Wraz ze sporą dawką słońca i świeżego powietrza w moich żyłach krew znów zaczyna szybciej płynąć i jest co raz lepiej.
Święta Wielkanocne, choć spędzone z ukochanym zadziałały na mnie przygnębiająco. Nie dość że mróz, śnieg, wiatr i zimno, to nigdzie nie dało się wyjść na dłużej niż 30 minut. Dla mnie siedzenie w domu bez możliwości skorzystania ze świeżego powietrza, bez tych paru kilometrów biegiem, lub szybkim spacerkiem, bez kąpieli słonecznych... to czas bardzo ciężki. Ale zapomnijmy o tym.
Od tygodnia gości u nas prawdziwa WIOSNA!
Znów mogę biegać, jeździć na rowerze i cieszyć się słonkiem i ciepłym wietrzykiem. Świat staje się co raz bardziej kolorowy, pełen życia. Już nie mogę się doczekać prac w gródku. Ziemia jest jeszcze dosyć zimna, więc boję się coś do niej wsadzać. Nie minie jednak więcej niż 2 tygodnie a będę widzieć pierwsze pędy moich ziółek, może pierwsze kwiaty na drzewach w sadzie i listki rzodkiewki i sałat które mam zamiar wyhodować na początku.
Moje ziółka i salaty, tak samo jak kiełki na pewno przydadzą się na warsztatach, które zaczęłam prowadzić pod patronatem Szkoły na Widelcu. W niedzielne przedpołudnie spotykam się z dzieciakami w przedszkolu -Akademii Sztuk Dziecięcych na wspólne gotowanie, doprawianie, dekorowanie i smakowanie. Na razie nasze grono jest niewielkie, ale mam nadzieję, że z każdym tygodniem będzie przybywać więcej smakoszy.
Wczoraj spotkałam się z warszawskimi koleżankami blogerkami. Odwiedziłyśmy fajną, małą restaurację- winiarnię z chorwackimi winami. Był to dla mnie kolejny zastrzyk pozytywnej energii.
A do tego z samego rana pan z kiosku powitał mnie machając nowym wiosennym numerem Food&Friends. uwielbiam ten magazyn. Zawsze czytam go od deski do deski, podziwiam wszystkie zdjęcia, artykuły i relacje. Czasem próbuję także wykorzystać zawarte w nim przepisy. Dziś moją uwagę zwróciły propozycje użycia w kuchni młodych ziół i pokrzywy. Jak tylko pojawi się ona na polach, to na pewno pojawi się w naszym menu. Ale póki co muszę korzystać z zapasów zimowych.
Na strychowych belkach wiszą całe pęczki szałwii i sama już nie wiem co z nią robić. Dodanie szałwii do ciastek nagle stało się tak oczywiste :) Ciastka są przepyszne, kruchutkie i zdrowe. Szałwia świetnie działa na organizm, a mąka pełnoziarnista z otrębami to bogate źródło błonnika. Mąkę kupiłam w kooperatywie i jest niesamowita- bardzo bogata w otręby, grubo zmielona, wspaniała.
Takie ciasteczka nie są bardzo słodkie, świetnie pasują na poranną przekąskę, piknik lub do śniadaniówki. Pychotka.
Ciastka pełnoziarniste z szałwią
(inspirowane na herbatnikach z bazylią)
100 g masła
400 ml mąki pszennej pełnoziarnistej z otrębami (lub otrąb pszennych/owsianych)
200 ml mąki pszennej zwykłej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki cukru trzcinowego
szczypta soli
4 łyżki suszonej szałwii
150 ml mleka
W misce mieszamy wszystkie sypkie składniki. Dorzucamy do nich masło i siekamy całość dokładnie. Gdy masło jest dobrze rozdrobnione dodajemy mleko i szybko zagniatamy ciastko w kulę.
Mleko można dodawać stopniowo, aż uzyskamy gładką kulę.
Ciastu pozwoliłam odpocząć 15 minut w lodówce. Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 200 st. C. Blachę wykładamy matą silikonową lub papierem do pieczenia.
Ciasto w dwóch turach wałkujemy na grubość ok 0.5 cm. Wycinamy ciastka i układamy je na blaszce. Nakłuwamy je widelcem i smarujemy odrobiną mleka. Pieczemy w rozgrzanym piekarniku przez ok 12 minut, aż się lekko zarumienią.
Po wyjęciu z piekarnika studzimy i przekładamy do pojemniczka na ciasteczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz