Planowałam podzielić się z wami innym przepisem, ale pączki jakie wyczarowałam z okazji Tłustego Czwartku okazały się najlepsze jakie jadłam. Cieszy mnie to tym bardziej, że proporcje składników skomponowałam samodzielnie w oparciu o wiele pączkowych przepisów. Priorytetem było zastąpienie żółtek musem dyniowym, a i masło jakoś chciałam ominąć i tak powstały moje dyniowe pączusie.
W przeszłości często buntowałam się przeciwko tradycji Tłustego Czwartku. Pamiętam takie lata, gdy specjalnie w ten dzień organizowałam sobie prawie-głodówkę, to znaczy zjadałam jeden niewielki posiłek w okolicach obiadu, a słodkości omijałam wielki łukiem. Dawało mi to satysfakcję, poczucie zwycięstwa nad kaloriami. Dochodzi do tego fakt, że nigdy się w pączkach nie kochałam. W drożdżówkach, preclach i faworkach owszem, ale w pączkach niekoniecznie. Za to mój ukochany pączki uwielbia. Odkąd jesteśmy razem i sobie pomieszkujemy, usmażyłam ich już paręnaście tuzinów i w pewnym sensie trochę je polubiłam, bo jak by nie było, dobrze mi się kojarzą :)
Najlepsze pączki jakie jadłam w dzieciństwie to oczywiście te od Bliklego. Pamiętam te czasy gdy czekaliśmy na tatę, który w Tłusty Czwartek przywoził pyszne pączusie z niewielka ilością lukru i skórką pomarańczową na wierzchu. Dzisiaj jeśli kupuję pączki, to przeważnie z myślą o mamie. Gdy tylko jestem w okolicach warszawskiego Służewca wstępuję do małej pysznej cukierni na roku Puławskiej i Alei Lotników. Mają tam świetne mini pączusie z nadzieniem z róży. Niebo w gębie.
Tak na marginesie, to wszystkie ich wypieki są wspaniałe, a lody.... bajka, naturalne smaki i kolory, świetna kremowa konsystencja...mniam.
Wracając do pączków, to próbowałam już kilku przepisów. Nigdy nie zachęciły mnie te tradycyjne, polskie z olbrzymią liczbą żółtek. Próbowałam dwóch rodzai pączków z Moich Wypieków, jednego od Kwestii Smaku i innych znalezionych w książkach kucharskich i zagranicznych blogach. Miałam też krótką przygodę z pączkami angielskimi- z sodą zamiast drożdży, ale te chłoną za dużo tłuszczu. Muszę jeszcze kiedyś spróbować jakiegoś włoskiego przepisu na bomboloni.
Natomiast ten który prezentuję złożyłam w całość samodzielnie i jestem z niego bardzo zadowolona. Pączki są puszyste, świetnie rosną a po ugryzieniu wracają do swojego kształtu jak gąbka. Są idealne.
Do nadzienia użyłam musu jabłkowego, który zrobiłam z dzikich jabłek i skórki pomarańczowej. PYCHA!
Pączki dyniowe delikatnie odchudzone.
250 g mąki tortowej (użyłam czeskiej mąki gładkiej 00)
20 g świeżych drożdży
szczypta soli
2 łyżki cukru
1/2 szklanki mleka
1 małe jajko
3 łyżki musu dyniowego
(dynia ugotowana na parze i ugnieciona widelcem)
1/3 szklanki oliwy z oliwek
1 kieliszek spirytusu
Drożdże rozcieramy z cukrem i ciepłym mlekiem. Dodajemy 2 łyżki mąki, mieszamy dokładnie i odstawiamy rozczyn do wyrośnięcia na ok 10 minut. Już po kilku minutach powinniśmy widzieć, że się podnosi. Jeśli nic się z nim nie dzieje, prawdopodobnie nic z niego nie będzie i trzeba przygotować nowy.
Przesiewamy mąkę, dodajemy do niej jajko, mus dyniowy, sól, spirytus i dobrze wyrośnięty zaczyn. Wyrabiamy początkowo szpatułką (łyżką) do połączenia składników. Następnie zabieramy się za ręczne wyrabianie dodając po trosze oliwy. Ciasto dobrze ugniatamy i rozciągamy, by mąka uwolniła gluten i złapała dużo powietrza. Po kilku minutach ciasto powinno z łatwością odchodzić od ręki.
Uformować z niego gładką kulę i włożyć do wysmarowanej oliwą miski. Poruszając naczyniem obtoczyć kulę w oliwie i przykryć czystą ściereczką. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia- aż podwoi objętość. Ja wstawiłam ciasto do piekarnika w którym tylko zapaliłam światło. Wyrastanie zajęło 1,5 godziny.
Z wyrośniętej kuli odrywamy około 50 g kawałki. Najlepiej wyważyć sobie jedną kulkę ciasta, a później już będziemy wiedzieć jak dużą porcję ciasta oderwać.
Ciasto lekko rozciągamy w rękach i zawijamy pod spód, powtarzając to kilka razy. Tak powstałą kulkę lekko spłaszczamy i układamy na papierze/macie/desce posypanej mąką. Znów odstawiamy do wyrośnięcia, aż pączki dobrze się napuszą. W moim przypadku trwało to 30 minut.
Pączki smażę we frytkownicy na oleju rozgrzanym do 170 st C po około 3 minuty z każdej strony.
Ważne by pączki wkładać do tłuszczu odwrotnie niż wyrastały, czyli wyrośniętą częścią do spodu. Wtedy druga część kulki też ma szansę urosnąć.
Po wyjęciu z frytkownicy odsączam pączki na papierowym ręczniku. Następnie obtaczam je w cukrze wymieszanym z cynamonem. Już teraz są pyszne ale możemy je jeszcze nadziać.
W bok pączka wbijamy patyczek i delikatnie nim poruszmy by zrobić troszkę miejsca na nadzienie. Przy pomocy szprycy wypełniamy pączek konfiturą, musem owocowym lub kremem.
Smacznego!
obłędne ;D
OdpowiedzUsuńDyniowe..? mhm ...muszą być smaczne...wyglądają pysznie..
OdpowiedzUsuńMus dyniowy daje śliczny kolor, a jest o wiele zdrowszy niż nadmiar żółtek.
Usuńbardzo apetycznie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńFajnie wyglądają, choć za pączkami też nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńCzy można dać mleko roślinne? :)
OdpowiedzUsuń