piątek, 30 marca 2012

Panettone, czyli włoska baba. Wspomnienia Wielkanocy sprzed kilku lat...

Cztery lata temu, (ciężko mi uwierzyć, że to już tyle czasu minęło) spędzałam Wielkanoc we Włoszech. Wspominałam już, że spędziłam tam pół roku na wymianie studenckiej w Turynie, ale na święta pognało nas na wschód. Dokładniej- odwiedziliśmy przez 3 czy 4 dni Wenecję, Weronę i Padwę. W Wenecji cudem znaleźliśmy pokój w jakimś hoteliku, ale warunków do gotowania, czy przygotowania chociaż herbaty niestety nie było. Cóż więcej mówić, w niedzielę wielkanocną na śniadanie zjedliśmy po prostu kanapki z serem, popijając sokiem. Dopiero wieczorem zrobiliśmy sobie mini ucztę. Było to colomba pasquale z włoskim winem. może to nie jest nic szczególnego, ale jak niesamowicie smakowało po całym dniu błądzenia po wąskich uliczkach przekraczania tysiąca mostków i odwiedzania setek kościołów. Rano udaliśmy się na mszę, na której była garstka ludzi. Niczym nie przypominało to naszej polskiej Rezurekcji, której klimat jest dla mnie zawsze bardzo podniosły, pełen emocji i wielu ludzi w świątyni. Miłym akcentem były jednak chlebki które dostaliśmy na zakończenie mszy. Takie specjalne małe zawiniątka, którymi mieliśmy się podzielić przy stole.
Wyprawa była dla mnie podwójnie niesamowita. Nie dość, że mogłam wędrować po ulicach legendarnego miasta, oglądać dom Julii w Weronie to właśnie wtedy poznałam mojego ukochanego. Dokładnie w dniu wyjazdu :)

Ciasta w stylu colomba pasquale- czyli na przyklad panettone jadłam jeszcze wiele razy. Po powrocie do domu starałam się stworzyć sobie małą namiastkę Włoch na miejscu. Wtedy znalazłam genialny przepis na Panettone. Dziś się nim z wami podzielę.

PS. Ten przepis bierze udział w głosowaniu na Bloga Roku 2012. Jeśli przypadnie szanownemu czytelnikowi do gustu w pasku obok jest link do strony konkursu- Feel free to klick on ME. :)
 




Panettone

Składniki:
(na 2 baby)
1/2 szklanki mąki krupczatki
1/2 szklanki mleka
30 g drożdży

4 szklanki mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
2 łyżki cukru trzcinowego
2 łyżki cukru białego
1 jajko
4 żółtka
szklanka rodzynek
szklanka kandyzowanej skórki pomarańczowej
skórka otarta z 2 cytryn
1/2 szklanki rumu
6 łyżek likieru amaretto
1,5 kostki masła
łyżeczka szafranu lub kurkumy

Przygotowanie:

Zaczyn przygotowujemy z mąki krupczatki letniego mleka i drożdży. Rozcieramy dokładnie drożdże, dodajemy do nich ciepłe mleko, łączymy dokładnie i dodajemy mąkę. Mieszam zaczyn trzepaczką do jajek, by nie było w nim grudek. Zaczyn odstawiamy na 3 godziny pod przykryciem w cieple miejsce. Po tym czasie owijamy naczynie folią i wstawiamy na noc do lodówki.
Następnego dnia rano zalać rodzynki i skórkę pomarańczową rumem i pozostawić do nasączenie na 2-3 godziny. Po tym czasie osączyć je dokładnie na sicie i wymieszać z łyżką mąki.
W 1/2 szklanki ciepłej wody rozpuszczamy oba cukry. Dodajemy wodę do zaczynu i mieszamy razem.
Do dużej miski przesiewamy mąkę i dodajemy do niej zaczyn, jajka, żółtka, sól, skórkę z cytryny, amaretto i szafran. Wyrabiamy ciasto przez chwile przy pomocy drewnianej łyżki lub miksera. Odstawić na 15 minut, po czym dodać miękkie masło i dalej wyrabiać ok 10-15 minut. Jeśli po tym czasie ciasto za mocno się klei dodać więcej mąki. Czasem nie muszę dodawać mąki prawie wcale, ale tym razem dodałam przynajmniej 2/3 szklanki. To wszystko zależy od rodzaju mąki, wielkości jajek i innych czynników. Pod koniec dodajemy obsypane mąką bakalie i wyrabiamy jeszcze przez chwilę. Ciasto ma być miękkie i może się delikatnie kleić.
Ciasto odstawić w misce obsypanej mąką w cieple miejsce do wyrośnięcia. Przykryć je lnianą ściereczką i poczekać 2 godziny.

Wyrośnięte ciasto przedkładamy do formy. Ja użyłam małych tortownic (18cm) które wyłożyłam papierem do pieczenia z bardzo wysokim brzegiem. Panettone powinno być wąskie w obwodzie, ale za to wysokie. Myślę że dobrze spisze się też większa tortownica wyłożona papierem, ale panettone będzie miało inny kształt.
Ciasto rośnie kolejna godzinę. W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 180'C. Przed pieczeniem ciasto smaruję maślanką i wstawiam do piekarnika na ok 50 minut. po 45 minutach gdy wierzch ciasta już się zarumieni trzeba sprawdzić patyczkiem do szaszłyków czy jest już gotowe. Gdy patyczek jest suchy można już wyłączyć grzanie i zostawić ciasto na 5 minut z uchylonymi drzwiczkami.
Ciasto odstawić do całkowitego ostygnięcia i dopiero wtedy pokroić.

Panettone jest bardzo puszyste, z wyczuwalną nutą amaretto i pysznymi rodzynkami do wydłubywania :)
Moje tym razem się zawstydziło i trochę opadło, ale i tak jest pyszne.

Smacznego i nie zapomnij by oddać głos na Moniczkę!

Na koniec kilka zdjęć pełnych wspomnień :)




czwartek, 29 marca 2012

Zapiekanka ziemniaczana z łososiem i surówką z kiszonej kapusty.

Już tęsknię za świeżymi pomidorami. Idealnie pasują mi do zapiekanki jaką sobie zaplanowałam. Jeszcze trochę musimy na nie poczekać, a do tego czasu ugoszczę was moją ukochaną surówką z kiszonej kapusty. Gdy u mnie w domu na stole pojawiała się ryba, często towarzyszyły jej ziemniaki i właśnie kiszona kapusta. Do tej pory uwielbiam takie połączenie.
Od niedawna, gdy tylko mam okazję odwiedzam świetny, mały sklep rybny. tym razem moje zainteresowanie wzbudził piękny filet z łososia. Była to cala jego połówka, więc za przeproszeniem kawal ryby, a jego kolor przyprawiał mnie o zawrót głowy. Nie mogłam się powstrzymać przed jago kupnem. Świeżutki sprężysty i idealnej grubości. Spory kawałek wsunęłam na surowo z sokiem z cytryny, grzanką i rukolą.... mmm niebo w gębie. Taki łosoś ma niesamowity smak w każdej postaci. Nie dowie się tego nigdy ten kto jada jego mrożone zastępniki. W Czechach w zasadzie nie mam gdzie kupić świeżej ryby, a nawet jeśli jest to wygląda podejrzanie...
Mój kochany, który niedawno nawrócił się na ryby był zachwycony jego smakiem.

Nie wspominałam jeszcze na blogu, że dużo o rybach nauczyłam się na pierwszej edycji warsztatów Kuchni+ z Tomkiem Jakubiakiem. Jako jeden z uczestników filetowałam pana Łososia- który przybył do nas w całej swej okazałości, przygotowywałam i próbowałam niezliczonej liczny ryb i owoców morza. Do dziś wspominam te dni z wielkim entuzjazmem i uśmiechem na twarzy. Może kiedyś opowiem coś więcej, ale dziś przejdę po prostu do przepisu na moją zapiekankę.







Ziemniaczana zapiekanka z łososiem.

Składniki (na 3-4 porcje):
400 g filetu z łososia
1 kg ziemniaków
3 jajka
100 ml maślanki
sok z cytryny
po 1 łyżce kminku, świeżego tymianku i ziaren kolendry,
sól i pieprz
oliwa z oliwek
szczypiorek
100 g koziego sera "El Ventero" lub innego łagodnego sera zółtego.
 

Z łososia odkroić skórę położyć na talerzu. Z obu stron  posypać delikatnie solą i skropić sokiem z cytryny.
Ziemniaki obrać i pokroić w około pół centymetrowe plastry. Wrzucić do wrzątku i gotować przez 7 minut, po czym dobrze odcedzić. naczynie do zapiekania wysmarować olejem. Ja wykorzystałam tradycyjną tortownicę, którą dodatkowo wyłożyłam papierem do pieczenia, by nic z niej nie wyciekło, oraz by spod się zanadto nie przypiekł. Na dnie z połowy ziemniaków ułożyć pierwszą warstwę zapiekanki. Posypać ziołami utłuczonymi w moździerzu- około 2 łyżkami.
Łososia pokroić w grubą kostkę i ułożyć na ziemniakach. Na wierzchu ułożyć kolejną warstwę ziemniaków, tak by przykryły rybę w całości.
Rozgrzej piekarnik do 200'C
W miseczce rozbełtać jajka i połączyć z maślanką. Lekko posolić i popieprzyć, dodać resztę ziół i wylać na zapiekankę tak by sos polał z wierzchu ziemniaki. Chodzi o to by dostał się do środka zapiekanki, nie o to by ja przykrył. Na wierzchu poukładaj plasterki sera.
Ja używam koziego hiszpańskiego sera jaki znalazłam w pewnym dyskoncie. Jestem z niego bardzo zadowolona bo ma delikatny smak, jest z koziego mleka, ma super kremową konsystencję i świetnie się rozpuszcza. A do tego nie jest bardzo tłusty.
Zapiekankę posypujemy jeszcze szczypiorem i wstawiamy do piekarnika na ok 30 minut. Pieczemy do momentu aż jajka się zetną a ser lekko zarumieni.
Jeśli boisz się że ryba będzie surowa, możesz wbić widelec w zapiekankę i sprawdzić. Ale gwarantuje że będzie już upieczony ale soczysty zarazem.

Mamy jeszcze czas na szybka surówkę 



Kiszona kapusta z marchewką
300 g kiszonej kapusty
1 małe jabłko
2 małe lub 1 duża marchewka.
kminek, ziarna kopru do smaku.
2 łyżki dobrego oleju roślinnego

Sprawdzić smak kapusty. Jeśli jest za bardzo kwaśna, można ją opłukać na sicie zimną wodą. Wtedy trzeba ją także dobrze odcisnąć. Następnie wyłożyć ją na deskę i lekko poszatkować.
Marchewkę i jabłko obrać i zetrzeć na drobnych oczkach do kapusty. Surówkę doprawić kminkiem i ziarnami kopru według uznania. Dobrze wszystko wymieszać z olejem i gotowe. Surówka jest słodko kwaśna w smaku i wyśmienicie soczysta.


Zapiekankę podajemy w towarzystwie sałatki. Może to być ta zaproponowana przeze mnie lub w okresie letnim zestaw salat z prostym dresingiem i pomidorkami z ogródka.

Smacznego!

wtorek, 27 marca 2012

Pasta śniadaniowa expressowa

Co raz częściej na naszych śniadaniowych kanapkach pojawiają się robione przeze mnie pasty z roślin strączkowych. Kilka razy próbowałam takich gotowych ze sklepu dla wegetarian, które wyglądają jak kiełbaski, ale mi nie przypadły do gustu. Oprócz wskazanej pasty z soi czy fasoli znajdowało się tam przeważnie dużo niepotrzebnych dodatków smakowych i konserwujących. Po co mi to? Wybieram opcję przygotowania pasty w domu. Szczególnie, że niektóre z nich zabierają dosłownie 20 minut. Za chwilę jedną przedstawię.
Jeszcze kilka słów dygresji na temat jedzenia dla wegetarian. Nie do końca rozumiem ideę tworzenia wędlin, parówek, kiełbasek wegetariańskich. We mnie te nazwy wzbudzają pewien dysonans, bo ewidentnie kojarzą się z mięchem. W moim czeskim sklepie Wege widziałam nawet gulasz i tlacenke- czyli salceson- oczywiście wegetariańskie. Trochę to dziwne. Ja wolę iść bardziej w stronę natury i skupić się na pastach- i ostatecznie pasztetach. Nie lubię tez tych wiurowatych kotletów sojowych, ale pewnie wiele osób by się ze mną nie zgodziło. Cóż...  moje kotleciki sojowe mi bardziej smakują. Może jacyś wegetarianie się wypowiedzą na ten temat?
Miało być ekspresowo, więc wracam do pasty.



Pasta z czerwonej soczewicy i curry.

1 szklanka czerwonej soczewicy
1-2 łyżki curry
1 łyżeczka dobrego sosu sojowego

Przygotowanie:
Soczewicę ugotować do miękkości w 2 szklankach wody mieszając raz na jakiś czas. Po kilku minutach gotowania dodać 1 łyżkę curry i dalej gotować soczewicę do miękkości. Trwa to ok 15 minut, na pewno nie dłużej. Soczewica powinna "wypić" tę ilość wody i zmięknąć w tej samej chwili, ale jeśli się tak nie stanie, można oczywiście dodać więcej płynu, bo nam się całość przypali. Po zdjęciu z ognia pastę miksujemy blenderem, rozcieramy tłuczkiem do ziemniaków lub widelcem. Można też spróbować przetrzeć ją przez drobne sito. Ja lubię gry zostanie jeszcze coś do pochrupania, więc miksuję ją przez kilka sekund. Gdy lekko przestygnie doprawiamy sosem sojowym i curry według uznania.
Pasta będzie świetna także gdy curry zastąpimy dobrą słodka papryczką w proszku.
Pyszności na śniadanie ze świeżym chlebkiem pszenno żytnim z amarantusem. Mniam
Smacznego!

poniedziałek, 26 marca 2012

Żytnie ciasteczka orzechowe. Przekąska w trakcie tworzenia

W czasie przygotowań do Jarmarku dysponowałam małą ilością wolnego czasu na pisanie, ale na pieczenie i gotowanie zawsze chwila musi się znaleźć. Powstawały w tym czasie przede wszystkim proste, ekspresowe potrawy. Generalnie, gdy gotuję bardzo ważna jest dla mnie prostota. Często mam burzę mózgu przed lodówką i spiżarką, sprawdzam co jest na wykończeniu, co wymaga wykorzystania na biegu, co jeszcze zostało z poprzednich dnia. Do tego rozmyślam na co mam ochotę i kombinuję.

W czasie pracy potrzebowałam szybkiej przekąski na podwieczorek. Prawie zawsze robię w tym celu własne ciasteczka, czy zdrowe desery. Tym razem spróbowałam popracować z mąką i płatkami żytnimi.
Efekty zaprezentowane są na nowej wykonanej przeze mnie tacy.

Może kilka słów o Jarmarku. Wystawców było wielu, praktycznie każdy z nich prezentował cudeńka zrobione własnoręcznie. Spotkać można było stoiska z torbami i ubraniami z filcu, biżuterią wszelkiej maści (szkło, kamień, filc, frywolitki, decoupage), przedmiotami do dekoracje wnętrz, "Tildowymi" maskotkami itp, itd. Atmosfera była świetna, ludzie dopisali- ale raczej w godzinach przedpołudniowych. Niestety sprzedałam niewiele, no ale pocieszające jest to, że moje rzeczy bardzo się podobały. Szczególnie podkładki i kolczyki z obrazami Klimta, Muchy i Fridy wzbudzały ogólne zainteresowanie. Niestety nie przełożyło się to na zakupy... ale cóż. Patrzę na to jak na kolejne doświadczenie życiowe.
A mój kochany mi bardzo pomagał, wiec muszę go bardzo pochwalić.

Wróćmy do zdrowych słodkości:


Żytnie ciastka orzechowe.

Składniki:
2 szklanki mąki żytniej pełnoziarnistej
1/2 szklanki płatków żytnich
1/2 szklanki masła orzechowego
2 łyżki miodu (lub więcej)
2 łyżki sezamu
2 łyżki otrąb żytnich
4 łyżki posiekanych orzeszków ziemnych
1 czubata łyżka kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
kilka łyżek łuskanego slonecznika

Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzać do temperatury 170'C.

W misce połączyć ze sobą wszystkie składniki oprócz wody i słonecznika. Następnie dodajemy stopniowo wodę aż do uzyskania pożądanej konsystencji. Ciasto powinno być gęste i kleiste. Ciastka wykładać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Ja robię to w ten sposób, że zwilżam dłonie w zimnej wodzie i z kawałka ciasta wielkości orzecha formuję w dłoniach kulkę, którą potem spłaszczam na mały placuszek. Na wierzchu układam po kilka ziaren słonecznika, lekko je dociskając.

Pieczemy ok 15 minut w nagrzanym piekarniku, aż się lekko zarumienią na brzegach. 

Podana ilość składników wystarcza na ok 30 ciastek- 2 blachy.

W smaku nie są one zanadto słodkie, więc jeśli potrzeba wam słodyczy... dodajcie więcej miodu, lub syrop z agawy. Ciasteczka na pewno spiszą się też w wersji pikantnej- gdy kakao zastąpicie ostra papryczką lub grubo zmielonym pieprzem.
Ciastka są z zewnątrz chrupiące a w środku mięciutkie. Szybkie, tanie i proste.

Smacznego!

czwartek, 22 marca 2012

Pełnozianista strucla na wyjątkowo pyszny obiad.

Jarmark Rzeczy Ładnych już w niedzielę, wiec nadal narzekam na brak czasu. Pogoda za oknem piękna. Pierwsze wiosenne dni mnie rozpieszczają. Może nie jest gorąco, ale świeci piękne słonko. Uwielbiam gdy jego promyki ogrzewają mi policzki...  W poprzedni weekend wybraliśmy się z ukochanym na pierwszą w tym roku wyprawę w góry. Jak wiadomo mieszkam w Czechach i tu właśnie góruje nad nami  Lysá Hora. 1324m- więc mniej więcej po przejściu 1/3 odległości zaczęliśmy brodzić w śniegu. Muszę powiedzieć, że czekał nas niezły fitness- bo pod koniec czułam jakbym szla w miejscu po ruchomych piaskach. Jednak temperatura i slonce wynagrodziły nam wszelkie trudy.  Na szczycie czekał na nas Smažený sýr, Palacinky i Kofola. Czeskie specjały dały nam dużo energii, ale trochę obciążyły brzuszki. Na co dzień wolę bardziej lekką kuchnię. 

Dziś zaproponuję przepis ściągnięty z Encyklopedii Smakosza; "Wypieki" i oczywiście lekko zmodyfikowany. Moim zdaniem potrawa prezentuje się na prawdę ładnie, smakuje wyśmienicie zarówno na ciepło, jak i na zimno. Może więc towarzyszyć nam w czasie obiadu, ale sprawdzi się również jako przystawka na przyjęcia.




Pełnoziarnisty strudel z warzywami.
 Składniki na  1 strudel


150 g mąki pełnoziarnistej
szczypta soli
1 żółtko 
1 1/2 łyżki oleju roślinnego
 100-200 ml ciepłej wody
olej do posmarowania
mąka do posypywania stolnicy
2 łyżki  maślanki

1/2 brokuła
2 marchewki
1 duży liść kapusty pekińskiej (lub innej)
1/2 cukini
100 g tofu
1 mala cebula 
ulubione zioła


Przygotowanie:


Do mąki dodać żółtko, olej i sól. Składniki połączyć, dodając powoli wodę. Ja dodałam 150 mililitrów. 
Ciasto struclowe zagniatać co najmniej przez 10 minut, aż stanie się jednolite i przestanie się kleić.
Z ciasta uformować kulę. Jej powierzchnię posmarować olejem, owinąć przeźroczystą folią i odstawić na godzinę w temperaturze  pokojowej.


Z tej samej ilości składników można wykonać białe ciasto struclowe, zastępując mąkę pełnoziarnistą zwykłą białą mąką.


Przygotowanie reszty składników jest bardzo proste. Marchewkę zetrzeć na tarce o grubych oczkach, cukinię pokroić w pół-talarki, brokuła sparzyć przez 5 minut we wrzącej wodzie lub przez  4 minuty podgotować na parze(od momentu zagotowania się wody). Cebulkę pokroić w piórka a tofu w dużą kostkę.


Gdy ciasto już odpocznie rozkładamy na stolnicy czystą ściereczkę i oprószamy ją mąką. Na początku ciasto rozciągamy rękoma a później rozwałkowujemy na ściereczce. Trzeba zwrócić uwagę, by ciasto się do ściereczki nie przykleiło. Jeśli będziemy stale podsypywać ciasto i wałek mąką- na pewno się to nie stanie.

 Nagrzewamy piekarnik do temperatury 220'C.


Na jednym z węższych brzegów ciasta układamy liść kapusty- a na nim warzywa i tofu. Lekko posypujemy ziołami- lub jeśli ktoś woli- solą i pieprzem. Ciasto smarujemy pędzelkiem zanurzonym w oleju. 
Następnie ciasto zwijamy pomagając sobie ściereczką. Brzegi ciasta zawijamy do środka. 
Blachę smarujemy olejem i układamy na niej struclę miejscem zlepienia do spodu. Ciasto posmarować z wierzchu maślanką. (lub tradycyjnie żółtkiem zmieszanym ze śmietaną)


Pieczemy w piekarniku przez 25 minut.


Struclę podałam z domowym sosem pomidorowym. 


Smacznego

poniedziałek, 19 marca 2012

Urodzinki z winem i śledzikiem. Śledź w dwóch ciekawych odslonach.

Kilka dni temu obchodziłam swoje kolejne dwudzieste urodziny. Tak się złożyło że raz gościłam koleżanki a raz kolegów :) No i na tym prawie całkowicie męskim spotkaniu - z kobiet byłam tylko ja i żona jednego z kolegów- podałam śledziki według autorskiego przepisu. Do tego na stół powędrowały robione przeze mnie sushi- maki, pieczywo czosnkowe i tarteletki z pieczarkami. Na deser przygotowałam Croissanty. Przepis na nie na pewno się jeszcze pojawi.
Największą radością dla mnie był fakt, że wszystko znikało w zaskakująco szybkim tempie. To chyba znaczy że było smaczne :)

Bardzo lubię gotować dla innych. Sama przyjemność jedzenia to wyjątkowe przeżycie ale satysfakcja z gotowania dla najbliższych jest jeszcze bardziej nagradzająca. Mam parę swoich potraw, które wychodzą i się sprawdzają gdy zapraszamy gości, a oprócz tego zawsze staram się przygotować jakąś niespodziankę.
Poza tym znalazłam fajny sklepik rybny a w nim śliczne mięsiste matiasy i moskaliki. na pewno jeszcze nie raz tam wrócę.

Dodam jeszcze parę słów na temat lokalnego jedzenia. Przez większość mego życia mieszkałam pod Warszawą i nadal tam często wracam. Moje korzenie, dzięki tacie sięgają do okolic Grójca skąd pochodzą fenomenalne jabłka. Praktycznie każda osoba, która tam mieszka ma sady i uprawy owoców- przede wszystkim jabłek. Niedawno pewien konkurs kulinarny zainspirował mnie do poszukiwania innych typowo mazowieckich produktów. Znalazłam różnego rodzaju mięsa i wędliny- z których raczej nie skorzystam, ale także miody, pierogi "Szlachcice", babę z żytniego chleba, razowy chleb radziwiłowski i inne chleby ekologiczne, fefernuchy, pańską skórkę, sękacza, sójki mazowieckie, oraz alkohole- miód pitny, wiśniówka i moje ukochane piwo "Ciechan" Znacie te wszystkie produkty?

