Gnocchi, to jedno z ulubionych dan mojej mamy :) Z tymi mięciutkimi, pysznymi kluseczkami wiążą się pewne wspomnienia....
Gdy studiowałam pół roku w pięknej Italii poznałam wiele odmian pasty i pizzy. W naszej studenckiej stołówce można je było skosztować w każdej niemal odmianie. Pamiętam jak dziś, że na pierwszy obiad z moją koleżanką zjadłyśmy po talerzu ravioli i pękałyśmy już w szwach więc deser powędrował za nami do akademika. Zresztą robiłyśmy tak często, bo pełen zestaw obiadowy był dla nas zdecydowanie za duży, a w pewnym sensie służył nam później za kolację a czasem i śniadanie :) No cóż, na emigracji trzeba nauczyć się oszczędności. Niestety nie dysponowałyśmy ani pokaźnym stypendium, ani zapasem pieniędzy od rodziców, więc w czasie obiadów restauracji nie odwiedzaliśmy nigdy. Gdy wypuszczaliśmy się z dala od naszego Turynu, by podziwiać resztę Włoch przygotowywaliśmy coś do jedzenia na własną rękę, albo korzystaliśmy z dobroci pizzerii. Nikt nie odbierze Włochom trofeum za najlepsze pizze, więc narzekać nie mogłam :) Powracając do stołówki, tamtejsza pizza była wprost nieziemska, a lasagne będę chyba pamiętać do końca życia.
W pewnym momencie odwiedzili mnie moi rodzice i tu właśnie zaczyna się historia z gnocchi. Wybraliśmy się nocnym pociągiem do Rzymu. Moja mama będzie te podróż chyba jeszcze dłuuugo wspominać, bo towarzyszyły nam porywcze i pokaźnych rozmiarów donne z Neapolu :) Ja po uspokojeniu sytuacji w przedziale po prostu zasnęłam...
Rzym. Odwiedziłam już to miasto dwa razy. jestem nim oczarowana i mogłabym długo o nim opowiadać, ale skupię się na jedzeniu. Dzięki temu, że w maju we Włoszech jest już na prawdę ciepło nasze pożywienie w czasie dnia stanowiły głównie lody. Och, gdy o nich teraz pomyślę... Pistacjowe, które miały piękny naturalny kolor i niesamowity smak, kasztanowe, gianduja i wiele, wiele innych. Najpiękniejsze we włoskich lodach jest to, że dostajesz ich bardzo dużo. Wybiera się smaki, nie kulki! Te nasze wyskrobywane z trudem kuleczki w najlepszych lodziarniach w Polsce niczym się do nich nie umywają. Spróbujcie zjeść kubeczek z 3 smakami lodów, a gwarantuję, że będziecie najedzeni. Porcja każdego smaku nakładana jest na oko, szpatułką i zawsze jest wielkości co najmniej 2 polskich kulek. Mmmm az się rozmarzyłam...
We Włoszech zaraziłam też mamę miłością do ricotty i właśnie do wspomnianych gnocchi. W ten pamiętny dzień, gdy naszym celem miało być koloseum przygotowaliśmy sobie wałówkę do plecaczka. Z racji, że generalnie w Rzymie nie ma ławeczek, ostatecznie mury i nie mieliśmy gdzie przysiąść na chwilę, więc mini piknik urządziliśmy sobie właśnie w tym wiekowym zabytku. Była to pasta fresca- czyli świeża- gnocchi di patate podgotowane i podsmażone na masełku z odrobiną parmezanu. Jedzone na starożytnych murach, na zimno w ciepłym słonku wyryły się w pamięci na zawsze.
W Polsce zapewne zaraz by nas ktoś "upomniał" mówiąc ładnie, lub wygonił z tymi kluseczkami wbitymi na widelce, ale nie w Italii. Włosi wręcz się do nas serdecznie uśmiechali i wyrażali swoje zadowolenie nad naszym uwielbieniem dla gnocchi w tak zaszczytnym miejscu. Piękne wspomnienia....
Teraz kilka słów o tym dlaczego dzisiaj gnocchi wystąpią w kształcie serca. odpowiedź jest prosta i krótka- z miłości. To było kolejne danie naszej Walentynkowej uczty. Aby nadać im także odpowiedniego koloru dodałam do ziemniaków nieco pulpy pomidorowej, w której również się później zapiekały. Oto przepis:
Gnocchi od serca. Pomidorowe w sosie pomidorowym.
Składniki (2-3 porcje):
1 kg ziemniaków
2 żółtka
ok 5 łyżek pulpy pomidorowej
ok 300 g mąki pszennej
szczypta soli
Sos:
1 szklanka pulpy pomidorowej
sól, pieprz do smaku
oregano i tymianek
ok 30 g startego parmezanu (lub innego ostrego sera)
oliwa z oliwek
Przygotowanie:
Ziemniaki ugotować w mundurkach do miękkości. Obrać i utłuc na gładko. Dodać żółtka, szczyptę soli i pulpę pomidorową. Wymieszać dokładnie i stopniowo dodawać mąkę do momentu gdy ciasto przestanie się kleić. Ja użyłam ok 1.5 szklanki maki, ale zależy to od rodzaju ziemniaków i samej mąki. Ciasto podzielić na 2-3 porcje i z każdej uformować wałek. Odcinać nożem kluseczki wielkości orzecha włoskiego. Następnie każdą kluskę uformować w kulkę i za pomocą trzonka np od łyżeczki zrobić z jednej strony dołek, aby łatwiej było uzyskać kształt serca. Kluseczki odkładać na posypaną mąką stolnicę lub tacę. Gnocchi gotować we wrzącej wodzie z łyżką oliwy przez ok 1 minute od wypłynięcia na powierzchnię. Po czym kluski wybrać łyżką cedzakową i wyłożyć na tacę lub talerze- posmarowane oliwą. Kluseczki czekają na sos.
Gdy ugotujesz już wszystkie gnocchi możesz przygotować sos, chyba że już masz to za sobą :)
Pulpę pomidorową wlewamy na chwilę do rondelka z 2 łyżkami oliwy. Doprawiamy przyprawami- ja dodaję zawsze dużo oregano, bo uwielbiam jego smak z pomidorami. Jeśli masz czas i ochotę podsmaż wcześniej w tym samym rondelku cebulkę i czosnek, ja tym razem z nich zrezygnowałam.
Rozgrzej piekarnik do 180 stopni a w tym czasie sos pomidorowy lekko się zredukuje. Na dużą blaszkę wylej sos pomidorowy, na którym delikatnie ułożymy gnocchi. Całość posypujemy serem i wstawiamy do piekarnika na maksimum 20 minut.
Gnocchi będą pyszne w towarzystwie prostej mieszanki sałat z winegretem.
Smacznego!
Uwielbiam Włochy. Pajam do nich nieskończoną miłością. Do klimatu miast i miasteczek, do krajobrazów Toskanii i śnieżnych szczytów na północy. Do jedzenia, do wina. I do Włochów :P
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo chciałam tam studiować ale nie opanowałabym języka w tak krótkim czasie. Zazdroszczę niesamowicie wyjazdu!
A lody włoskie to prawdziwe delicje, pamiętam jak zajadałam się Nutellowymi jak jeszcze mogłam :( No i pizza z frytkami, najpyszniejsza na świecie!
Pizza z frytkami.. to ciekawe :) to chyba bardziej w brytyjskim stylu.
UsuńJa tez nie znałam włoskiego... nauczyłam się na miejscu- studia były po angielsku...
ach Włochy...