czwartek, 31 maja 2012

Zdrowa pizza i paluchy na Dzień Dziecka.

Już jutro dzień wszystkich dzieci. Czujecie się jeszcze dziećmi? Ja tak. A największe dziecko mam w domu, ciągle je rozpieszczam. Jest duży i pełnoletni, więc sam o sobie decyduje (przynajmniej tak mu się wydaje :P), ale zachcianki ma jak siedmiolatek. Natomiast moja w tym głowa, żeby jego zachciewajki jedzeniowe były zdrowe. Pewnie to samo będę kiedyś stosować na własnych dzieciach. Ale na ten moment przyjdzie mi jeszcze poczekać...Póki co rozpieszczam mojego ukochanego. Wczoraj smażyłam pączki i choć sama ich nie jadłam, podobno były dobre :)

Na Dzień Dziecka proponuję Wam pizzę na pełnoziarnistym cieście. Pizza to fajny sposób na przemycenie warzyw dla małych niejadków. Po pierwsze sos pomidorowy- najlepiej przygotowany samodzielnie, do niego możemy dorzucić drobno startą cukinie- na pewno przemknie niezauważona. Inne warzywka zostawiam waszej inwencji twórczej. Przygotowywanie i pieczenia własnej pizzy to także świetna zabawa, zarówno z dziećmi jak i z przyjaciółmi. Pizza Party... to jest to. każdy robi dla siebie taką pizzę na jaką ma ochotę. A jeśli mamy przygotowane dużo składników do wyboru  to fantazja prowadzi w nowe kręgi smakowe. Polecam!

 Ja uwielbiam pizzę szpinakową, do tego najlepiej z jajkiem, ale także taka z bakłażanem, suszonymi pomidorami, kaparami i oliwkami, ach i jeszcze z rucolą i z owocami morza oczywiście. Hm...ja po prostu uwielbiam każdą dobrą pizzę we włoskim stylu, na cienkim cieście i dużą ilością zdrowych dodatków :) W Krakowie jadłam nawet pizzę z serem blue i orzechami włoskimi i była na prawdę pyszna. Pizza to moja obsesja- pozostałość po Erasmusie w Turynie. A do tego ubóstwiam grissini, dla niech tez się znajdzie chwila w poniższym przepisie.

Podstawą pizzy jest dobre ciasto. Jeśli się przyłożymy w trakcie jego przygotowywania będziemy mogli bez problemu rozciągnąć ciasto na boki formując koło, bez konieczności rozwałkowywania. Do machania ciastem nad głową przymierzałam się już kilka razy i nawet fajnie mi to wychodzi. Oczywiście nie równam się z żadnym mistrzem pizzerem, ale jak się coś udaje to się człowiek cieszy :) Drugim ważnym składnikiem jest dobry sos pomidorowy, do tego oliwa Extra Virgin, mozzarella i już mamy Margaritę.

Chyba już przejdę do przepisu, bo robię się krytycznie głodna...



Pizza pełnoziarnista.

Składniki:
(na 2 spody o średnicy 30 cm.)

15g świeżych drożdży (lub 2 łyżeczki suszonych)
250 ml ciepłej wody
200 g zwykłej mąki pszennej
250 g pełnoziarnistej mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli,
3 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka cukru pudru

Drożdże rozcieramy z cukrem i dodajemy 90 ml ciepłej wody. Mieszamy dokładnie, przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Jeśli drożdże nie utworzą żadnej piany w ciągu 5 minut, wyrzuć je i zacznij od początku.

Mąkę mieszamy z solą, dodajemy oliwę z oliwek, pozostałą wodę i zaczyn drożdżowy. Wymieszać aż ciasto będzie jednolite i wyrabiać ręcznie przez ok 10 minut. W tym czasie ciasto wielokrotnie rozciągamy , składamy i ugniatamy, by złapało jak najwięcej powietrza. Do uzyskania odpowiedniej konsystencji można dodać odrobinę mąki lub wody. Nie powinno się ono kleić do rąk, ani być suche w dotyku.

Wnętrze miski natrzeć oliwą, włożyć do niej kulę z ciasta, obtoczyć je by również pokryło się tłuszczem. wierzch nasiąć lekko na krzyż, przykryć ściereczką i odstawić w cieple, wolne od przeciągów miejsce na 1,5 godziny aż ciasto podwoi swoją objętość. Ciasto możemy tez przygotować wcześniej i na 8 godzin wstawić do lodówki, by tam powoli rosło.

Wyrośnięte ciasto znów ugnieść i podzielić na 2 porcje. Jedną przykryć ściereczką lub włożyć do lodówki (najdłużej na 4 godziny) lub zamrozić. Przed przygotowywaniem pizzy musi ono jednak powrócić do temperatury pokojowej.

Z porcji ciasta wygnieść i potem rozciągnąć duże koło. Powierzchnia, na której pracujemy musi być posypana mąką, wtedy łatwiej nam będzie ukształtować pizzę. Robimy to w ten sposób jakbyśmy głaskali komuś plecy, z tym że prawa ręka zaczyna z lewej strony i kręci ciastem w prawo. a lewa ręka zaczyna z prawej strony i kręci oczywiście także w prawo.
(Spróbujcie, a może kiedyś nakręcę filmik jak to w rzeczywistości wygląda)
Drogie panie jeśli zamierzacie kręcić ciastem nad głową, musicie skrócić sobie pazurki, by nie porobić w nim dziur :)

Gdy macie już koło, lub inny kształt z nieco grubszym brzegiem, ciasto jest gotowe do użycia. Od razu rozgrzewamy piec do jak najwyższej temperatury i rozkładamy dodatki.


PS. Z reszty ciasta można przygotować przepyszne pełnoziarniste grissini.
Wystarczy z ciasta uformować długie cienkie paluchy i przy pomocy pędzelka posmarować je oliwą. Następnie odstawiamy grisiini na 15 minut do wyrośnięcia i pieczemy w dobrze rozgrzanym piekarniku aż się lekko zarumienią. PYCHA!





Podstawowy sos pomidorowy

120 g pomidorów (aromatycznych, pytajcie w warzywniaku, które są najlepsze na sos)
kilka liści bazylii i oregano
2 rozgniecione ząbki czosnku
1 łyżka koncentratu pomidorowego
1 łyżka oliwy z oliwek Extra Virgin
sól, pieprz do smaku
(ewentualnie 1 szalotka podsmażona na oliwie)

Pomidory pozbawić skórki pokroić na malutkie kawałeczki, lub zmiksować w malakserze razem z ziołami, czosnkiem i oliwą. Całość dobrze przyprawić i odstawić na 30 min żeby smaki się przemieszały.
Jeśli sos wydaje się wam zbyt wodnisty można go zredukować na bardzo małym ogniu przez kilka minut.



Dodatki Moniczki:

50 g startego sera Królewskiego
5 pomidorków koktajlowych
1/2 podłużnej żółtej papryki
5 niewielkich pieczarek
szczypior
estragon
oliwa z oliwek Extra Virgin

Pomidorki pozbawiam skórki. Paprykę kroje w cienkie plasterki. Pieczarki przepoławiam i podsmażam chwilkę na maśle z dodatkiem soli i pieprzu.
Na cieście rozsmarowuję sos pomidorowy, na nim układam dodatki, każdy w oddzielnym miejscu (jak w pizzy Quattro Stagioni) Całość posypuję startym serem i ziołami i lekko skraplam oliwa z oliwek.
Pizzę piekłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w 220'C przez 15 minut.

Smacznego :)

Inspiracja do przepisu pochodzi z książki "Szczypta smaku...Włochy"

wtorek, 29 maja 2012

Szybka i prosta tarta ze szparagami.

Dalej szleję ze szparagami. Wiadomo wszem i wobec, że idą one w jednej parze z kremowym beszamelem. Ja i mój kochany uwielbiamy beszamel. Przynajmniej kiedyś tak bylo, dopóki nie okazalo się, że biedak ma przestac pić mleczko i ogolnie zpożywać lakozę. Testujemy kolejne napoje z ryżu, owsa, orkiszu i soi. Tej osatniej staram się ostatnio unikać, bo badania na jej temat są dla mnie nipokojące, więc wolę ją ograniczyć do granic możliwości...(w kuchni wegetariańskiej)
Odkryliśmy już że najbardziej neutralny smak ma mleko ryżowe, więc ono najczęściej występuje w kuchni mojego glodomora. Znalazłam też pewien wynalazek- mleko krowie z usuniętą laktozą. Niestety wychodzi na to, że tego napoju jego brzuszek tez nie lubi... coż zrobić, musi być widocznie napój ryżowy.
Na szczęście mam w bliskiej odleglosci genialnie wyposażony wegetariański skleb ekologiczny. Znajduję tam wiele produktów z bio upraw i bardzo często z nich korzystam. Także napoje zbożowe pochodzą z bio produkcji, więc mam nadzieję, że są zdrowe, bo to jest najważniejsze.
tarta wyszla niesamowicie pyszna i byla upragnioną nagrodą po godzinie pływania na basenie.
Ostatnimi czasy do obiadu oglądamy 20 minutowy serial. Wiem, że to moze mało odpowiednie zajęcie, ale nas wciągnęło niesamowicie, bo serial jes przezabawny. To taka mala odskocznia od spraw codzinnych w świat dobrego humoru. kolejny zatrzyk energii na resztę dnia.

Szybka i prosta tarta ze szparagami
Skladniki:
1 płat ciasa francuskiego (250g)
10 sztuk zielonych szparagów
1 szklanka mleka
1 łyzka masła
1 plaska łyżka mąki
1 lyżeczka świeżo startej galki muszkatołowej

szczypta soli i świerzo zmielony pieprz
2 jajka
100 gram gorgonzoli (lub sera Niva)

Od szparagów odlamać zdrewniale końcówki. Należy chwycic szparaga w 2 dlonie i próbować go złamać- powinien to uczynić w odpowiednim dla siebie miejscu- wiedząc ze dalej jest zdrewniały i niesmaczny :)
Szparagi wrzucamy na 3 minuty do wrzątku glowkami do góry, po czym hartujemy w bardzo zimnej wodzie i od razu odcedzamy.
Aby przygotować beszamel podgrzawamy w garnuszku mleko. W drugim naczyniu rozpuszczamy masło i wrzucamy do niego mąkę. Podsmażamy 2 minuty stale mieszając. Można doadać więcej masla, jesli zasmażka jest za sucha. Do mąki z masłem dodajemy powoli gorące mleko sale mieszając trzepaczką. Rozprowadzamy wszystkie ewentualne grudki. Doprawiamy galką muszkatołową, solą i pieprzem. Zdejmujemy z ognia i dodajemy rozkłócone jajka i rozdrobnioną gorgonzolę.
Ciasto francuskie rozwijamy, lub rozwałkowujemy Wykrajamy z niego okrąg o średnicy o 2 cm większej niż forma. Wykładamy ciastem dno formy tworząc również brzegi. Z resztek ciasta możemy stworzyć fantazyjny wzorek na brzegach.

Na ciasto wylewamy caly beszamel, na którym ukladamy szparagi. Wsztawiamy do piekarnika nagrzanego do 180'C i pieczemy ok 20 minut, az ciasto i beszamel lekko się zarómienią.

Tarta może stanowic samodzielne danie, może być podana w towarzystwie salatki, lub jako przekąska na zimno.

poniedziałek, 28 maja 2012

Raviolii z botwinką, młodą kapustą i rzeżuchą.

Co pewien czas podejmuję próby przygotowania własnego makaronu. Nie jest to dla mnie takie proste, muszę chyba więcej opracować na siłowni :) Fajne przepisy na domowy makaron znalazłam w książce Jamiego Oliver'a Naked Chef. Problem w tym, że ja nie mam takiej fajnej maszynki do makaronu jak on... Muszę ja zapisać na liście do świętego Mikołaja.  Oglądałam też jeden z odcinków "Jamie at home" gdy przygotowywał makaron używając jaj kur ze swojej małej hodowli. Jak będę duża i będę mieszkać w domku z działką, to założę sobie mini kurnik i tez taki makaron sobie przygotuję... Jestem w trakcie czytania biografii Jamiego, stąd wiem o jego pasji do produkcji domowego makaronu i chleba. Uczył się długo i cierpliwie, także pod okiem specjalistów od "pasty" czyli Włochów. Ja na razie tez się uczę, podejmując wiele prób z różnym rezultatem, ale może dojdę kiedyś do swoistej perfekcji... zobaczymy.

Byłam kiedyś  z ekipą z Warsztatów Smaku na kolacji w restauracji 12 stolików w Warszawie. Kuchnia+ wybrała tą restaurację, gdyż wygrała ona w plebiscycie na najlepszą restaurację. Moją uwagę najbardziej przykuł stół  stojący na środku sali, na którym pracował jeden z kucharzy. Przygotowywał tam świeże ravioli. Ja skusiłam się na takie z nadzieniem z dyni. Byłam zachwycona, bo smakowały dokładnie tak jak ja bym je dla siebie przygotowała. Poza tym każdy z pierożków był w paski, bo powstał z różnokolorowych płatów ciasta. Mmmmm lubią takie miejsca. W tym miejscu kucharz pracował nad makaronem przy pomocy KitchenAid. Tego na listę nie zapiszę, bo żaden z Mikołajów nie dysponuje odpowiednią ilością pieniążków.

Każdy chyba wie, że większość Włochów opiera praktycznie każdą ze swoich kolacji na makaronie. My także mnóstwo pasty wchłonęliśmy w czasie pobytu w tym pięknym kraju. Mój pierwszy obiad w stołówce składał się z talerza pełnego ravioli w kilku smakach (żeby więcej spróbować). Nie byłam w stanie zjeść całej porcji...ale dla nich to żaden problem. Kolejne makaronowe wspomnienie, to kolacja u Paula z Hospitallity Club we Florencji. Nasz gospodarz zapowiedział, że zrobi nam oryginalną pastę z Sardynii. Czekałyśmy z niecierpliwością i.... dostałyśmy coś na kształt polskich pierogów ruskich, tylko w większym rozmiarze.  Nie powiem, smakowało wybornie. Pisałam już kiedyś o gnocchi w Koloseum :) Ale ja najbardziej chyba pokochałam ravioli i tortellini...

Te które przygotowałam, chciałam jak najbardziej wypełnić wiosną. Uwielbiam te porę roku i wszystkie nowe warzywa i owoce, które pojawiają się w ogrodzie i na talerzach. W tej chwili nie mam dostępu do ogrodu, ale hoduję kiełki i zioła na parapecie. Jednak już za tydzień będę mogla wreszcie wybrać się między grządki w poszukiwaniu truskaweczek od mojej mamy :)



Ravioli z botwinką, młodą kapustą i rzeżuchą.

Składniki :
(dla 4 osób)
Makaron:
500g mąki pszennej (najlepiej '00', lub semoliny)
5 świeżych dużych jaj (od kur z wolnego wybiegu)
mąka do posypania stolnicy

Nadzienie:
150 g młodej botwiny (tylko liście)
150 g młodej kapusty
50 g parmezanu (luba) innego ser
1 ząbek czosnku
sól, pieprz, zioła  do smaku
3 łyżki posiekanej rzeżuchy

Mąkę przesiać na stolnicę. W środku kopca zrobić dołek, do którego wbijamy jajka. Za pomocą widelca przebijamy żółtka i wstępnie mieszamy mąkę z jajkami. Następnie wyrabiamy ciasto rękoma dość długo (oj długo) by wydobyć z mąki gluten i by ciasto stało się gładkie i jednolite. Zawijamy je w folię i wstawiamy do lodówki by odpoczęło, na godzinkę.

Przygotowujemy nadzienie. Botwinę i kapustę należy pokroić dość drobno i sparzyć we wrzącej wodzie. Osączyć, zahartować zimna wodą zostawić chwilę na sicie, by wyciekł z nich nadmiar wody. Warzywa można jeszcze wrzucić do malaksera by jeszcze bardziej je rozdrobnić. Następnie dodajemy do nich posiekane czosnek i rzeżuchę oraz ser starty na drobnych oczkach. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Ja dodałam jeszcze  parę świeżych listków tymianku i bazylii. Nadzienie mieszamy dokładnie, pamiętając że nie może ono być wodniste, bo przez to nasze ravioli się rozkleją w czasie gotowania. Przechodzimy do wałkowania.
Odkrawamy 1/3 ciasta na makaron, resztę zawijamy i odkładamy na bok. Stolnicę podsypujemy delikatnie mąką i rozwałkowujemy ciasto. Nie powinno się ono przyklejać do deski. Należy je rozwałkować bardzo cienko, tak by było przez nie widać sęki z drewna pod spodem.



Wielkość i kształt ravioli pozostawiam waszej inwencji twórczej. ja przygotowałam ravioli- kwadratowe o boku 6cm. Cały płat podzieliłam na jednakowe kwadraciki. Całość posmarowałam rozkłóconym białkiem jajka, by łatwiej było sklejać pierożki. Na połowie ułożyłam po łyżce nadzienia. Pozostałymi kwadracikami przykrywamy płaty z nadzieniem. Sklejamy przyciskając palcem naokoło nadzienia, by w środku nie zostało powietrze. Na brzegach wykonałam wzorek za pomocą widelca.Pierożki odkładam na oprószoną mąką deskę i przygotowuję kolejne ravioli z reszty ciasta.

Ravioli gotujemy w osolonym wrzątku około 5 minut. Przed podaniem możemy polać je rozpuszczonym masłem, posypać wiórkami parmezanu i udekorować ulubionymi podprażonymi nasionkami i świeżymi ziołami. Ja użyłam nasion sezamu, siemienia lnianego i dyni oraz listków rzeżuchy.

Jeśli zostanie wam trochę ciasta makaronowego, możecie napełnić go innym  nadzieniem, lub pokroić w paski na tagiatelle, papardelle, lub prostokąty na lasagne.



Smacznego!

sobota, 26 maja 2012

Tort Brzoskwiniowo Kokosowy pełen miłości

Dzień Matki. Mimo, że jestem z daleka od domu pozostaje myślami z moja mamą. W tej chwili mieszkam dość daleko, ale nasza więź jest nadal silna. Rozmawiamy ze sobą codziennie i są dni kiedy bardzo tęsknię.
Z kolei mój brat ma jutro urodziny. Z nim widuję się jeszcze rzadziej, a brakuje mi tego, bo kiedyś byliśmy ze sobą bardzo związani.

Dzisiaj oboje są w moich sercu w tym bardzo specjalnym miejscu. Im dedykuję tort, który zrobiłam.
Parę słów o torcie. Jest on odpowiedni dla osób z nietolerancją laktoz. Nie zawiera mleka i jego pochodnych. Ponadto mogę powiedzieć, że nie jest ani za słodki ani mdły jak o często bywa z tortami. Myślę, ze mógłby być odpowiedni dla dzieci, zwłaszcza tych, które lubią kokosanki
smile
Chętnie podzieliłabym się tym tortem z moją rodzinką, ale będę musiała dla nich zrobić kolejny jak wrócę na kilka dni do domu.

Tort Brzoskwiniowo Kokosowy pełen miłości



Ciasto biszkoptowe:
4 jajka,
120 g cukru pudru
120 g mąki,
 1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Masa brzoskwiniowa
180 g margaryny,
1 puszka brzoskwiń,
Sok z ½ cytryny,
80 g maki ziemniaczanej,

Blat kokosowy
4 białka,
200 g wiórków kokosowych,
100 g  cukru,

Syrop:
4 łyżki syropu z brzoskwiń
kieliszek wódki
4 łyżki wody

Polewa czekoladowa,
50 g masła,
1 łyżka cukru pudru,
1 łyżka mleka,
100 g gorzkiej czekolady.

Kwiaty świeże lub z cukru do dekoracji.

Przygotowanie:

Biszkopt:
Tortownicę (23 cm) wyłożyć papierem do pieczenia.
Ubić na sztywno pianę z białek ze szczyptą soli. Dodawać powoli cukier i żółtka. Do masy przesiewać mąkę z proszkiem do pieczenia stale mieszając mikserem na wolnych obrotach.  Przelać do tortownicy i piec 40 minut w piekarniku nagrzanym do 180’C. Jeśli w trakcie pieczenia wierzch będzie się zbyt mocno przyrumieniał, zmniejszyć temperaturę do 160’C.
Biszkopt studzić przez 10 minut przy uchylonych drzwiczkach piekarnika, po czym wyjąć i odstawić do całkowitego ostygnięcia.

Masa brzoskwiniowa:
Odcedzić brzoskwinie zachowując syrop. Odłożyć 4 łyżki syropu a resztę dopełnić wodą do objętości pół litra. Z syropu z wodą ugotować budyń: w 2/3 szklanki syropu wymieszać mąkę ziemniaczaną i dodać do gotującego się syropu. Wymieszać dokładnie, doprowadzić do wrzenia, zdjąć z ognia i ostudzić.  Margarynę utrzeć na pianę i dodawać po łyżce do zimnego budyniu stale ucierając.  Gdy cała margaryna połączy się z budyniem dodajemy sok z cytryny i brzoskwinie pokrojone w centymetrową kostkę.

Blat kokosowy:
Dno tortownicy (23 cm) wyłożyć papierem do pieczenia.
Ubić pianę z białek na sztywno ze szczyptą soli. Dodać cukier sale ubijając. Dodawać stopniowo wiórki kokosowe mieszając już nie ubijaczką tylko łyżką.  Przełożyć do tortownicy , wyrównać i wstawić do piekarnika nagrzanego do 190’C. Piec około 15 minut, po wyjęciu odstawić do całkowitego ostygnięcia.

Sposób połączenia tortu.:
Przygotować syrop: zmieszać  odłożony syrop z brzoskwini z kieliszkiem wódki i 4 łyżkami przegotowanej wody.
Blaty biszkoptowy i kokosowy przekroić na 2 równe części. Jeśli biszkopt na mocno się zaokrąglił, odciąć górę, by wyrównać wierzch.  Na dnie tortownicy z ramą wyłożyć blat biszkoptowy. Namoczyć go połową ilości syropu. Na biszkopcie ułożyć jedną warstwę  kokosową. Na nią wykładamy krem brzoskwiniowy i wygładzamy  szpatułką zamoczoną z ciepłej wodzie. Przykrywamy 2 blatem kokosowym na którym układamy drugi blat biszkoptowy. Nasączamy biszkopt resztą syropu.
Zdejmujemy obręcz i wyrównujemy krem na bokach tortu.

Przygotowujemy polewę czekoladową: rozpuszczamy masło w rondelku na małym ogniu, dodajemy mleko i cukier. Rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej i dodajemy do masła. Mieszamy je razem i od razu rozsmarowujemy cienką warstwą na torcie.

Gotowy tort zostawiamy w lodówce co najmniej na noc. Dekorujemy  kwiatami. Ja użyłam świeżych jadalnych  kwiatów z ogrodu.

Smacznego!

piątek, 25 maja 2012

Zapiekanka warzywna, która sie prawie sama robi.

Jeszcze czekam na niektóre warzywa sezonowe. Te, które już widuję w sklepie strasznie mnie kuszą, ale wiem, że nie pochodzą od miejscowych producentów, a są sprowadzane z Hiszpanii, Holandii, Włoch itp. Ciężko jest się powstrzymać, więc muszę wymyślić coś smacznego i kolorowego z bulw z poprzedniego roku.
Olbrzymim mankamentem mieszkania w Czechach, a przynajmniej w regionie Morav, jest brak targów, bazarów itp. Strasznie brakuje mi kontaktu ze sprzedawcami, prawdziwymi producentami żywności. Będąc we Włoszech uwielbiałam klimat pobliskiego targu na Porta Palazzo. Chodziłam tam raz na kilka dni, wyławiając co lepsze okazje i polując na super świeże warzywa. W Polsce także jestem stałą bywalczynią bazarów, odwiedzam ten w Pruszkowie, na warszawskim Ursusie i Pod Halą Banacha. Wiadomo, że wielu sprzedawców to zwykli handlarze, którzy odwiedzili wcześniej Bronisze, ale zdarzają się też bardzo często rolnicy i sadownicy. Tacy ludzie pomogą wybrać dobre szparagi, odpowiednie jabłka na sok, czy do ciasta, powiedzą jak przygotować fioletowego kalafiora i którą kapustę wybrać na gołąbki, a które pomidory na przecier. Jak się ładnie uśmiechniesz i chwilę porozmawiasz, to dorzucą ci kilka marchewek "górką", poczęstują jabłkiem, albo obniżą cenę. Na prawdę bardzo mi tego brakuje...

