Długo mnie nie było...
Jak zwykle odwiedzałam rodziców, ale tym razem towarzyszył mi mój kochany. Była to taki nasz krotki urlop w podwarszawskiej wsi :)
Najadłam się owoców po same uszy. Wzięliśmy nawet aparat w celu uwiecznienia krzaków i drzewek obsypanych owocami, ale w natłoku spraw, atmosferze sielanki i w letnich upałach, jakoś mi to wypadło z głowy. Damian śmiał się ze mnie straszliwie, bo pierwsze co zrobiłam po wyjściu z samochodu i ucałowaniu rodziców, to bieg w stronę sadu. Od wejścia zaczęłam pałaszować czereśnie i wiśnie. Później przyszła pora na porzeczki w trzech kolorach, agrest, maliny i borówki amerykańskie. Dorwałam nawet ostatnie 10 truskawek pozostawionych na krzaczku specjalnie dla mnie.
Och jak ja kocham owoce... Na warzywka muszę jeszcze trochę poczekać, bo późno były zasadzone ze względu na mrozy, które nie chciały nas opuścić. Ale, ale już na krzaczkach pojawiły się pierwsze patisony, które zbieramy gdy są jeszcze malutkie, do zamarynowania. Nasze "parkinsony" jak żartobliwie nazywają je znajomi, robią prawdziwą furorę zwłaszcza w czasie sierpniowego grillowania. Także kulista cukinia zrodziła pierwsze owoce, o nich będzie słów kilka już niedługo.
Korzystałam też z domowego- ogródkowego zielnika, który wystrzelił w niebo jak szalony. Przywiozłam ze sobą gałązki mięty, oregano i estragonu. Ale także szałwia i lubczyk trzymają się zdrowo. Niestety zaraza dotknęła mój osobisty- balkonowy zielnik. Z racji że nie mogłam się nim opiekować w czasie wyjazdu, trafił pod opiekę mamy mojego chłopca. Podlewała go dzielnie i jestem za to wdzięczna, ale niestety podkrakowskie powietrze przyniosło ze sobą mszyce i przędziorki. Teraz z nimi walczę już w Czechach, oczywiście metodą ekologiczną. Mam zamiar te zioła wyleczyć i jeszcze z nich korzystać, więc nie mogłam im przywalić chemią...
W internecie znalazłam porady, by spryskać roślinki wywarem z czosnku, polać je mocnym strumieniem wody, a ponadto "zaprosić" biedronki z łąki.
Tak też zrobiłam, zlałam je obficie pod prysznicem, w czym dodatkowo pomogła mi ulewna burza, pognałam po czosnek i przygotowałam wywar. Trochę pomogło, ale to dopiero drugi dzień walki, więc jeszcze mszyce trzymają się mocno niektórych gałązek. Panna Biedroneczka sama przyleciała na mój parapet, a ja ją tylko przekierowałam w inne miejsce z olbrzymią prośbą by ratowała moją miętę. Kochane maleństwo walczy już drugi dzień. Dzisiaj rano znalazłam dla niej koleżankę, gdy odprowadzałam mojego mężczyznę do pracy. Teraz pracują sobie razem. Mam nadzieję, że jest im raźniej i zaproszą jeszcze jakieś koleżanki. Och kochane biedroneczki, co ja bym bez was zrobiła...
A ja tak uwielbiam zioła... mam nadzieję, że szybko pozbędę się tych przebrzydłych pasożytów i znów będę mogla korzystać z mojej bazylii zielonej i bordowej, tymianku i nieszczęsnej mięty (której o dziwo najbardziej się dostało).
Dziś w hołdzie ziółkom i młodym warzywkom zaproponuję wam Pasztet wegetariański na Wege Wtorek. Jest to świetny dodatek do porannych i biwakowych kanapek, a ponadto można jego plastry usmażyć jako kotlety. Dodatek ziół i pestek dyni i słonecznika sprawił, że jest on bardzo, ale to bardzo aromatyczny. Polecam.
Inspirację zaczerpnęłam z magazynu Food and Friends.
Pasztet wegetariański warzywno- sojowy.
Skladniki
(na 1 formę)
1/2 szklanki soi
1/2 szklanki ciecierzycy
1/2 szklanki kaszy jęczmiennej
1/2 szklanki drobnych płatków owsianych
1 duża cebula
2 marchewki
2 młode pietruszki
1 mlody seler
2 ząbki czosnku
2 jajka
1/2 szklanki oliwy z oliwek Monini
1 łyżka majeranku
1/2 pęczka natki z młodej pietruszki
1/3 pęczka natki z młodego selera
1 lyżeczka pieprzu
2 łyżki sosu sojowego
Przygotowanie:
Soję i ciecierzycę namocz przez 4 godziny, po 2 godzinach zmieniając wodę. Namoczone fasole ugotuj w świeżej wodzie do miękkości. Kaszę ugotuj na półsypko.Cebulę obierz i posiekaj, czosnek zmiażdż obierz i posiekaj. warzywa dobrze umyj i zetrzyj na tarce o grubych oczkach. Rozgrzej oliwę i na wolnym ogniu podsmaż na niej cebulę i czosnek. Następnie wrzuć do nich starte warzywa i duś przez kilka minut mieszając co jakiś czas, by się nie przypaliły.
Soję i ciecierzycę zmiel w maszynce- lub tak jak ja rozdrobnij ręcznym blenderem na gładką masę. Połącz wszystkie składniki- soję z cieciorką, warzywa, posiekaną natkę pietruszki i selera, płatki owsiane, sos sojowy, jajka i przyprawy. Dopraw dodatkowo do smaku, pamiętając że musi on być wyrazisty.
Dokładnie wymieszaną masę przełóż do natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia formy- keksówki.
Posyp garścią pestek dyni i słonecznika. Piecz około 1 godzinę w piekarniku nagrzanym do 180'C.
Pasztet pozostaw do całkowitego ostygnięcia i podawaj na zimno z razowym pieczywem, lub na ciepło jako kotlety.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz