czwartek, 18 października 2012

Tost. Historia chłopięcego głodu. Recenzja książki.

Pewnego jesiennego wieczoru zasiadłam z dzbankiem gorącej herbaty do lektury książki "Tost. Historia chłopięcego głodu" . Nie minęło zbyt wiele minut kiedy pochłonęła mnie ona totalnie, ale i tak musiałam wycofać się do kuchni po jakąś drobną przekąskę. Gdy już wszystko było gotowe, mogłam wreszcie uspokoić soki trawienne i skupić się na jej treści.




"Tost" to powieść autobiograficzna napisana przez felietonistę, dziennikarza, autora książek, który pisze o jedzeniu. Do stworzenia autobiografii zainspirowała go koleżanka- dziennikarka, namawiając do napisania krótkiego opowiadania do Observer'a. Tak właśnie wygląda "Tost", jak  zbiór opowiadań, które płynnie układają się w całość, opowiadając historię chłopca, który dorastał w Wielkiej Brytanii w latach 60-tych.

Nigel w niesamowicie swobodny, chłopięcy sposób opisuje czytelnikowi swoje dzieciństwo z matką, którą bardzo kochał i która nie potrafiła porządnie przygotować żadnej potrawy, z gruboskórnym ojcem, z którym nigdy nie mógł się dogadać i w końcu z macochą, która skutecznie uprzykrzała mu życie. "Tost" to nie jest urocza książeczka o małym chłopcu. Autor w dość frywolny, swobodny sposób obrazuje bardzo zabawne historie z dzieciństwa, liczne przygody seksualne, ale i samotność, śmierć matki, a w końcu także i ojca, wkraczanie w samodzielność i dorosłość.

Już po pierwszych stronach zachwycił mnie sposób w jaki napisana jest ta książka. Składa się ona z mini rozdziałów, z których każdy opatrzony jest tytułem związanym z jedzeniem. Nazwa wskazuje nam od razu o jakiej potrawie będzie w nim mowa. Tak na przykład zaczyna opowiadanie "Naleśniki":

"Mama nigdy nie zapominała o zrobieniu naleśników we wtorek przed Środą Popielcową.(...)
Mama smażyła cienkie naleśniki na poobijanej starej patelni, czarnej na zewnątrz i zajeżdżającej kiełbaskami. jedliśmy je z cukrem i sokiem z cytryny. uwielbiałem to, jak cukier nasączał się sokiem, ale nigdy do końca się nie rozpuszczał, więc miało się w ustach miękkiego naleśnika, chrzęszczący w zębach cukier i wyrazisty smak cytryny- wszystko naraz."


Wszystkie wspomnienia Nigela wiążą się z jedzeniem. Lekturę zaczynamy od przypalonego tosta, potrawy która miała obszerne miejsce w życiu chłopca i na kartach książki pojawi się jeszcze wiele razy. Opisy dań i ich przyrządzania przez matkę, ojca, macochę, samego Nigela i kucharzy z brytyjskich hoteli sprawiają, że czytelnik czuje w ustach posmak trifle z cherry, kaczki po bombajsku, brzoskwiniowej melby, grillowanego grapefruita, biszkoptu królowej Wiktorii i koktajlu krewetkowego ale i wykrzywia się czując zapach spalonego tosta, smak wysuszonego wędzonego łupacza, wielokrotnie odsmażanej ryby z hotelowej restauracji czy kożucha na sosie pieczeniowym. Niektóre posiłki przyprawiały chłopca wręcz o wymioty, na przykład: jajka( pod każda postacią), szklanka mleka, czy deser z tapioki. Z kolei inne, jak pudding z chleba i masła wiązały się z pięknymi i ciepłymi wspomnieniami.

"Nie można poczuć zapachu uścisku i nie można usłyszeć przytulania. Ale gdyby to było możliwe, sądzę, że znalezienie się w objęciach bliskiej osoby pachniałoby i brzmiało jak ciepły pudding z chleba i masła."

W Wielkiej Brytanii lat 60-tych pełno już było puszkowanego, sproszkowanego  gotowego do spożycia jedzenia. Paradoksalnie, mimo, że ojciec Nigela miał swoją ukochaną szklarnię i ogród, w którym uprawiał liczne rośliny, w jego domu też tak się jadało. Puszkowane owoce, warzywa, szynka, gotowe sosy, puddingi i inne podobne "udogodnienia". Niektóre produkty były jednak w ich kuchni zabronione i to nie ze względów zdrowotnych, tylko dlatego, że rodzice uważali je za "zbyt pospolite". Do tej grupy zaliczali między innymi chipsy, pieczoną fasolkę z puszki, rybę z frytkami w gazecie, puree z groszku, mleko skondensowane i krojony chleb w plastikowym opakowaniu. Autor nie daje nam tak na prawdę poznać do końca swoich rodziców. Wiemy o nich niewiele, podobnie jak o starszych braciach i reszcie rodziny. Nigel pojawił się w ich życiu dość późno, jego ojciec miał już 50 lat, gdy chłopiec pojawił się na świecie. Dało się wyczuć, że w oczach ojca nie spełniał on stawianych przed nim wymagań, był chuderlawy, niedostatecznie męski, interesował się kobiecymi sprawami, miał niewielu kolegów.


Czytając "tost" zaczęłam się sama zastanawiać jakie potrawy wiążą się z moim domem, co pamiętam najlepiej, jakie potrawy wspominam miło, a jakie z odrazą. Tak samo jak Nigel rozcierałam masło z mąką do przygotowania kruchego ciasta i razem z mamą wykładałam je na dno formy, nakłuwałam widelcem przed pieczeniem. Wspólne gotowanie z rodzicami, to coś czego się nigdy nie zapomina. Gdy w życiu Nigela pojawiła się macocha nic już nie było takie słodkie, domowe i przyjemne. Od tego momentu czuł się co raz bardziej samotny i niechciany. Wtedy nawet wspaniale przygotowane przez panię Potter dania nie smakowały tak jak powinny, bo nasączone były goryczą niechęcią i zawiścią. Szukał więc sposobów by wymknąć się z domu na dłużej, dzięki czemu zaczął praktykę w restauracji hotelowej i uczęszczał na zajęcia z gotowania. Uciekał też w kontakt z naturą, samotne czytanie przepisów kulinarnych, ale nie tylko...


Nigel nie mógł chodzić w nieodpowiednie miejsca, co nie znaczy, że tego nie robił. W pewnym momencie jego codziennym nawykiem stały się wieczorne spacery...

"Łapałem czekoladki z orzechami włoskimi, brałem psa i ruszałem na spacer. W piątki i soboty działo się najwięcej, więc musiałem wymyślać historyjki o psie ociągającym się z "załatwieniem swoich spraw", żeby usprawiedliwić coraz dłuższe wypady. Pewnego razu gdy wyglądało na to, ze pasażerowie wszystkich samochodów są akurat w trakcie, nie wracałem bardzo długo."


Wiele pikantnych scen pojawia się też w dalszej części książki, ale zostawiam je dla waszej ciekawości. :)

Książkę "Tost. historia chłopięcego głodu" warto przeczytać z wielu powodów. Autor zaprasza nas w niej do swojego świata, do Wielkiej Brytanii sprzed wielu lat, która dzięki niemu staje nam się bliższa. Opowiadania są bardzo ciekawe, autentyczne, jakby pisane przez małego chłopca, który po prostu przeniósł się w czasie. Wraz z Nigelem odkrywamy świat i delektujemy się nim. Widzimy jak w autorze rodziły się zmysł smaku, miłość do gotowania i serwowania potraw oraz talent do opowiadania o jedzeniu.
Lektura "Tosta" nie jest nudna i mdła a wręcz przeciwnie jest pikantna i ekscytująca, a do tego  apetyczna, pachnąca i o wyśmienitym smaku. Ta książka bawi, wzrusza i rozbudza wyobraźnię. Polecam ją każdemu, zwłaszcza wykwintnym smakoszom i wielbicielom gotowania i jedzenia.

Czytając "Tost" wypiłam kilka litrów herbaty, by uspokoić żołądek, który głośnym krzykiem domagał się wszystkich opisanych przez Nigela pyszności. Ale jakże cudownie było schrupać i ten przypalony i ten chrupiący, nasączony masełkiem i posmarowany cienką warstwą dżemy TOST.

Cytowane fragmenty pochodzą z książki "Tost. hostoria Chlopięcego głodu", wydanej w 2011 roku, nakladem wydawnictwa carta blanca.




2 komentarze:

  1. Piękna recenzja, która utwierdziła mnie w decyzji o kupnie książki. Dziękuję!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja. Już dość długo przymierzam się do tej książki, teraz w końcu z pewnością kupię :)

    OdpowiedzUsuń