Z warzyw, które kupiłam postanowiłam przygotować aromatyczną potrawę, która prawie sama się robi.
Robi się sama- bo przygotowane warzywa i kaszę zamykam w foremce pod przykryciem i zapominam o nich na 45 minut. Aromatyczna jest dlatego, że użyłam świetnej mieszanki ziół KAMIS, jakie dostałam w zestawie podczas Food Blogger Fest. Kamis był sponsorem tego wydarzenia i przygotował dla nas spore paczki z ziołami i zaproponował konkurs właśnie dla nas blogerów. Oto moja propozycja:



Zapiekanka warzywna z kaszą jaglaną.
(dla 3 osób)

8 łyżek kaszy jaglanej,
1 średni burak,
1 duża marchewka (lub 2 małe),
1/2 dużego selera (lub 1 mały seler),
1/4 główki kapusty,
3 cm kawałek imbiru,
3 gałązki selera naciowego,
szczypiorek,
skórka otarta z 1 pomarańczy,
1 łyżka pieprzu młotkowanego z kolendrą KAMIS,
Ognista mieszanka przypraw KAMIS,
3 szklanki bulionu warzywnego,
1 łyżka sosu rybnego

Kaszę przelewamy wrzącą wodą i płuczemy na sicie.
Warzywa myjemy i obieramy. Jeśli macie robot kuchenny z szatkownicą użyjcie go by poszatkować wszystkie warzywa- marchew, buraka, selera, selera naciowego i kapustę. W innym wypadku po prostu pokrójcie warzywa w cieniutkie paseczki. Ja użyłam do tego obieraczki do warzyw, a kapustę i selera naciowego posiekałam. Imbir obieramy przy pomocy łyżeczki i ścieramy na drobnych oczkach.
W formie do zapiekania układamy warstwami warzywa i kaszę. Zaczynając od kapusty, przez seler, marchew, kaszę, buraka i selera naciowego. Całość posypujemy startym imbirem, pieprzem i ognistą przyprawą Kamis. Do bulionu dodajemy sos rybny w wlewamy całość do formy z warzywami. Przykrywamy szczelnie folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika. Ustawiamy temperaturę 200'C i pieczemy przez ok 45 minut.
Po tym czasie wyjmujemy formę z piekarnika posypujemy skórką z pomarańczy i szczypiorem i podajemy gdy jest gorące.


Na stole możemy ustawić jeszcze młynek z Ognistą przyprawą Kamis, by można było sobie danie doprawić do smaku. Wegetariańska potrawa jednogarnkowa gotowa! A dla małego niejadka można wymyślić jakąś  fajną nazwę potrawy, np. masakra piłą mechaniczną, zakrwawione organy, czy jeszcze coś bardziej obrzydliwego. a jak to nie podziała, to może serduszko pomoże :)



Smacznego!

środa, 23 maja 2012

Majonez. Mój pierwszy, ale nie ostatni.

Przeraża mnie moment w sklepie, gdy próbuję coś kupić i czytam skład produktu. W tej chwili po cokolwiek sięgamy z półki sklepowej zawiera w sobie mnóstwo chemii. Znajdę pewnie wielu osób które popierają żywność modyfikowaną, także tą modyfikowana genetycznie. Dyskusja na ich temat może toczyć się długo, ale nikt mnie nie przekona, ze to co jest sztucznie konserwowane, dosmaczane, barwione, zagęszczane jest smaczne i zdrowe. To samo dotyczy roślin i zwierząt hodowanych w nienaturalnych warunkach.

Nawet nie chcę myśleć o tym jakie konsekwencje będzie miała dla ludzkości taka "dieta"...

Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale każdego dnia staram się wiedzieć więcej.

Skupię się chwilkę na jogurtach- konia z rzędem temu kto znajdzie jogurt, kefir, maślankę, które zawierają jedynie to co rzeczywiście powinny. Mam parę pytań retorycznych. Dlaczego do jogurtu naturalnego dodaje się żelatynę, mleko w proszku, czy skrobię modyfikowaną? Jogurty owocowe- także te przeznaczone dla dzieci, to jeszcze gorsza historia, bowiem jogurt o smaku truskawkowym wcale nie musi zawierać truskawek, a nawet jeśli są to stanowią 2-5%... czy to nie jest jakiś paradoks? Te wszystkie barwniki  i aromaty, czy to na prawdę jest nam potrzebne? Znów, nie chcę nawet myśleć o produktach, na etykietach których nawet nie znajdujemy składu, albo niektóre z nich są zatajone. Wszystko po ty by leżały one dłuuuuugo na półce i nie ulegały zepsuciu, miały "idealny" kolor i smak. Ja zgłaszam sprzeciw! Kupuję tylko najbardziej "czyste" jogurty, maślanki itp, a jak mam ochotę to sama dodaję do nich otręby, musli, warzywa, czy owoce. Wtedy mam pewność, że zjadłam kilka truskawek a nie zaledwie 1/2 i łyżkę barwnika i aromatu. To tylko szybki przykład, bo mogłabym tak pisać długo, ale nie chcę nikogo zanudzić i wolę przejść do rzeczy przyjemniejszych.

Od słowa do słowa..... postanowiłam ukręcić swój własny majonez :) Do tej pory w ogóle nie mogłam go jeść czy to samego, czy w sałatce, bo powodował u mnie wielkie niestrawności. Mówię oczywiście o tym ze słoiczka i to nie o tym z najniższą ceną... Z kolei majonez, który sama przygotowałam, pochłonęłam razem z jajkiem na miękko i owsianym chlebkiem domowej roboty... i czułam się idealnie. Wniosek jest jeden, już na pewno nie powrócę z własnej woli do tego sklepowego .

Od dawana już miałam ochotę zrobić majonez samodzielnie, ale bałam się, że to zbyt trudne. Okazało się to banalnie proste. W poszukiwaniu prostego przepisu dość szybko zajrzałam do pierwszej książki Jamiego Olivera "Naked Chef". Jamiego uwielbiam, każdy to wie. Moja koleżanka pytała mnie nawet, czy mój kochany nie jest o niego zazdrosny :D Uśmiałam się do łez, ale D. stwierdził, że nawet o tym nie myślał. Tez ma świadomość, że możliwość mojego spotkania z Jamim jest zerowa, więc czemu miałby być zazdrosny. Co innego jeśli chodzi o trenera fitnessu....ale wróćmy do kuchni.

Jamie niedawno świętował wraz ze swoją organizacją -Food Revolution Day. Wiem, że dostał nawet od Amerykanów nagrodę za swój wkład w walkę z otyłością dzieci w USA. Chciałabym żeby ta rewolucja zahaczyła również o Polskę i rozprzestrzeniła się najlepiej na cały świat.  Także u nas działa aktywnie wiele osób, którym zależy na zdrowym odżywianiu przede wszystkim dzieci ale i nas wszystkich. Wszystkie wydarzenia i spotkania SlowFood, kampania Zdrowy Przedszkolak i inne podobne przedsięwzięcia są niesamowicie ważne i popieram je w stu procentach.

W trosce o zdrowe jedzenie w naszym domu, przygotowałam domowy majonez. Może on być ucierany ręcznie przy pomocy ubijaczki, lub mikserem ręcznym i automatycznym. Ja użyłam miksera ręcznego z jedna końcówką do ubijania.



Majonez tradycyjny

1 duże żółtko
1 łyżka musztardy Dijon (ja użyłam musztardy Kremskiej)
1 łyżka octu z białego wina
1 łyżka soku z cytryny
400 ml dobrego oleju rzepakowego
sól do smaku


Wrzuć żółtko, musztardę, 3 małe szczypty soli, ocet i sok z cytryny do miski i mieszaj dopóki się połączą. Wciąż mieszając dodawaj olej bardzo cienką stróżką. Jeśli dodasz go za szybko to się zsiądzie.
Gdyby jednak coś takiego się wydarzyło, dodaj łyżkę wrzącej wody i mieszaj dalej. Powinien się znowu wygładzić. Obiło mi się o uszy, że majonez trzeba stale ubijać (kręcić) w jedną stronę wtedy właśnie się nie waży. Tak tez zrobiłam.
Gdy dodasz już połowę ilości oleju, majonez zacznie nabierać odpowiedniej bardy i konsystencji. Gdy dodasz już cały olej majonez powinien być gęsty, kremowy i lekko zażółcony. Gdy już jest prawie gotowy możemy go jeszcze doprawić solą, lub innymi ziołami. (Jamie proponuje majonez z bazylią lub koperkiem)
Majonez gotowy do podania :) Należy go oczywiście przechowywać w lodówce w szczelnym opakowaniu do około tygodnia.

