chmurzyskach, słoneczko nasze rozchmurz się, spacerować z Tobą będzie lżej.

Te pochmurne  dni staram się pokolorować za pomocą jedzenia i z takiej inspiracji powstała nowa potrawa:




Risotto z pęczaku z suszonymi pomidorami i kurczakiem w towarzystwie rucoli.

Składniki na 2 osoby:
8 łyżek pęczaku
3/4 szklanki pulpy pomidorowej
6 połówek suszonych pomidorów w oliwie
1 pieczona pierś z kurczaka
sól, pierz do smaku
1 łyżeczka przyprawy 5 smaków (niekoniecznie)
ok 1,5 szklanki wody
2 łyżki oliwy

Sałatka
2 duże garści rucoli
kiełki do dekoracji i do smaku - u mnie z brokuła
2 łyżki oliwy z oliwek Extra Virgin
2 łyżki soku z cytryny
1 pomidor
sól/pieprz do smaku

Wykonanie:
Pęczak płuczemy na sicie zimną wodą. W głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę do smażenia i wrzucamy do niej pęczak. Prażymy go przez 2-3 minuty, często mieszając (lub podrzucając ;). Wlewamy pierwszą szklankę wody. Przykrywamy pokrywką i gotujemy na średnim ogniu aż woda się wchłonie co jakiś czas mieszając. Suszone pomidory osączamy z oliwy i kroimy na drobne kawałki. Podobnie kroimy kurczaka. Ja użyłam pierś, którą odjęłam od kości- pozostałość z pieczonego kurczaka.
Gdy woda już się prawie calkowicie wchłonie, dodajemy pulpę pomidorową. Znów mieszamy i pozwalamy by pęczak wchłonął płyn. Po czym dodajemy pokrojone pomidory, kurczaka oraz przyprawę "5 smaków", pozwalamy by smaki się wymieszały przez kilka minut i doprawiamy dalej według uznania. Można także dodać trochę oliwy z zalewy z pomidorów.
Próbujemy kaszę- musi być ugotowana  al'dente, ale jeśli jeszcze jest zbyt twarda to dodajemy trochę wody.
Gdy kasza jest już dostatecznie miękka, ale nadal stawia opór między zębami, jest gotowa. Przykrywamy ją i pozwalamy chwilkę odpocząć w czasie gdy przygotujemy sałatkę.
Rucolę płuczemy zimną wodą i odsączamy dokładnie. Ja używam suszarki do sałaty, kora bardzo przyspiesza i ułatwia to zadanie. Pomidora parzymy we wrzątku przez 10 sekund, hartujemy w zimnej wodzie przez kolejne kilka sekund i ściągamy skórkę. kroimy w ósemki i dodajemy do rucoli. Sałatkę polewamy oliwą- najlepiej użyć taj ze słoiczka z suszonymi pomidorami  i sokiem świeżo wyciśniętym z cytryny. Dodajemy kiełki i doprawiamy  do smaku.

Pęczak można ładnie ukształtować za pomocą ringów- lub tak jak ja przy użyciu pojemniczka po śmietanie. Nakładam kilka łyżek pęczaku do takiego kubeczka, lekko ugniatam i odwracam do góry nogami na talerzu. Efekt jest prawie profesjonalny :)

Oby ta potrawa zachęciła słonko do walki z chmurami i przywołała panią Wiosnę w kwiecistej sukience, z truskawkami w koszyku...

Smacznego

sobota, 14 kwietnia 2012

Warzywne pierożki w papierze ryżowym i Ekonomia Gastronomia

Do napisania tego posta zbieram się już od dwóch tygodni. Zastanawiałam się jak ująć w słowa ideę, którą stosuję na co dzień w mojej kuchni, a która została opisana w książce "Ekonomia Gastronomia". Jej premiera już niedługo, a więcej informacji o niej i na temat rozważnego kupowania i gospodarowania żywnością znajdziecie na tej stronie internetowej. (http://www.ekonomiagastronomia.nk.com.pl/) Z nią także związana jest akcja na Durszlaku i konkurs. Mogę podawać tysiąc przykładów i dowodów, że idea oszczędnego gospodarowania jedzeniem i produktami spożywczymi jest mi bardzo bliska.

Nie mam jeszcze zbyt wielu czytelników, ale myślę, ze odwiedzający mojego bloga zdali już sobie sprawę, że w mojej kuchni nic się nie marnuje. Jak to się dzieje?

Stosuję kilka podstawowych zasad. Po pierwsze nigdy nie kupuję jedzenia w bardzo dużych ilościach. Już w momencie planowania i zakupów wiem na ile osób przewiduję przygotowanie danej potrawy. Wiem wtedy w bardzo bliskim przybliżeniu ile czego mi będzie potrzebne. Na przykład- jeśli zamierzam upiec rybę- łososia tylko dla dwojga, to nie kupuję całego płata (polowy ryby), tylko proszę sprzedawcę o wykrojenie ok 400 gram. jestem osobą, która nie lubi jeść tego samego kilka dni z rzędu, a jeśli kupiłabym za dużo, to musiałabym jeść to non-stop żeby się nie zmarnowało.