Chciałabym żyć na zasadzie - jedz lokalnie, ale w dzisiejszych czasach jest to trochę bardziej kłopotliwe niż kiedyś. Sama obserwuję jak znikają kolejne gospodarstwa w mojej okolicy i przy drogach Mazowsza, którymi się poruszam. Dla mnie to niepokojące i smutne zjawisko, że znikają małe, ale niesamowicie dbające o swoje uprawy gospodarstwa. Myślę, że każdy z nas powinien coś zrobić, by wspierać producentów z okolicy. Na przykład zamiast iść do supermarketu przespacerować się na bazar i poszukać autentycznych rolników, którzy sprzedają pracę swoich rąk.  Są to przeważnie produkty ekologiczne- choć może nie opatrzone żadnym logo, a poza tym zgodne z sezonem.

Pierwszy z zaproponowanych przeze mnie śledzików to śledź na mazowiecką nutę. Przepis autorski.





Mazowiecki śledzik z karmelizowanym grójeckim jabłuszkiem i piwkiem z Ciechanowa

Składniki:
2 duże filety śledziowe typu matias
300 ml piwa miodowego "Ciechan"

1 duże twarde jabłko
1 cały kardamon w łusce
40 g masła
50 g brązowego cukru
sok z połowy cytryny

1 łyżka musztardy dijon
1 łyżka płynnego miodu
2-3 łyżki oleju roślinnego
sól

Filety śledziowe opłukać zimną wodą i ułożyć w miseczce lub zamykanym pojemniku. Do naczynia ze śledziem wlać 200 ml piwa miodowego, przykryć szczelnie i odstawić na noc do lodówki.
Następnego dnia śledzia wyjąć z marynaty i delikatnie osuszyć papierowym ręcznikiem.

Jabłko umyć i pokroić w całości na bardzo cienkie plasterki (ok 2 mm). Nasienie kardamonu rozłupać i wyjąć z niego ziarenka. Na patelni rozpuścić masło z cukrem i dodać nasionka kardamonu. Następnie ułożyć na niej jabłka i dusić na średnim ogniu, często mieszając aż się lekko skarmelizują. Na koniec dodać sok z cytryny i resztę piwa miodowego. Smażyć jeszcze przez chwilę, aż alkohol odparuje z patelni. Płatki jabłka zdjąć na talerz i ostudzić.

Następnie przygotować sos- dokładnie wymieszać musztardę z miodem i cienkim strumieniem dodawać olej, stale mieszając aż całość się połączy i będzie miała kremową konsystencję. Delikatnie doprawić solą.

Śledzia pokroić w ok 2 cm plastry i układać na talerzu na przemian z płatkami karmelizowanego jabłka. Każdy kawałek śledzia polać łyżeczką sosu miodowo- musztardowego. Talerz udekorować pozostałymi płatkami jabłka.

Śledzia odstawić na kilka godzin w chłodne miejsce lub do lodówki.
Danie można podać z pozostałym sosem w oddzielnym naczyniu.


Drugi śledzik zrodził się już na Wigilię a dziś zasłużył na sprecyzowany przepis i zdjęcie.

Śledź z czerwoną cebulką i winem



Składniki:
2 duże płaty śledzia matias
1 czerwona cebula
150 ml ostu z czerwonego wina
100 ml czerwonego wytrawnego wina
40 g masła
1 czubata łyżka miodu
szczypta soli

Przygotowanie:

Śledzia lekko opłukać wodą i wysuszyć ręcznikiem. Do naczynia z przykryciem wkładamy śledzia i zalewamy go octem winnym, przykrywamy  i odstawiamy do lodówki na całą noc.
Następnego dnia śledzia wyjmujemy z marynaty i lekko osuszamy papierowym ręcznikiem. kroimy wzdłuż na cienkie paski.
Cebulkę kroimy w piórka i podsmażamy na maśle na małym ogniu ze szczyptą soli i łyżką miodu. Gdy cebulka zmięknie i się lekko skarmelizuje dodajemy czerwone wino. Dusimy aż wino z cebulką stworzą gęsty sos. Odstawiamy by lekko przestygło.
Śledzia zawijamy w ślimaczki i przebijamy go wykałaczką, by się dobrze trzymał. Na talerz wykładamy 1 łyżkę sosu na którym układamy śledzia i przykrywamy drugą łyżką sosu.
Śledzia odstawiamy na kilka godzin do lodówki, lub w chłodne miejsce.

Obie rybki wzbogacą każde domowe przyjęcie i zaspokoją nawet wybredne podniebienie. Są nieskomplikowane w smaku, co dla mnie stanowi klucz do sukcesu. Polecam je także na kolację z dobrym razowym chlebkiem.
Smacznego!

niedziela, 18 marca 2012

Powrót po przerwie. Marchewkowe Muffinki z okazji Dnia Kobiet.