Smacznego!

wtorek, 22 maja 2012

Ciastka szałwiowe z mąki żytniej

Spotkałam się  kiedyś ze stwierdzeniem, że większość mężczyzn nie lubi słodyczy. Szczególnie ciast i ciastek z kremem, ogólnie wszystkiego co jest bardziej słodkie niż babcina chałka. Mój mężczyzna akurat się z tym nie zgodził, ale muszę popytać innych panów. Na kolejne męskie spotkanie w naszym domu przygotowałam ciasteczka. Zmodyfikowałam nasz tradycyjny domowy przepis na ciasteczka wigilijne. Chciałam by oczywiście były zdrowsze niż te ze sklepu, oraz by wyróżniały się jakimś wytrawnym szczegółem. Gdy wróciłam z domu przywiozłam ze sobą naręcze ziół, które kiedyś sama zasadziłam. Znalazła się między nim właśnie świeża szałwia. Ten krzaczek rośnie najszybciej i najlepiej ze wszystkich. Czytałam, ze trzeba z nią uważać, bo lubi się rozrastać na boki i zajmować miejsce jakie mamy przeznaczone na inne zioła. Mogę powiedzieć z doświadczenia, że jest to prawda. W moim zielniku rożnie także okazały lubczyk, zeszłoroczna mięta pieprzowa, cudowny wybujały estragon oraz przepyszny tymianek i oregano. Niestety mam nauczkę na przyszłość, bo nie osłoniłam rozmarynu na zimę i jej nie przeżył, podobnie jak tymianek cytrynowy.
W Roznovie też już zakładam zielnik, ale tylko na parapecie i balkonie. Już korzystam z tymianku, mięty i bazylii, a czekam jeszcze na parę innych ziół, które powoli sobie kiełkują.
Jeśli coś mi z tego wyjdzie, na pewno podzielę się wrażeniami i rezultatem.

Wracając do ciasteczek, to istniała we mnie pewna obawa, że chłopcom jednak nie zasmakują. Bo to nietypowa mąka, niezwyczajny smak, no i mało słodkie. Ku mojej uciesze i chwilowemu zaskoczeniu, 2 duże blachy ciastek zniknęły w okamgnieniu. To cieszy :)
Musze ostrzec że ciastka mogę być bardzo kruche, więc albo dodajcie więcej masła, albo przekładajcie je w miarę ostrożnie. Ciastka nie maja zachwycającego wyglądu, ale są bardzo smaczne i przede wszystkim zdrowe.

 



Ciastka szałwiowe z mąki żytniej

Składniki:
(2 blachy)

150 g mąki żytniej grubo zmielonej
100 g maki pszennej (lub innej np.owsianej)
120 g margaryny
3 łyżki gęstego jogurtu (lub śmietany)
2 żółtka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka miodu
50 g cukru pudru
4 łyżki posiekanych liści świeżej szałwii

Do miski wsypać mąkę ze szczyptą soli i proszkiem do pieczenia. Dodać pokrojoną w grubą kostkę margarynę i zmieszać za pomocą szpatułki, lub w malakserze, aż uzyska konsystencję kruszonki.
Następnie wrzucić do mąki resztę składników i zagnieść kruche ciasto. Jeśli będzie zbyt twarde, można dodać więcej jogurtu. Owinąć szczelnie folią i wstawić do lodówki na pół godziny.

Ciasto rozwałkować w dwóch partiach na grubość 0.5 cm. Wyciąć ciasteczka, poukładać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić na 10 minut do piekarnika nagrzanego do 180'C. Trzeba zachować przynajmniej 1.5 cm odstęp między ciastkami, bo będą one rosły.

Upieczone ciastka studzimy na kratce i podajemy gdy już ostygną.

Jeśli chcesz by ciastka były bardziej słodkie, dodaj więcej cukru. Można tez eksperymentować z dodawaniem mięty lum melisy w miejsce szałwii.

Smacznego!

poniedziałek, 21 maja 2012

Wegetariańskie burgery, czyli kanapki z kotlecikami z soczewicy.

Nareszcie wiosna przygrzała słońcem. W piękny weekend wybraliśmy się na dwie wycieczki. Najpierw była to przejażdżka rowerowo- rolkowa, to znaczy ja na rolkach a On na rowerze :) Druga wyprawa odbyła się w pobliskie góry, zdobyliśmy Velky Javornik z Frenstadu pod Radhostem. W takie dni potrzebne są pożywne, piknikowe przekąski. Mój kochany zamówił burgery, a że jest wegetarianinem, to nie mogły oczywiście zawierać typowego kotleta Muszę przyznać, że dla mnie osobiście to ulga, bo nie lubię mielonego mięsa pod każdą postacią. Tym razem kotlety powstały z połączenia kaszy, soczewicy i marchewki. Wszystko zapakowane w pyszną pszenną bułeczkę i w towarzystwie warzyw. Samo zdrowie, prawda?

Oprócz burgerów zawsze przydają się nam zbożowe ciasteczka lub batoniki, no i oczywiście jabłuszka lub banany. Często w czasie wycieczki korzystamy z dobroci lodziarni, bo jak już wspominałam, jestem prawdziwym lodo-żercą. Natomiast w Czechach, jeśli na szczycie góry jest barek, to najpewniej będziemy pić kofolę. Ktoś zna ten czeski napój? To nic innego jak czeska coca-cola ale o wiele smaczniejsza. Przy pierwszym z nia kontakcie każdy ma niewyraźną minę. Ale już drugi łyk jest bardzo przyjemny. O ile nie piję żadnych kolorowych, smakowych napoi, o tyle jedyne o czym myślę w trakcie wspinania się na górę jest piękny widok i KOFOLA. Śmieszne :)

Po drodze widziałam pełno małych ślicznych kwiatuszków i ładne pokrzywy. Muszę, się zebrać w sobie i coś wreszcie przygotować z rarytasów z łąk i lasów

Przejdźmy do przepisu na burgery. Są one odpowiednie zarówno jako przekąska w podróży jak i szybki lunch w pracy.



Wegetariańskie burgery

4 łyżki czerwonej soczewicy
4 łyżki kaszy kukurydzianej (o średnio grubych ziarnach)
1 średnia marchewka
4 łyżki bułki tartej
1 jajko
1 czubata łyżka curry
1 łyżeczka masła orzechowego
sól, pieprz
olej do smażenia

Soczewicę ugotować do miękkości w około 3/4 szklanki wody z dodatkiem curry. Można dodać więcej wody, jeśli się za szybko wygotuje.
Kaszę ugotować w podwójnej ilości wody z dodatkiem szczypty soli. Kaszę gotujemy ok 10 min często mieszając. także w razie konieczności dodając odrobinę wody. Należy pilnować by kasza się nie przypaliła.
Gotową soczewicę i kaszę studzimy, po czym mieszamy w 1 naczyniu. Dodajemy starta na drobnej arce marchewkę, jajko, masło orzechowe i bułkę tartą. Doprawić do smaku wedle upodobań. Masa musi mieć wyrazisty smak, by kotlety nie wyszły mdłe. jeśli jest zbyt luźna, dodajemy więcej tartej bułki.
Formujemy niewielkie kotleciki rękoma zmoczonymi wodą. Dzięki temu masa nie będzie się przyklejać do dłoni. Smażymy na rozgrzanym tłuszczu po kilka minut z każdej strony.
Odsączamy na papierowym ręczniku z nadmiaru tłuszczu i podajemy.

Kotleciki są miękkie w środku z chrupiącą skórką. Świetnie pasują zarówno jako kotleciki do burgerów jak i  dodatek do obiadu. Można je także zamrozić, a potem podgrzać w piekarniku
My pierwszą część kotletów zjedliśmy z bułką posmarowaną masełkiem i z dodatkiem ogórka, pomidora, papryki, salaty i tymianku. Reszta kotletów trafiła innego dnia na talerz razem z pełnoziarnista kaszką kus-kus i wiosenną mieszanką sałat.

Smacznego!

piątek, 18 maja 2012

La Focaccia verde. Idealna na spotkanie przy winie (lub piwie)

Od dawna chciałam spróbować zrobić własna Focaccię. W restauracji- pizzerii, którą mamy koło domu jemy czasem pizzę (swoją drogą bardzo smaczną), ale jakoś nie miałam odwagi zamówić u nich Focacci. Czasem jemu tam coś co Czesi nazywają Pizza Brot- czyli coś w stylu pizza bianca tylko na bardziej puszystym cieście- z dużą ilością czosnku i sera. Już jak o tym myślę, to przybywa mi 2 kilogramy na wadze... Ale spokojnie, faceci przeważnie pochłaniają ją w takim tempie, że dla mnie i tak niewiele zostaje :)

Właśnie spodziewaliśmy się wizyty znajomych z pracy mojego chłopaka- praktycznie samych mężczyzn, więc zaczęłam kombinować co by przygotować dla nich na przegryzkę. Nie lubię jak mój mężczyzna wcina czipsy, więc wolę zrobić coś domowego i bardziej zdrowego, co zajmie rączki, popieści podniebienie i wypełni brzuszki. Tym razem padło na Focaccię.
Od pewnego czasu obserwuję włoski blog kulinarny ze zdjęciami i filmikami o nazwie Viva la Focaccia. Stwierdziłam, że to idealne miejsce do poszukiwania dobrego, prostego, prawdziwie włoskiego przepisu. Skorzystałam dokładnie z tego. Jeśli chociaż trochę znacie język włoski bez problemu się tam we wszystkim połapiecie. A maja parę fajnych przepisów na chleby, ciabaty, pizze i baby drożdżowe. Na prawdę polecam.

Focaccia


Domowa Focaccia

Składniki
(na formę 25/40 cm.- ja użyłam 2 mniejszych form)
400 g mąki tortowej
360 g wody
40 g oliwy Extra Virgin
6 g soli
4 g cukru
20 g świeżych drożdży ( lub 7 g suszonych)
Ja dodałam po 1 łyżce ziaren kminku i kopru.
Ewentualnie: posiekany gruby szczypior, kilka łyżek startego sera, garść oliwek zielonych lub czarnych, czy kaparów, lub kilka suszonych pomidorów z zalewy oliwnej.

Oryginalny przepis tego nie uwzględniał, ale ja zrobiłam najpierw zaczyn.
Utrzeć świeże drożdże z cukrem i rozprowadzić 100 mililitrami letniej wody, dodać 1 łyżkę mąki, wymieszać dokładnie by nie było grudek. Odstawić na 10 minut w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Wymieszać mąkę z solą, oliwą, zaczynem, nasionami i resztą wody. Mieszać przez 5 minut za pomocą miksera lub drewnianej łyżki. 

Naczynie w którym ciasto będzie rosło należy posmarować oliwą z oliwek. Przełożyć do niego całą masę i odstawić do wyrośnięcia. Są dwie możliwości: szybka- odstawiamy naczynie w ciepłe miejsce i przykrywamy ściereczką, zostawiamy na 2-3 godziny. Przed wyborem naczynia należy pamiętać że ciasto podwoi swoją objętość. Metoda wydłużona: ciasto rośnie w lodówce przez 8-12 godzin- również przykryte. Jeśli nie wyrośnie zbyt dobrze, można je jeszcze po wyjęciu c lodówki zostawić na 1 godzinę w ciepłym miejscu.

Formę do pieczenia, jak również własne ręce smarujemy dokładnie oliwą z oliwek. Ciasto jest klejące, więc bez posmarowania dłoni, po prostu się do nich przylepi. Wyrośnięte ciasto rozciągamy palcami na całą formę. Można je podziurawić dalej bawiąc się paluszkami, lub np. widelcem. (Myślę, że to dobra robota dla dzieciaków :) Jeśli chcemy mieć Focaccię z dodatkami- w tym momencie wciskamy je delikatnie w ciasto. Ja użyłam zielonych oliwek i świeżej bazylii na jedną, a na drugiej rozsypałam szczypior i niewielką ilość żółtego sera

Odstawiamy do ponownego rośnięcia na 60 minut. Rozgrzewamy piekarnik do 220'C i wstawiamy Focaccię na 15- 18 minut. Powinna się lekko zarumienić.
Przed podaniem skropić dodatkowo oliwą z oliwek.

Smacznego!

czwartek, 17 maja 2012

Granita różana z czerwonej herbaty. Wspomnienia z Blogger Food Fest

Co z tą pogodą? Jest połowa maja, ogrodnicy już za nami, zimna Zośka już za nami, a ja nadal nie widzę słońca i noszę warstwy ubrań. Trzeba tę Panią Wiosnę jakoś zaczarować i udobruchać. Tak sobie pomyślałam, że może zimna granita, może nawet z dodatkiem musującego wina, czy wódeczki trochę ją udobrucha... Byłoby miło leżeć na trawce z drinkiem w ręku i opalać blade lico zanim przyjdą wakacje, prawda? Ja odkąd pojawi się pierwsze słońce zamieniam się w lodowego potwora. Na lody mam ochotę zawsze i wszędzie (no może nie w plenerze- ale mogę się równie dobrze schować w lodziarni:)
W ostatni weekend odwiedziłam moją rodzinkę i bardzo żałowałam, że nie możemy pospacerować, pojeździć na rowerze, bez ryzyka zmoknięcia lub przemarznięcia. Cóż może czerwiec będzie bardziej łaskawy.
Weekend nie był jednak wcale stracony. Miałam bowiem możliwość uczestniczyć w konferencji zorganizowanej specjalnie dla blogerów kulinarnych przez portal ugotuj.to . Blogger Food Fest przebiegał w atmosferze miłych rozmów, spotkań ze znajomymi, słuchania wielu cennych porad i podglądaniu znanych koleżanek blogerek. Ach no i oczywiście warto wspomnieć o pysznym jedzeniu, winie i kawie, które bardzo ucieszyły nasze kubki smakowe. Bardzo cieszę się ze spotkania z dziewczynami z Warsztatów Kuchni+ (od Jakubiaka) Los chciał, że wszystkie się tam pojawiłyśmy, choć wcale się na to nie umawiałyśmy. Jeszcze raz pozdrawiam Marietę (http://wkuchnibezdubli.blox.pl) Agnieszkę (http://cosdobrego.blogspot.com) i Asię.
Niestety nie miałam możliwości uczestnictwa w warsztatach fotografii prowadzonych przez Beatę Lipov z Lawendowego Domu, ale już same porady fotografa w trakcie konferencji dały mi wiele do myślenia. Na pewno pojawię się na kolejnej edycji Food Blogger Fest.
Również tego dnia pogoda była do bani, a więc by ją odgonić przejdę do dalszego zajadania lodów sorbetów itp :)

Ten lekki deser jest uniwersalny, bo można go przygotować z dowolnego naparu herbacianego, lub ulubionej mieszanki soków. Co więcej nie ma w nim mleka, więc jest odpowiedni dla osób z nietolerancją laktozy. Zapraszam na pyszną granitę.



Granita różana z czerwonej herbaty
4 łyżeczki liściastej herbaty pu-erh o różanym aromacie
(jeśli nie masz różanej herbaty dodaj 2 łyżki wody różanej)
sok z 1 cytryny
sok z 1 pomarańczy
3 łyżki płynnego miodu
owoce do ozdoby (figa)

Zaparzać herbatę przez 10 minut w 1 litrze  wrzątku. Odcedzić płyn od liści i rozpuścić w nim miód. Po wystygnięciu  dodać soki z cytryny i pomarańczy. Wlać do szczelnego zamykanego pojemnika i wstawić do zamrażarki. Co 2 godziny zmiksować granitę w malakserze i znów zamrozić. Po 3 miksowaniu można już nakładać granitę do pucharków lub wysokich szklanek. Ja do przybrania użyłam świeżej figi, ale truskaweczka czy malinki tez będą się prezentować uroczo.

Granita ma bardzo delikatną konsystencję. Świetnie będzie smakować także jako podstawa do drinka z wódką i odrobiną cytrusowego soku, lub zalana niewielką ilością musującego wina.

Smacznego!

poniedziałek, 14 maja 2012

Risotto cytrynowe ze szparagami w 2 wersjach ( Asparagus Lemon Risotto with salmon)

Sezon na szparagi nadal trwa. To pyszne warzywo gości tak krótko na naszych stołach, że czuję potrzebę obcowania z nim jak najczęściej. Zawsze śmieszy mnie zapach jaki występuje po szparagach gdy robimy siusiu. Podobno nie wszyscy to czują, ale od wielu słyszałam, że "też tak mają". Zabawne, wtedy od razu przypomina mi się co pysznego zjadłam :) Wiem, ze to nie jest apetyczne miejsce do wspomnień, ale co tam.

Myslałam sobie o tych moich białych szparagach i wymarzyło mi się dziewiczo białe risotto z delikatnymi akcentami i delikatne w smaku. Szparagi są bardzo wdzięcznym produktem. Nie wymagają długiego gotowania, smakują wyśmienicie w wielu połączeniach a i wygląd mają reprezentacyjny. Ważne jest jedynie by były świeże i jędrne. e małe cwaniaki same dokładnie wiedzą w którym miejscu są jeszcze pyszne i chrupiące a od którego momentu są zdrewniałe i łykowate. Wystarczy takiego szparaga złapać za ciałko i ogonek i delikatnie przełamać. Powinna odłamać się ta niesmaczna końcówka. Słyszałam, że z obierek z białych szparagów i tych odrzuconych końcówek można ugotować jeszcze zupę, którą się potem przeciera przez sito, by pozbyć się niezjadliwych włókien. Ale szczerze mówiąc jeszcze nie próbowałam, więc nie będę się na ten temat wypowiadać.

Pamiętam moje pierwsze szparagowe zakupy. Było to we Włoszech na moim ukochanym Porta Palazzo w Turynie. Pomagał mi je wybierać a potem przygotowywać kolega Hiszpan. W ogóle często razem gotowaliśmy :) Ja jeszcze wtedy nie wiedziałam jak wybrać dobre szparagi, karczochy, czy owoce morza. On przyjechał za stypendium z Barcelony i miał kontakt z takimi rarytasami już od dzieciństwa. Nigdy nie zapomnę Paelli czy tortilli w jego wykonaniu...mniam
Byłam młoda i nieświadoma, że w Polsce jest tyle znakomitych upraw szparagów. Chciałabym się kiedyś wybrać na taką szparagową ucztę bezpośrednio u producenta. Wszystko przede mną :)

Moje białe szparagi (z racji, że mieszkam w Czechach) pochodzą ze słowackich Bio-upraw. Muszę je pochwalić, również były wyśmienite. Ale przejdźmy wreszcie do rzeczy. Zaprezentuję przepis na dwa sposoby. Czysto wegetariański i z łososiem.

risotto cytrynowe ze szparagami


Risotto cytrynowe ze szparagami (z łososiem lub bez)

Składniki:
(dla 2 osób)
8 łyżek  ryżu do risotto
8 sztuk białych szparagów
1/2 szklanki mleka ryżowego (lub zwykłego)
sok i skórka otarta z 1/2 cytryny
2 łyżki koperku
sól i biały pieprz
ok 1,5 szklanki wody
2 łyżki oliwy
2 łyżki masła

Do wersji z łososiem:
150 g filetu z łososia
1 szklanka bulionu warzywnego

Przygotowanie:

Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy do niej ryż.  Prażymy go przez kilka minut podrzucając go na patelni. Po upływie około 2 minut wlewamy mleko. Dusimy przez chwile na średnim ogniu. Gdy mleko prawie całkiem odparuje stopniowo dodajemy sól i wodę - również porcjami po 1/2 szklanki. Risotto będzie powoli wchłaniać płyny i wystarczy że raz na jakiś czas je przemieszamy i będziemy pilnować by woda nie zniknęła całkowicie.
Mamy teraz 5 minut na przygotowanie białych szparagów. Jeśli mamy cienkie i świeże szparagi wystarczy odciąć końcówki - około 1,5 cm (tak na wszelki wypadek) W innym wypadku trzeba odłamać zdrewniałą końcówkę- jak pisałam powyżej- szparag sam wie gdzie ma się złamać. Następnie obieramy je najlepiej przy pomocy dobrej obieraczki od 3/4 wysokości do końca i kroimy na 2 cm kawałki. Główki odkładamy na bok, a resztę szparagów wrzucamy do risotto.
Kontynuujemy mieszanie i dodawanie wody aż ryż będzie prawie gotowy- ale oczywiście nadal al dente. Na Ostatnie 5 minut gotowania wrzucamy główki szparagów. One gotują się najszybciej i wystarczy im kilka minut w cieple. Gdy ryż już będzie gotowy, dodajemy sok z cytryny, koperek i masło i szczyptę białego pieprzu, w razie potrzeby dosalamy, zdejmujemy z ognia, przykrywamy i odstawiamy na 5 minut.

W wersji z łososiem: świeży filet gotujemy przez około 10 minut w gorącym bulionie warzywnym. Płyn nie powinien mocno wrzeć, bo ryba się rozpadnie. Gdy łosoś jest już ścięty w środku wyjmujemy go z garnka, kruszymy na mniejsze kawałki i dodajemy do risotto w tym samym momencie co główki szparagów.

risotto cytrynowe ze szparagami i łososiem


Risotto można także przygotować na samym maśle i mleku. Będzie wtedy jeszcze bardziej kremowe.

Risotto przed podaniem posypujemy skórką otartą z cytryny.

Smacznego!
   


Asparagus Lemon Risotto with salmon (or without)
Ingredients:
(serve 2)

8 tbsp risotto rice
8 piece of white asparagus
½ glass of rice milk (or ordinary milk)
Juice and skin from ½ of lemon
2 tbsp dill
Salt and white pepper
approx 1 ½ glass of water
2 tbsp olive oil
2 tbsp butter
For salmon-version
150 g salmon filet
1 glass vegetable stock

Method:

Heat the olive in a big pan and add the rice. Fry your rice for around 2 minutes tossing it up couple of times. Then add milk turn the heat to medium level and keep stirring. Once the milk has cooked into the rice, add your first ladle of hot water and a pinch of salt. Keep adding water and stirring. Let your rice to simmer slowly, allowing each ladleful to be absorbed before adding the next.
Prepare asparagus. Pell them from ¾ of their height – leave head untouched. If your asparagus is nice and fresh you don’t have to cut off their ends but just in case I cut off 1,5 cm of hard end. Asparagus is a quite intelligent vegetable, cause it knows where to break to lose hard end. You just have to grab asparagus with two hands ant try to break it. This should break exactly in the place it stars to be hard.
So you have your asparagus peeled, and now it needs to be cut into 2 cm pieces. Leave heads aside and add the rest to the pan with risotto around 5 minutes before it is ready. Remember your risotto has to be al-dente, so do not cook it too long.
Remove risotto from the heat and add the butter, lemon juice, heads of asparagus, a pinch of white pepper and dill. Stir it, taste it, add some salt if it’s needed. Place a lid on the pan and allow to sit for 5 minutes.
For the version with salmon- take your fish and boil it in a vegetable stock on the medium heat. Once the salmon is cooked dry it from the water and brake it into small pieces. Add it to risotto the moment you add asparagus heads.
Serve your risotto on a nice plate with a sprinkle of lemon zest.

Buon Appetito!

wtorek, 8 maja 2012

Filiżankowe muffinki orkiszowe

W lodówce czekały truskawki. Istniała już w nas obawa, że mogą się szybko popsuć, więc trzeba było znaleźć na nie sposób. Wcześniej już występowały w wersji sałatkowej na słodko i na wytrawnie, a teraz miały pojawić się w cieście. Padło na muffinki, ale pojawił się jeden dość istotny problem....

Jakoś na początku marca wygrałam w konkursie "Drożdżowe nie tylko od święta" organizowanym przez moje ukochane "Palce Lizać" urządzenie do pieczenia chleba z piekarnikiem. To małe cudo zagościło w naszych czeskich progach pod koniec kwietnia. Próbowałam już w nim piec chleb i bułeczki i rzeczywiście jest to o wiele prostsze. Jakoś jeszcze nie robiłam moim wypiekom zdjęć, ale pewnie niedługo to nastąpi.
Samego urządzenia używam dość często do zapiekania, grillowania i pieczenia. Jestem z niego bardzo zadowolona, ale jest jeden problem. Jego rozmiary nie są za duże i nie mieszczą się w nim duże formy, na przykład moja forma muffinkowa...

Pomysł zrodził się na biegu. Mam 2 małe foremki do sufletów, ale to za mało. Co ma podobny kształt? Hm, filiżanki!! Stwierdziłam że warto spróbować i powiem wam, że na prawdę było warto. Mój kochany był zwłaszcza zachwycony ich wielkością- bo wyszły 2 razy większe niż standardowe. :) Pewnie jeszcze nie raz wrócę do tego sposobu pieczenia, bo fajnie prezentuje się taki deser na stole razem z filiżanką harbaty... w takiej samej filiżance :) Proste i niebanalne.

Srawberry Muffin


Filiżankowe muffinki orkiszowe z truskawką

Muffin in a cup
Składniki:
(na 6 dużych babeczek lub 12 standardowych)
120 g mąki orkiszowej,
50 g maki pszennej
100 g płatków owsianych,
2 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej,
1 jajko,
100 g brązowego cukru,
80 ml oleju roślinnego,
300 ml maślanki
szczypta soli
6 dużych truskawek (lub innych owoców- nie więcej niż 200 gram)


 

Przygotowanie:

Do filiżanek wkładamy papier do pieczenia. Ja wycięłam z niego trójkąty, by łatwiej było je złożyć w środku i nie utworzyły się nieładne zagniecenia. Następnie przycisnęłam papier pojemnikiem po dużym jogurcie, by papier ładnie przylegał do ścianek.