Co więcej, gdy wyruszam do sklepu staram się już mieć w głowie jakiś pomysł na obiad, czy kolację. Wtedy jest mi o wiele prościej zrobić rozsądne zakupy. Wiem już, ze chcę zjeść łososia, może go usmażę, a może upiekę. Załóżmy, że nie mam do niego żadnych warzywnych dodatków, więc w sklepie, lub najlepiej na targu dobieram taką zieleninę, jaka mi do ryby będzie pasować, jest akurat na nią sezon, a ponadto zachęca zapachem, wyglądem i ceną. Na półkach sklepowych w tej chwili pojawiają się nowalijki z Hiszpanii, Włoch, czy Grecji. Ja im nie ufam i nie kupuję, bo wiem ile kilometrów musiały przejechać by do mnie dotrzeć. Czasem się skuszę na sałatę lodową, czy rucolę, cykorię. Jeśli bym znalazła je w sklepie to trafiłyby do koszyka. Do salaty dressing i tutaj możemy poruszyć kolejny istotny temat. Zawsze staram się mieć w spiżarni i lodowce podstawowe produkty, które pomogą w przygotowaniu każdej potrawy. Pisałam już o tym we wcześniejszym wpisie o  domowym pesto z rucoli. U mnie na półkach w szufladach swoje stałe miejsce maja na przykład- dobry olej lub oliwa do smażenia, oliwa Extra Virgin, ocet winny, zioła suszone wszelakie, sos sojowy, pieprz i sól morska w młynkach, miód, kasze (gryczana, jaglana, jęczmienna), ryż biały i brązowy, makaron, kilka rodzajów mąki, płatków i otrąb i fasoli. Ponadto staram się zawsze mieć w spiżarni lub w lodówce- czysty sos pomidorowy lub pomidory w puszce, musztardę, chrzan, domowy dżem i pikle warzywne, jogurt naturalny, mleko, jajka i masło. Z kolei w moim zamrażalniku prawie zawsze znajdziecie dobry mrożony szpinak i zioła zapakowane w szczelne pojemniczki oraz ciasto francuskie To są podstawy z których, przy odrobinie wyobraźni można wyczarować milion pysznych obiadów, śniadań i kolacji. Gdy coś z powyższych produktów jest już na wykończeniu to znajdzie się od razu na pierwszym miejscu na liście zakupów.

No właśnie- lista zakupów. Jest to rzecz bardzo istotna i wręcz niezbędna zwłaszcza jeśli mamy dużą rodzinę i mało czasu. Mam na szafeczce przyczepiony bloczek z karteczkami, na których zapisuję to, co będzie mi potrzebne -zarówno ze składników podstawowych jak i zaplanowanego jadłospisu na najbliższe dni. Z listą idziemy do sklepu i nie krążymy między półkami w poszukiwaniu inspiracji, zgarniając do koszyka masę niepotrzebnych rzeczy. Oczywiście, często zdarza się że poszukuję w sklepie okazji, by kupić coś taniej, wiec lista jest ruchoma. Ale nigdy nie kupuję olbrzymich ilości "na zapas", co szczególnie dotyczy produktów z krótkim terminem przydatności. Po co mi 300 g sera, czy wędliny w kawałku skoro potrzebuję kilku plasterków na śniadanie? Proszę więc sprzedawcę, by odkroił mi tyle sera ile potrzebuję- nie pakuję całej kostki. Minęły już czasy, gdy trzeba było kupować to co jest i kiedy jest w sklepie. Dziś mamy wszystko codziennie na wyciągnięcie ręki. Polecam kupowanie wędlin, serów, pieczywa, jogurtów, mięsa, ryb itp dobrej jakości. Lepiej kupić mniej i czasem drożej, niż dużo i o kiepskim smaku i jakości- bo się nam zmarnuje, jeśli mamy czegoś za dużo i brakuje ochoty na jedzenie- bo i niesmaczne.

Kolejnym problemem jest kupowanie "na spróbowanie". Dokładnie myślę o produktach do przyrządzenia nowej potrawy, eksperymentów kulinarnych. Niektóre rzeczy- na przykład papier ryżowy- sprzedawane są w opakowaniach z dużą ilością danego produktu. Załóżmy że na wiosenne przyjęcie chcemy wypróbować nowy przepis na spring rolls. Kupujemy opakowanie papieru ryżowego, zużywamy powiedzmy 20 arkuszy, a co z resztą? Jeśli nie planujemy serwowania spring rolls przez kolejny tydzień, to prawdopodobnie opakowanie z papierem wyląduje w szafce na kilka następnych tygodni lub miesięcy, aż przekroczy termin przydatności. Kolejny przykład- do nowego super sosu musimy dodać łyżkę sosu curry, czy pasty z suszonych pomidorów. A co z resztą? Czy przeczytaliśmy na opakowaniu ile czasu mamy na jego zużycie? Czy wiemy jak go przechowywać? No i co z nim zrobić w kolejne dni? Jeśli nie zużyjemy go szybko, to się zmarnuje...  W tym momencie przychodzi mi do głowy jedno rozwiązanie- sprawdzić ile mamy czasu na wykorzystanie jakiegoś produktu i dalsze eksperymenty kulinarne. Dodawanie sosów do zup, dressingów, zapiekanek może przynieść zaskakująco pozytywne, nowe smaki.

A co po zakupach- czyli co z przechowywaniem? Ser i wędliny jeśli kupiliśmy w folii- od razu w domu pakuję w pergamin. Warzywa i owoce przechowujemy w chłodnym miejscu, lub w lodówce- w specjalnej szufladzie i znów raczej nie w folii. produkty sypkie po otwarciu przesypuję do szczelnego opakowania, by nie traciły na świeżości i nie zapraszały moli.

A co jeśli dobra ciocia obdaruje nas kilkoma kilogramami truskawek, jabłek, ogórków, czy buraków? Polecam zabawy w przetwory- przepisów i pomysłów na nie znajdziemy mnóstwo w starych książkach kucharskich, a także w internecie. W tych źródłach znajdziemy także wiele porad na temat które owoce i warzywa można zamrażać. w ogóle stare książki kucharskie są genialnym źródłem wiedzy  na temat ekonomii gastronomii.
Rozpisałam się straszliwie i mogłabym tak jeszcze długo, ale skupię się już na ostatnim temacie. Resztki z obiadu, czy kolacji. Co z nimi zrobić? To zależy, co dokładnie nam zostało. U mnie z obiadów czasem zostają różne gotowane, czy pieczone warzywa, dodatki typu- ryż, kasza, nadmiar dressingu, kotlety warzywne, placki, czy naleśniki. I co się dalej z nimi dzieje? Wiele potraw możemy zamrozić- na przykład naleśniki, kotlety, czy nawet lasagne, a także surowe mięso i ryby.  Potrzebne nam do tego szczelne opakowania do zamrażania. Dressing przelewam do słoiczka i wstawiam do lodówki do wykorzystania w kolejne dni. To samo dotyczy otwartych puszek z groszkiem oliwkami itp. Zawsze trzymamy je szczelnie zamknięte w słoiczku w lodówce. Kasze i ryż pakujemy w szczelnie zamykane opakowanie i jeśli są czyste, bez sosu możemy je wykorzystać w ciągu następnego tygodnia.

Zarówno wspomniane kasze, jak i gotowane warzywa możemy odgrzać w piekarniku, lub na patelni ale ja mam na nie inne pomysły. Ja proponuję wykonać z nich wege-kotlety lub wrzucać je jako farsz do zapiekanki w towarzystwie dodatkowej porcji mięsa, czy warzyw, jeśli będzie taka potrzeba. Z pieczonych warzyw możemy przygotować pastę warzywną do chlebka na śniadanie, albo farsz do pierogów. Kawałki pieczonego, czy smażonego kurczaka dodamy na przykład do sałatki, albo do tarty, czy pizzy. To samo dotyczy serów. Świetnie spisują się one także w tartach i zapiekankach- zarówno żółty jak i feta, mozarella i sery dojrzewające.

No dobrze, to jeszcze ostatnie słowo o pieczywie. Nie każdy wie, że możemy je przechowywać w foliowej torebce w zamrażalniku. Jeśli kupiliście za dużo chleba, możecie je właśnie zamrozić- ale broń Boże trzymać w lodówce. właśnie w temperaturze "lodówkowej" najszybciej czerstwieje, a w tej minusowej- zachowuje świeżość. Czerstwe bułeczki z powodzeniem przerabiamy na bułkę tartą- także razowe. Kromki razowego pieczywa moczę w wodzie lub mleku i dodaję do pasztetów lub kotletów. Jeśli bułki, czy chleb są lekko czerstwe możemy z nich zrobić zapiekanki, czy grzanki, albo ususzyć na sucharki zapiekając je z piekarniku z oliwą i ziołami.

Obawiam się, że nikt nie przeczyta całego wpisu, tyle mi tego wyszło.  A ja bym mogła tak długo i więcej, a tu jeszcze przepis będzie. To ja już przejdę do rzeczy. Farsz do pierożków powstał na bazie obiadu z poprzedniego dnia- warzyw korzeniowych gotowanych na parze z dodatkiem ryżu. Po urozmaiceniu smaku i konsystencji powstało pyszne nadzienie. Do dzieła:


Warzywne pierożki w papierze ryżowym.

Składniki:
(dla 3 osób)
12 arkuszy papieru ryżowego
Farsz:
300 g warzyw korzeniowych gotowanych na parze (marchew, pietruszka, seler),
2 jajka ugotowane na twardo,
100 g ryżu ugotowanego na sypko (białego lub brązowego)
4 łyżki przecieru pomidorowego,
słodka papryka w proszku (u mnie czubata łyżka) ,
1 łyżeczka sambal oelek (niekoniecznie)
4 łyżki posiekanej natki pietruszki
pół szklanki fasoli z puszki, lub gotowanej samodzielnie- "Jaś" lub "Kidney"

Dodatkowo:
sos sojowy
kilka liści kapusty włoskiej lub pekińskiej
gałązki świeżego tymianku (niekoniecznie)

Wykonanie:
Przygotowanie pierożków jest bardzo proste i szybkie, bo większość jest już gotowych- ja wykorzystałam warzywa i ryż z poprzedniego dnia, a jajka ze śniadania.
Ugotowane warzywa i jajka kroimy w drobna kosteczkę i dodajemy resztę składników farszu. Wszystko dokładnie mieszamy i doprawiamy do smaku- papryką i sosem sojowym. Jeśli macie pastę z suszonych pomidorów, czy harrisę to też świetnie będą pasować, zastępując sambal oelek.


Papier ryżowy zanurzamy na 5 sekund w dużym głębokim talerzu z ciepłą wodą.  Po wyjęciu układamy na płasko i na jeden brzeg nakładamy 2 łyżki farszu. Zawijamy według instrukcji na opakowaniu, czyli najpierw boki do środka, po czym zwijamy w dość ścisły rulonik przytrzymując na bokach, by farsz nie wydostał się na zewnątrz.
Gotowe ruloniki układamy dość luźno na naczyniu do gotowania na parze wyłożonym liśćmi kapusty i gałązkami tymianku. Najlepiej spisują się w tym zadaniu bambusowe kosze, ale i zwykłe metalowe zdadzą egzamin.
Gotujemy na parze przez ok 10 minut od momentu zagotowania się wody. Pierożki podajemy z sosem sojowym.
W tani, szybki i prosty sposób mamy nietypową przystawkę, lub obiad. Bawcie się proporcjami produktów i sposobem przyprawiania, by farsz najlepiej odpowiadał gustowi waszemu lub waszych gości.

Smacznego!

środa, 11 kwietnia 2012

Placki pełnoziarniste z pastą fasolowo-warzywną. Słów kilka o wykorzystaniu resztek pozostałych po świętach

Święta, święta i po świętach. Po świątecznym gotowaniu i pieczeniu jakoś nie mam ochoty na wytworne potrawy i ich przygotowywanie.Póki co kombinuję, co zrobić z tych potraw i produktów, które po ucztowaniu pozostały jeszcze w lodówce. W tym roku przygotowałyśmy z mamą tyle jedzenia by starczyło akurat na 3 dni, ale kilka przysmaków powstało w większych ilościach. Miałam na przykład trochę masy kajmakowej i ciasto francuskie, więc na szybko przygotowałam z nich deser. Po prostu połowę ciasta posmarowałam masą i przykryłam drugą częścią. Wyszły z tego super ciastka krówkowe. Kontynuując zużywanie resztek świątecznych przygotowałam na obiad świderki z pieczonym schabem podsmażonym na patelni w towarzystwie rozdrobnionego szpinaku i szczypiorku.
Do zużycia pozostało tez trochę rucoli. Moja dzisiejsza propozycja to danie na śniadanie. Uwielbiam smak potraw stworzonych z dodatkiem mąki graham, pełnoziarnistej i gryczanej. Nie tylko są bardzo smaczne, ale także bogate w błonnik, który pomaga nam w trawieniu. Gdy chcemy dbać o linię, taki wybór maki jest na pewno lepszy niż tej zwykłej, pszennej - białej.
Tym razem placki posmarowane są pastą z pieczonych warzyw i fasoli. Znów jest to sposób na wykorzystanie pozostałości z obiadu. jak widać moja kuchnia jest typowo recyclingowa- nic się nie zmarnuje :) Warzywa były obrane, pokrojone w cząstki na jeden kęs, skropione oliwą, posypane solą i pieprzem i zapieczone w sakiewce z folii w piekarniku. Co z tego wszystkiego wyszło?



Pełnoziarniste placki z pastą  fasolowo - warzywną i rucolą.

Składniki:
(dla 3 osób)
Placki:
100 g mąki pszennej pełnoziarnistej
50 g maki gryczanej
2 łyżki otrąb owsianych
1 łyżka proszku do pieczenia
1/2 łyżki przyprawy garam masala
szczypta soli
300-350 ml mleka
olej do smażenia

Pasta:
200 g pieczonych warzyw korzeniowych (seler, pietruszka, marchew, burak)
200 g ugotowanej fasoli borlotti(żurawinowej) lub Kidney
sól, pieprz do smaku
Do podania: rucola, pomidorki koktajlowe, oscypek

Przygotowanie:

Wszystkie składniki ciasta na placki zmieszać ze sobą. Do ciasta dodać jeszcze 2 łyżki oleju i dokładnie wymieszać. Początkowo dodaję  mniej mleka, a jeśli ciasto jest za gęste, dolewam go trochę więcej. Musi mieć konsystencję bardziej gęstą niż ciasto na naleśniki. Jeśli nie jesteś pewien czy placuszek ładnie się usmaży- spróbuj najpierw z jednym. Jeśli mocno się rozleje na boki to znaczy że mamy za mało mąki i trzeba jej dodać łyżkę lub dwie.
Placuszki smażymy na rozgrzanej patelni- dobrze się spisuje patelnia do naleśników- z minimalną ilością tłuszczu. Każdy placek odwracamy na druga stronę wtedy, gdy na wierzchu pojawią się pęcherzyki powietrza- ciasto lekko urośnie. Drugą stronę smażymy jeszcze minutkę i odkładamy na ciepły talerz lub do lekko rozgrzanego piekarnika- by nadal był ciepły, gdy będziemy go podawać.

Pastę przygotowujemy  poprzez zmiksowanie warzyw i fasoli na krem. Proporcje między warzywami zależą od waszego gustu. U mnie przeważał burak- stad piękny biskupi kolor. Natomiast fasolę ugotowałam samodzielnie, ale jeśli używacie gotowej z puszki- uważajcie z soleniem pasty. Prawdopodobnie będzie już dostatecznie słona, bo fasole z puszki są przeważnie dość słone. Wtedy wystarczy jedynie dodać świeżo zmielonego pieprzu do smaku.

Placuszki podałam z przygotowaną pastą, rucolą skropioną oliwą i sokiem z cytryny, startym oscypkiem i  pomidorkami koktajlowymi. Świetnie pasowałby do nich wędzony łosoś, czy plasterek dobrej szynki. Polecam
Smacznego!

czwartek, 5 kwietnia 2012

Rogaliki półfrancuskie. Śniadanie na Lany Poniedziałek

Przed świątecznym śniadaniem zastanawiam się co najchętniej bym posmakowała o poranku. Myślę, że należę do tych osób, które preferują śniadanie w stylu włoskim, czy francuskim. Rogalik, bułeczka z dżemem, jogurt na słodko, jajko w koszulce, świeży sok z pomarańczy lub cappucino. To jest to. 
Idea obfitego śniadania z dużą ilością mięsa i tłuszczy trochę mnie przeraża. Najchętniej od razu przeszłabym do ciast :)
Tradycja pozostanie tradycją i zaraz po Rezurekcji na stole lądują sałatka jarzynowa i wiosenna, nadziewane jajka, szynka z warzywami w galarecie, pieczony domowy schab i pasztet, ćwikła, biała kiełbasa i barszcz biały. Do Tego zestawu dołącza święconka a na deser baba, sernik i mazurek. W tym roku mam jeszcze w planie własny chlebek.

Ale już następnego dnia możemy coś pozmieniać. Moja propozycja to rogaliki maślano- drożdżowe w stylu francuskim.  Będą wyśmienite zarazem z nadzieniem jak i bez. Do tego pyszna kawa z pianką z mleka, albo ciepłe kakao i dłuuuugi spacer. Tak to sobie wyobrażam.

Przepis na rogaliki zaczerpnięty jest ze świetnej książki odkopanej w domowej biblioteczce: "Encyklopedia Smakosza. Wypieki"

A tak przy okazji... prawie zawsze gdy coś pichcę i przygotowuję to w tle towarzyszy mi muzyka. Ostatnio zachwyciłam się kolejną świetną płytą Katie Melua.  Jej głos mnie powala z nóg a teksty przemawiają do głębi serduszka. Polecam jej najnowszy singiel z płyty nagranej wspólnie z orkiestrą symfoniczną- Symphony Orchestra, czyli utwór Better Than a Dream. Jak zawsze wprowadza mnie w jazzowy, lekko nostalgiczny nastrój. Kto ma ochotę na chwilę zadumy lub pobujanie się z boku na bok z ukochanym w ramionach...





Rogaliki półfrancuskie

Składniki na ok 15 sztuk:

Ciasto drożdżowe:
500 g mąki pszennej
40 g miękkiego masła
65 g cukru
szczypta soli
2 małe jajka
220 ml. mleka
35 g świeżych drożdży

ciasto maślane:
275 g masła
 50 g mąki

maślanka do posmarowania rogalików

Przygotowanie:
Przygotować zaczyn z drożdży utartych z 2 łyżkami cukru, letnim mlekiem i łyżką mąki. Wymieszać dokładnie i odstawić do wyrośnięcia na ok 15 minut.
Mąkę przesiać do dużej miski, lub na stolnicę.
Masło stopić, po czym domieszać do niego resztę cukru, sól, jajko i żółtko. Masę maślano- jajeczną dodać wraz z zaczynem do mąki. Wymieszać drewnianą łyżką, a następnie wyrabiać aż będzie odstawało od ręki.
Jeśli ciasto jest zbyt twarde można dodać mleka, jeśli za miękkie- odrobinę mąki.
Trzeba je porządnie ugniatać by złapało dużo powietrza. Wyrobione ciasto zawinąć w przeźroczystą folię, odstawić na 2 1/2 godziny w chłodne miejsce.

Masło z mąką zagnieść na jednolitą masę. Ważne w tym momencie są chłodne dłonie. Uformować z masy prostokąt ( 15x20 cm).

Ciasto drożdżowe rozwałkować na stolnicy posypanej mąką na mniej więcej dwa razy większy placek od masy maślanej. Masę mączno maślaną ułożyć na środku, brzegi ciasta zwilżyć wodą, a następnie złożyć do środka aby całkowicie przykryło masę.
Ciasto rozwałkować na placek o grubości 1 cm. Dwie trzecie ciasta złożyć na pół, przykryć trzecią częścią i jeszcze raz złożyć na pół. Odstawić zawinięte w folię do lodówki na pół godziny. Ciąg rozwałkowywania, składania i chłodzenia ciasta powtórzyć jeszcze trzy razy.

Następnie ciasto rozwałkować na prostokąt grubości  5 mm. Przekroić go radełkiem na pół, a następnie wycinać trójkąty o szerokości około 10 cm na dłuższym boku i 2 cm na wierzchołku.

Jeśli chcemy mieć rogaliki z nadzieniem- można na szerokim brzegu położyć kawałek czekolady,  łyżkę twardego dżemu owocowego lub cząstkę brzoskwini, jabłka.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, posmarowanym masłem. Rożki zwijamy dość luźna przytrzymując za brzegi, wygiąć je w podkówki i ułożyć na blasze. Rogaliki przykryć ściereczką i odstawić do powolnego rośnięcia w temperaturze pokojowej, bez przeciągów do podwojenia objętości.

Piekarnik rozgrzać do 230'C. Rogaliki posmarować maślanką. Mają wtedy piękny zloty kolor- tak samo jak posmarowane żółtkiem.
Piec na środkowym poziomie piekarnika przez 15 minut.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Mini Mazurki dla dwojga na pełnoziarnistym cieście

Gdy myślę o świętach od pojawiają się obrazy pysznych ciast, pieczonych przez moją mamę pasztety i schabu, wiosenne sałatki no i znowu te pyszne ciasta....
Jejku, czy to wszystko musi być takie kaloryczne? Z drugiej strony... przecież na co dzień takich pyszności nie jemy, to czemu sobie nie pozwolić?
Pomyślałam sobie, że może te pyszne potrawy przerobię na sposób bardziej dietetyczny, odrobinę lżejszy.
Proponowałam już zapiekankę warzywną z jajem, a teraz zaprezentuję mazurek pełnoziarnisty.

Muszę się przyznać, ze trudno się było jemu oprzeć, mimo że nie wyglądał może jak ten tradycyjny.
Myślę, że warto pokombinować by na święta się bardzo nie napracować i nie przytyć.

Pełnoziarnisty Mazurek jabłkowo pomarańczowy

 Składniki na 2 foremki do tarteletek- 8 cm.

Ciasto
100 g maki pełnoziarnistej graham
50 g masła
1 żółtko
5 łyżek zimnej wody
szczypta soli
50 g cukru brązowego
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Nadzienie:
1 duże kwaskowe jabłko
1 pomarańcza + otarta skórka
sok z 1/2 cytryny + otarta skórka
50 ml amaretto
50 g posiekanych migdałów
1 czubata łyżka miodu

Wykonanie:

Z podanych składników zagnieść kruche ciasto. Owinąć je folią i wstawić do lodówki na godzinę.

Do nadzienia obieramy jabłka i kroimy w drobną kostkę. Pomarańczę dokładnie myjemy i ścieramy z niej skórkę. Następnie pomarańczę okrawamy nożem z białych błonek na zewnątrz i wykrawamy z niej cząstki także omijając błony. Tak wyfiletowaną pomarańczę i sok wyciśnięty z pozostałego rdzenia  smażymy razem z jabłkami w rondelku. Dodajemy także otarte skórki z cytryny i pomarańczy, sok z cytryny oraz posiekane migdały.
Trzymamy na ogniu aż jabłko zmięknie i płyn odparuje. Dodajemy amaretto i jeszcze chwilę dusimy.
Odstawiamy nadzienie do ostygnięcia.

Ciasto na mazurek dzielimy na 2 części i każdej z nich odkroić po 1/3. Większą porcją wykładamy dno foremki a z reszty rozwałkowujemy rulonik z którego formujemy brzeg. Dno nakłuwamy widelcem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180'C na 25 minut.
Ciasto odstawiamy do ostygnięcia, po czym napełniamy kilkoma łyżkami nadzienia i delikatnie wygładzamy.
By brzegi się ładnie błyszczały można je posmarować kilkoma łyżkami podgrzanej konfitury morelowej lub cytrynowej.

Dekorujemy mazurki migdałami i odstawiamy do następnego dnia.


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Zupa krem chrzanowy. Wielkanoc dla Wegetarian

Na początku minionej zimy wybraliśmy się we dwoje na wycieczkę w okolice Bielsko Białej, Szczyrku i Żywca. Pogoda nie sprzyjała zanadto spacerom, była bardzo kapryśna. Ja należę do strasznych zmarzluchów i mój nos natychmiast przypomina Rudolfa Czerwononosego... nienawidzę tego. Szukaliśmy pociechy w grzanym piwie i gorącym posiłku. W Szczyrku odwiedziliśmy jedna z restauracji. Usiedliśmy, przejrzeliśmy menu pod kątem potraw wegetariańskich, no i zamówiliśmy. Ja na początek raczyłam się grzanym piwem z miodem i goździkami. Napój był zaiste przepyszny. Gdy czekaliśmy na resztę zamówienia, nawet kolejne łyczki alkoholu nie pozwalały przyćmić powolnego upadku knajpki. Jest to oczywiście moja subiektywna opinia, a stałam się bardziej wymagająca jeśli chodzi o miejsca, w których będę coś jeść. Stolik przy barze zajmowała (chyba) właścicielka która kopciła jednego papierosa za drugim i popijała  którąś już kawę, bo na jej stole stało kilka brudnych filiżanek i stos papierów. Dobrze że dym do nas nie dochodził... bo bym po prostu wyszła. Pod sufitem wisiały już (a był to listopad) maksymalnie zakurzone sztuczne girlandy udające świerk. Między kwiatkami na parapecie pająki utkały już sobie niezłą sieć na muchy. Ciekawe czy w lato łapią dużo ofiar. Dość ładne figurki górali, które stały na stołach pokryte były tłustym kurzem. Najgorzej prezentował się stojak na przyprawy. Brudny, klejący i zawierający przeciekającą Vegetę z korkiem przeżartym rdzą. MASAKRA. Reszta wystroju była w miarę w porządku, choć mocno zakurzona a pan kelner bardzo miły. No i gościem był też śliczny labrador. Plus za wpuszczanie zwierząt na obiad.
Moje zamówienie przyszło wcześnie- była to zupa chrzanowa w chlebie. Muszę przyznać, że bardzo mi smakowała. Nadgryzłam nawet trochę chlebka, który miał bardzo fajny fikuśny kształt.  Mój kochany dostał naleśnika z warzywami i sosem grzybowym. Sos był dobry. Warzywa oczywiście z mrożonki. A dodam że nie było tam nic wymyślnego, czego nie można kupić świeżego na bazarze. Kucharz wrzucił tez to środka jakieś smażone talarki z ziemniaka- okropne w smaku- chyba nie wiedział jak się ich pozbyć...
No cóż, ostatnio zwracam większą uwagę na całokształt funkcjonowania odwiedzanych przeze mnie restauracji. Tej nie wróżę wielu gości. Myślę, ze także poza sezonem powinni o klienta i restaurację dbać. Przynajmniej o porządek.

oprócz złych wspomnień pozostały też dobre- bardzo smacznego piwa i zupy chrzanowej. Postanowiłam stworzyć własną wegetariańska wersję tej potrawy. Jak zapewne wiecie, chrzan jest także symbolem Wielkanocy. To on ma nam dać oczyszczenie i zawsze powinien mieć swoje miejsce w Wielkanocnym Koszyczku. Osobiście uwielbiam smak chrzanu- jajka jem tylko z nim, a nie z mdłym (dla mnie) majonezem. Lubię jak mi czasem łezka z oka popłynie od tej wspanialej ostrości.
Oj popłakałam się strasznie przy ścieraniu chrzanu, więc i wy przygotujcie się na taka możliwość. Zupka jest delikatna- nie bardzo ostra, więc myślę, że każdemu przypadnie do gustu. Urozmaiciłam ją zwykłymi czipsami warzywnymi. Myślę, że to fajny świąteczny- bo niecodzienny akcent.