Nagrzewamy piekarnik do 180'C.

Suche składniki mieszamy w jednej misce a w drugiej składniki mokre. Do miski z płynami wsypujemy mieszankę mączną i mieszamy kilka razy aż się połączą, Filiżanki wypełniamy masą do 3/4 wysokości. W środek każdej muffinki wciskamy odszypułkowaną truskawkę. Jeśli używasz innych drobnych owoców- np jagodowych, możesz dodać je pod koniec wyrabiania masy, lub wcisnąć całe maliny, czy jeżyny.

Wstawiamy muffinki do rozgrzanego piekarnika i pieczemy 20-25 minut aż się lekko zarumienią. Dla pewności przed wyjęciem sprawdzamy czy patyczek w nie włożony jest suchy.

Pysznie smakują z dodatkiem domowego dżemu z porzeczek, lub z własnej roboty sosem z owoców leśnych. Moim zdaniem takie muffinki świetnie pasują na śniadanie w domu, czy tez drugie śniadanie w szkole lub w pracy.

Smacznego!

Ramekin Muffin

niedziela, 6 maja 2012

Sezon na szparagi. Salatka z bialymi szparagami i truskawkami i warzywna tarta

Po dłuższej przerwie wracam wraz z nowymi sezonowymi produktami. Miałam przyjemność odwiedzić w czasie dłuuuugiego weekendu naszych bratanków Węgrów. szczerze liczyłam na próbowanie nowych potraw węgierskiej kuchni i spożywanie ichniejszego wina. Niestety trochę się zawiodłam Już przewodnik po Węgrzech ostrzegał nas, że wegetarianie będą mieli problem ze znalezieniem czegoś dla siebie. Ale z drugiej strony wyczytałam, że lubiane są tam szparagi i w sezonie często pojawiają się w menu. Być może nie trafiłam do odpowiedniej restauracji, a fakt jest taki że na te wytworne mnie po prostu nie stać, no ale szparagów w Budapeszcie nie widziałam.
 Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiliśmy do pięknej, wytwornej i o dziwo taniej restauracji w Esztergom na północ od Budapesztu. Jeśli kiedyś będziecie odwiedzać to miasto z majestatyczną, olbrzymich rozmiarów bazyliką, zajrzyjcie u jej podnóże do restauracji w centrum kulturalnym Primas Pince. Byliśmy na tyle głodni, że nawet nie pomyślałam o zrobieniu zdjęć prześlicznym potrawom jakie pojawiły się na naszym stole. Szczególnie smakowało nam grillowane tofu podane na lekkiej sałatce składającej się z mieszanki salat, grzybków (niestety nie wiem jakich) truskawek, grzanek, zielonego sosu- moim zdaniem z natki pietruszki oraz tych upragnionych szparagów. Tofu pachniało i smakowało niesamowicie z wyraźną nutą dymu z drewna. Połączenie truskawek i szaragów zwróciło nam w głowie.

Znajomi z którymi się wybraliśmy porównywali smak tradycyjnego węgierskiego gulaszu w kilku miejscach. Ja nie trawię tego typu dań przygotowywanych i pływających w smalcu. Im smakowało.
Próbowaliśmy za to wspólnie Langosza. Również nie należy on do lekkich potraw- bo jest to placek drożdżowy smażony na głębokim tłuszczu- ale zrekompensowaliśmy to sobie dużą ilością warzyw na wierzchu. Efekt smakowy był zaiste satysfakcjonujący. Langosze występują zarazem w wersji słodkiej jak i wytrawnej- tradycyjnie z dużą ilością śmietany i tartym serem, plus dla chętnych oczywiście papryka i salami. Jak już wspominałam mięs na Węgrzech nie próbowałam- co jest prawie profanacją bo stanowią 90% wyżywienia naszych bratanków.  No cóż, nie lubię mięsa, a z ryb mieli tylko karpia, za którym tez nie przepadam. Muszę za to pochwalić ciastka. bardzo smakowały nam te na bazie ciasta francuskiego z bardzo dużą ilością nadzienia. Zarówno w formie rogalików jak i strudli smakowały wyśmienicie. Nadzienie orzechowe, makowe z dodatkiem owocowym lub serowym, nieprzesłodzone o wyrazistym smaku. Niebo w gębie :)

A więc oficjalnie u naszych południowych bratanków rozpoczęłam sezon na szparagi i truskawki. Żałuję, prawdopodobnie jak pół świata ze świeże szparagi możemy jeść tak krótko, ale może już taki ich urok. Podobne odczucia mam co do truskawek. Uwielbiam je pod każdą postacią, ale je mogę chociaż zamrozić no i wyhodować łatwo we własnym ogródku.

Zainspirowana sałatką z węgierskiej restauracji przygotowałam sałatką ze szparagami i truskawkami, która towarzyszyła pełnoziarnistej tarcie. Połączenie bardzo zdrowe i niesamowicie pyszne. Oto przepis:



Tarta pełnoziarnista z warzywami dla dwojga
(forma 18 cm)
170 g maki pszennej pełnoziarnistej
szczypta soli
80 g masła
kilka łyżek bardzo zimnej wody

Nadzienie:
4 łyżki przecieru pomidorowego
7-8 pomidorków koktajlowych
 1/2 papryki podłużnej (lub 1/4 zwykłej żółtej )
1/2 średniej cukinii
gruby szczypior
oliwa z oliwek
suszone przyprawy (bazylia, tymianek, oregano)
sól, pieprz
 

Przygotowanie:
Zagniatamy ciasto na tartę z podanych składników. Masło rozdrabniamy w mące ręcznie lub przy pomocy noża, czy szpatułki aż do konsystencji kruszonki, po czym dodajemy powoli zimną wodę aż ciasto dobrze się zlepi i będzie gładkie. zawijamy w folię i wstawiamy do lodówki na co najmniej 30 minut.

Cukinię kroimy w cienkie dwu milimetrowe plasterki, skrapiamy oliwą i posypujemy przyprawami.
układamy je na blaszce razem z papryką pokrojoną w cienkie krążki i pomidorkami koktajlowymi posypanymi solą i oregano. Wstawiamy do piekarnika z opcją grill aż cukinia się lekko zarumieni. Można wszystko również usmażyć na patelni grillowej, lub na grillu, jeśli mamy taką możliwość. Po wyjęciu z piekarnika z pomidorów zdejmujemy skórę.

Ciasto na tarte wałkujemy na grubość 0.5 cm i wykładamy nim dno i brzegi formy do tarty. Ja użyłam tortownicy o średnicy 18 cm. Ciasto wykładamy z wierzchy papierem do pieczenia, zasypujemy go fasolkami by obciążyć ciasto i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 190'C na 12 minut.
na wstępnie podpieczonym cieście rozsmarowujemy przecier pomidorowy i układamy na nim cukinię i resztę warzyw. Według uznania możemy dodatkowo posypać dowolną ilością przypraw. Pieczemy przez kolejne 15-20 minut w temperaturze 180'C. Przed podaniem posypujemy całość grubo pokrojonym szczypiorem

Wiosenna sałatka ze szparagów i truskawek

(dla dwojga)
Składniki:
2 duże garści rucoli
6 truskawek
4 białe szparagi
2 łyżki grubego szczypioru
1 kromka wieloziarnistego chleba
Sos:
1 łyżeczka ostrej musztardy
1 łyżeczka musztardy ziarnistej Dijon
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka miodu
ok 2-3 łyżki oliwy
szczypta soli i pieprzu



Wymieszać wszystkie składniki sosu-  no końcu powoli dodając oliwę do momentu aż dobrze się połączą i będą miały kremową konsystencję. Doprawić solą i pieprzem do smaku.
Białe szparagi obieramy do 3/4 wysokości pozostawiając główki nienaruszone. Odcinamy zdrewniałe końcówki. Szparagi kroimy w kilkucentymetrowe słupki. Blanszujemy we wrzącej wodzie przez 3 minuty- dopiero po 2 minutach wrzucając główki. Hartujemy w zimnej wodzie i odcedzamy.
Truskawki pozbawiamy szypułek, szczypior drobno siekamy.
Z kromki chleba przygotowujemy grzanki- na patelni z odrobiną oleju, lub w piekarniku- również skropione kilkoma kroplami oliwy.
Sposób podania zależy od waszej inwencji twórczej. Ja proponuję podanie potrawy jak na zdjęciu obok.
Dla chętnych- proponuję dodać papryczkę chili dla odrobiny ostrości. Niejeden Węgier na pewno by tak zrobił :)

Smacznego!

Biorę udział a akcji