Towarzyszem zupy w tym przypadku były placki z kiszonej kapusty. Również przepis na nie znajdziecie poniżej. A więc do dzieła:



Zupa krem chrzanowy z selera z jajkiem i czipsami warzywnymi.

Składniki (na 4 porcje):

300 g selera
1 litr wywaru warzywnego
3 łyżki masła
100 ml maślanki (lub śmietany do zup)
2 łyżki soku z cytryny
6 łyżek świeżo startego chrzanu
(lub 3 łyżki dobrego chrzany ze słoiczka)
4 jajka ugotowane na twardo
sól i pieprz

Selera umyj obierz i zetrzyj na tarce o grubych oczkach. Następnie od razu zacznij go podsmażać na 2 łyżkach masła, by nie czerniał.  Delikatnie posól i mieszając trzymaj na ogniu przez kilka minut, po czym dodaj wywar. Gotuj razem aż seler będzie miękki- co zajmuje około 10 minut. W tym czasie zetrzyj korzeń chrzanu i gdy seler już jest gotowy dodaj go do zupy. Gotuj przez 3 minuty po czym zmiksuj z pomocą blendera. Na koniec krem wymieszaj z maślanką i dopraw solą i pieprzem. Jeśli w kremie zbyt delikatnie wyczuwalny jest chrzan- dodaj go więcej.
Przed podaniem rozprowadź w garnku z zupą łyżkę masła.
Do podania możesz przygotować czipsy z warzyw. Dowolne warzywa korzeniowe- pietruszkę, selera, marchew czy buraka- pokrój w bardzo cienkie plasterki lub zetrzyj na specjalnej tarce. Następnie smaż je przez kilka minut na patelni z rozgrzanym olejem. Odcedź i osącz z tłuszczu na papierowym ręczniku.


Krem wlewamy do talerza i podajemy z jajkiem pokrojonym na ćwiartki i garścią czipsów warzywnych.







Placki z kiszonej kapusty.

(moja wersja przepisu z miesięcznika Kuchnia)
(dla 2-3 osób)
300 g kiszonej kapusty
300 g ziemniaków
1 jajko
1 łyżka mąki pszennej
2 łyżki otrąb owsianych
1 łyżeczka ziaren kopru
pieprz i sól
olej do smażenia

Kapustę dokładnie odciśnij i lekko pokrój na desce. Ziemniaki obierz i zetrzyj na tarce o dużych oczkach. Zmieszaj razem warzywa, jajko, mąkę, otręby i koper. Przypraw pieprzem i wmieszaj 2 łyżki oleju.
Masę dokładnie wymieszaj i smaż niewielkie placki na rozgrzanej patelni. Do pierwszych partii możesz do smażenia użyć olej. Ja resztę placków staram się smażyć na suchej patelni.
Aby placki były stale ciepłe, trzymam je na blaszce w lekko nagrzanym piekarniku aż skończę smażenie i będę placki podawać.

Placki mają lekko kwaskowaty posmak kapusty i słodycz smażonych ziemniaków. Będą pyszne zarazem z cukrem , jak i ze śmietaną, keczupem, czy sosem grzybowym.

Obiad gotowy, Smacznego!

Zapiekanka z jajkami. Wielkanoc już tuż tuz.

Zacznijmy od tego, że pomysł na zapiekankę wyglądał trochę inaczej. Jak to często w mojej kuchni bywa, koncept uległ transformacji. W zeszłym roku w jednej z kobiecych gazetek spotkałam dobry przepis na zapiekankę ze szpinakiem. Oczywiście oryginał dawno zaginął w akcji, ale przed Wielkanocą zapragnęłam go odtworzyć. Zainspirowała mnie też troszkę Zielenina swoim przepisem na razową tartę. Z poprzedniego obiadu zostało mi ok 300 gram ugotowanej drobnej kaszy jęczmiennej, więc i ona powinna znaleźć swoje zastosowanie w przepisie. Wszystko wyglądało cudownie dopóki nie zajrzałam do zamrażalnika. NIE MA SZPINAKU. Nie mam podstawowego składnika... Ciasto na spód już było gotowe do przypiekania, wszystkie składniki przygotowane, ale nie ma szpinaku!! Nie było już czasu na spacer do sklepu, a mężczyzna nadal nie wrócił z misji przeprowadzkowej kolegi z pracy i jeszcze nie odwiedził marketu.
Po przejrzeniu lodówki i podliczeniu zysków i strat (nadal chciałam zrobić tę zapiekankę) wybór na zastępstwo szpinaku padł na brokuła i zielony groszek. Z jakim wynikiem ta historia się skończyła?
Otóż mój mężczyzna wrócił pieruńsko głodny gdy zapiekanka właśnie wskakiwała do piekarnika. Komplementów nie było końca. Nie wiem czy tak bardzo nam smakowało, bo byliśmy głodni, czy po prostu stworzyłam coś pysznego :)
Taką zapiekankę widzę na Wielkanocnym stole i to nie tylko wegetariańskim. Jest wykwintna no i z jajkami, przewodnim symbolem tych dni :)
Jeszcze słowo a propos jajek. bardzo ostatnio podrożały- oczywiście ze względu na marketing przed świętami, ale nie tylko. Zmieniły się normy dotyczące chowu klatkowego kur. Nie myślcie że kury zyskały wolność, nie  nie maja jedynie parę centymetrów wyższe mieszkanie w którym spędzają swoje życie. Polecam odcinek "Jamie at home" z jajami w roli głównej. Co robi kura, która cale życie spędziła w metalowych kratach, gdy się jej otworzy drzwi by sobie pospacerowała? NIC. STOI. Bo nigdy w życiu nie chodziła, nie wie, że tak można... straszne. Starajmy się kupować jajka od tzw. "szczęśliwych kur", które mają dużo przestrzeni życiowej i mogą sobie poskrobać w ziemi i zjeść pysznego robaczka. Mysśę, że najlepiej znaleźć w okolicy osobę, która ma kurnik i od niej kupować świeże jaja. Jeśli nie mamy takiej możliwości, bo mieszkamy w mieście (choć i tu na bazarach sprzedają panie ze wsi), zwracajmy uwagę na oznaczenia na jajkach. Kupujemy jajka z numerem 0 lub 1. Zwłaszcza teraz, przed Wielkanocą. Niech i kury mają swoje święto.

Przejdę już do przepisu:

Zielona pełnoziarnista tarta z jajem



Składniki na 3 porcje:

Ciasto ( zaczerpnięte od Zieleniny):
120 g mąki pełnoziarnistej
120 g maki pszennej
120 g margaryny
szczypta soli
50 ml zimnej wody

Nadzienie:
1/2 brokuła
ok 150 g zielonego groszku (mrożonego)
300 g ugotowanej drobnej kaszy jęczmiennej
100 ml maślanki
3 jajka wiejskie (typ 0-1) ugotowane na twardo
1/2 startej gałki muszkatołowej
1 łyżka suszonej bazylii
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżki startego sera pecorino
świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie:

Połączyć ze sobą mąki, sól i masło by przygotować ciasto. Masło rozdrabniamy ręką lub nożykiem do konsystencji kruszonki. Następnie dodajemy bardzo zimną wodę i szybko zagniatamy ciasto. Owijamy je folią i wstawiamy do lodówki na 1 godzinę.
Po tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180'C.
Odkrawamy 2/3 ciasta i rozwałkowujemy je na stolnicy posypanej mąką. Ja użyłam malej tortownicy o średnicy 18 cm, więc krążek rozwałkowanego ciasta miał ok 24 cz średnicy. Wypełniamy dno formy formując około 3-4 cm brzegi. Ciasto obciążamy fasolkami, czyli najpierw przykrywamy z wierzchu papierem do pieczenia, na który wysypujemy fasolki do pieczenia. Wstawiamy do piekarnika by wstępnie się upiekło, na 15 minut.

Wskazówki dotyczące tarty: Jeśli macie zimne rączki tak jak ja- ugniatanie ciasta jest zawsze łatwiejsze, bo nie klei się ono tak szybko do palców. Jeśli przeważnie masz gorące dłonie, zanim zanurzysz ręce w masie z masłem- zrób im pół minutowy zimny prysznic pod kranem. 
Fasolki do pieczenia: jeśli często przygotowujesz tarty to znasz już ten prosty patent. Zawsze dobrze mieć w słoiczku mieszankę fasolek, które używamy tylko do pieczenia. Służą one do obciążenia ciasta- by zapobiec temu by urosło. Potrzebny tez będzie papier do pieczenia o średnicy większej niż forma. Najlepiej zgnieść go w dłoniach by łatwiej go wyłożyć na surowe ciasto. 
Mówiąc szczerze- nawet jeśli autor tego w przepisie nie podaje- zawsze najpierw podpiekam ciasto gdy robię zapiekankę, lub tartę. Mam wtedy pewność, że spód mi nie namięknie i nie będzie surowy. 

Nadzienie:
 Brokuła gotuję razem z łodyżką na parze 8  minut od momentu zagotowania się wody. Następnie rozdrabniam go przy pomocy malaksera. Można go także drobno posiekać nożem na desce.
Kasza już jest gotowa do użycia. Jeśli nie- po prostu ja opłucz i ugotuj na półtwardo.
Jajka są już ugotowane na twardo.
Groszek płuczę pod kranem na sicie.
Wszystkie składniki nadzienia mieszam w jednym naczyniu i doprawiam do smaku.

Na podpieczonym spodzie rozsmarowuję 3 łyżki nadzienia, na którym układam ugotowane jajka. Następnie wykładam resztę nadzienia na jaja, tak by mniej więcej wiedzieć gdzie się znajdują- by było widoczne małe wybrzuszenie.

Pozostałą części ciasta rozwałkowuje na krążek o średnicy formy i przykrywam nim farsz. Brzegi dokładnie zalepiam. Zapiekankę wstawiam do piekarnika i podwyższam temperaturę do 200'C. Czas pieczenia to 25-30 minut. Wierzch zapiekanki powinien się lekko zarumienić, wtedy całość jest gotowa.


Do nadzienia z powodzeniem można wykorzystać resztki kaszy, czy ryżu, które mamy w lodówce. Sądzę ze świetnie w tym przypadku spisze się brązowy ryz, ale i niepalona kasza gryczana. Pokusiłabym się tez o kaszę jaglaną. Groszek może zastąpić kukurydza albo cieciorka. Zioła musicie dopasować według własnego gustu i smaku- ale na pewno musi ich być dużo. Uwolnijcie wodze fantazji, próbujcie nowych kombinacji. Ja to uwielbiam :)

Podana ilość składników wystarczy na zapiekankę dla 3 osób. Jeśli wiesz orientacyjnie gdzie są jaja- krój porcje tak by było je widać- lub by były całkowicie schowane- wybór należy do Ciebie.

Smacznego!