Dlugo nie pisałam, bo i wiele się działo w ostatnich tygodniach. Nie znaczy to, ze nie gotowałam. A owszem, a tak... tylko na pisanie czasu zabrakło. 

W okolicach Dnia Kobiet odwiedziłam mój dom rodzinny i dla domowników- i siebie opiekłam marchewkowe mufiny zainspirowane przepisem z gazetki "Palce Lizać" uwielbiam ją i szczerze polecam, szczególnie dla początkujących kucharzy. przepisy przedstawione są w prosty sposób i opatrzone ślicznymi zdjęciami, a do tego zebrane w zestawy tematyczne. Mam prawie pełną kolekcję tego dodatku do GW.


A dlaczego nie miałam czasu ani natchnienia na pisanie? Przygotowuję się aktualnie do jarmarku na którym wystawiam na sprzedaż swoje wyroby rękodzielnicze. Tak, tak, oprócz gotowania zajmuję się też ozdabianiem przedmiotów techniką decoupage, oraz tworzeniem biżuterii szydełkowej, z koralików i także decoupage. Zajmuje to sporo mojego czasu, więc niewiele go pozostaje.
Zainteresowanych tematem zapraszam na stronę Jarrmarku Rzeczy Ładnych.

Oprócz tego przygotowywałam jedzonko dla gości urodzinowych 2 razy- w domku i w miejscu gdzie mieszkam. Ale o tym będzie mowa kiedy indziej.

Miałam poza tym niesamowite szczęście w wyborze pociągu. Otóż ten którym jechałam z Krakowa do Warszawy wyjechał 40 minut wcześniej niż jeden z pociągów który brał udział w tragicznym wypadku kolejowym. Przeżyłam to trochę, mimo że nie było mnie w tym nieszczęsnym pociągu. Ale sama świadomość, ze niewiele brakowało miała dla mnie duże znaczenie. Nie wyobrażam sobie nawet siebie w takim wypadku i bardzo współczuję wszystkim pokrzywdzonym i ich bliskim. 


Poza tym gdy wracam do domu mam jak zwykle mnóstwo spraw do załatwienia i tuziny bliskich i znajomych do odwiedzenia :) Z jednej z takich wizyt u mojej Izuni wrócił ze mną pewien Pan Królik, własnoręcznie przez nią wykonany. To on pilnował by babeczki miały w sobie wystarczająco dużo marchewki :)


Zapraszam tez do zapoznania się akcją na durszlaku- Muffinki dla Mai. Ten przepis bierze udział w tej akcji i jest dla Mai dedykowany.



Marchewkowe muffinki z kremem fistaszkowym i nadzieniem budyniowym
Składniki na 12 sztuk

babeczki:
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 łyżki cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1/2 szklanki brązowego cukru
3/4 szklanki oleju
2 jajka
2 duże marchewki

Nadzienie budyniowe
1/2 opakowania budyniu waniliowego
200 ml mleka

 Krem fistaszkowy
2 łyżki masła orzechowego
2 łyżki kremowego twarożku ( u mnie ricotta)
1 łyżka cukru pudru

Przygotowanie:

W pierwszym naczyniu połączyć wszystkie suche składniki: mąkę, sól, przyprawy, proszek do pieczenia, sodę i cukier.
W drugim naczyniu połączyć mokre składniki: jajka i olej. Do mokrych składników wsypać mieszankę suchych i  wymieszać do wstępnego połączenia się składników. 
Marchew zetrzeć na małych oczkach i dodać do masy. Piekarnik rozgrzać do temperatury 180'C.
Formę do mufinek wyłożyć papilotkami i do każdej nałożyć czubata łyżkę ciasta- do 3/4 wysokości.
Piec około 25- 30 min- do suchego patyczka, ostudzić na kratce.

Do nadzienia przygotować krem budyniowy według przepisy na opakowaniu- ale z mniejszą niż zalecana ilością mleka.

Na wierzch przygotowalam krem fistaszkowy. Mieszamy dokładnie jego składniki - można dosłodzic do smaku, jeśli będzie za mało słodki. Mi odpowiadał taki bez cukru- na wytrawnie.

W ostudzonych muffinkach robię po środku dziurkę specjalnym wykrawaczem- ale z powodzeniem można to wykonać nożykiem. Każdą babeczkę nadziewam budyniem i przykrywam dziurkę resztką ciasta które wcześniej wycięłam.
Wierzch smaruję kremem fistaszkowym- można użyć do tego szprycy, ale i po prostu posmarować je nożykiem do masła.
Pyszne zdrowe muffiny gotowe.



Smacznego!

poniedziałek, 5 marca 2012

Pyszne i pełnoziarniste bułeczki

Od jakiegoś czasu używam wielu rodzai mąk. Mam w mieście fenomenalny sklep wegetariańsko- ekologiczny i jestem jego częstą klientką. Mam do wyboru mąki ze wszystkiego z czego da się zrobić mąkę- gryczana, jaglana, ryżowa, amarantusowa i inne. To samo dotyczy płatków, kasz i otrębów. Znajduję tam również 5 rodzajów napojów (tzw mleka wegańskiego), jogurty sojowe i tofu wszelakiej maści. Same pyszności. A do tego większość 2 razy tańsza niż w Polsce.
Jak ogólnie wiadomo, staram się odżywiać jak najlepiej potrafię, więc bardzo często zastępuję zwykłą białą mąkę pełnoziarnistą, graham, uwielbiam też gryczaną. Płatki zmieszane w jednym słoiku tworzą przepyszne muesli, a kasze uzupełniają nasze obiadowe menu. Jestem typem człowieka, który nie lubi rutyny i wszystkiego próbuje, więc po kolei sprawdzam co w tym sklepie jest dla nas odpowiednie.
Zawsze chciałam piec swoje pieczywo. Piekarnik, do którego mam dostęp jest dość grymaśny, a przede wszystkim bardzo stary. Nawet nie ma okienka i czujnika temperatury, więc nie wszystkie chleby się udają. Ale nie poddaję się i nadal próbuję. Jeden- z przepisu Nigelli, musiałam wywalić w całości do śmieci. Nie lubię jak mi coś nie wychodzi... Na szczęście bułeczki wychodzą lepsze. Te robione w domu są w moim przekonaniu bardziej zdrowe, bo wiem co do nich dodałam. Wiem, że są piekarnie, które wypiekają wyśmienite pieczywo, ale przeważnie również ich cena jest wygórowana.
Proponowane przeze mnie bułeczki są bardzo smaczne i zdrowe, a zarazem niedrogie, więc same korzyści.
Drogi czytelniku, jeśli wypróbujesz poniższy przepis, daj mi znać, jak go zmieniłeś(aś) i czy bułeczki się udały i smakowały. :)




Bułeczki pełnoziarniste.

Składniki na 6 sztuk:
250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
75 ml ciepłego mleka
75 ml ciepłej wody
2 łyżki oliwy
1  jajko
20 g świeżych drożdży
szczypta soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka miodu
2 łyżki siemienia lnianego
ziarenka słonecznika do posypania







Drożdże rozdrobnić, rozetrzeć z cukrem. Dodać łyżkę mąki i ciepłą wodę. Dokładnie wymieszać i odstawić do wyrośnięcia. Mąkę przesiać ale nie wyrzucać otrębów- je także trzeba wrzucić do miski. Jajko roztrzepać w miseczce i połowę dodać do mąki, a resztę odstawić. Dalej do mąki dodać wyrośnięte drożdże, mleko oliwę, miód i siemię. Ciasto wyrabiałam przez 5 minut mikserem i kolejne 5 minut ręcznie.
Przykryć bawełnianą ściereczką i odstawić w cieple miejsce aż podwoi objętość ok 1h)
Gdy będzie gotowe, ponownie zagnieść i podzielić na 6 części. Z każdej zrobić kulkę, lekko spłaszczyć (na środku można zrobić krzyżyk)  i układać na papierze do pieczenia lekko posypanym mąką. Przykryć do ponownego wyrośnięcia (ok 40-50 min)
Piekarnik rozgrzać do 200'C. Przed samym pieczeniem posmarować roztrzepanym jajkiem i posypać ziarenkami słonecznika. Piec przez ok 12-15 minut.
Odstawić do ostygnięcia.

Bułeczki trzymane w chlebaku zachowują świeżość  przez kilka dni. Nie rosną bardzo duże ale są puszyste i delikatne o lekko słodkawym smaku. Świetnie nadają się zarówno do zapiekania z serem, jak i jedzone z pastą grochową, czy twarożkiem.


 Pierwsza bułeczka zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Najprawdopodobniej porwały ją domowe krasnoludki i delektowały się całą gromadą. Dobrze że resztę szybko schowałam na śniadanie następnego dnia.

Smacznego!

piątek, 2 marca 2012

Zupa, która juz prawie pachnie wiosną

Wspominałam już przy okazji ciasteczek owsianych o rewolucji żywieniowej Jamiego Olivera. Dziś postanowiłam zamieścić przepis na zupę zainspirowany Minestrone Jamiego.
Jeśli zależy wam na zdrowym odżywianiu- siebie i najbliższych koniecznie obejrzyjcie filmik na http://foodrevolutionday.com/ jest niezwykle ciekawy i poruszający.

Zainteresowała mnie również działalność polskiego kucharza- Grzegorza Łapanowskiego. On również namawia nas do dobrego jedzenia, a także chce nabić szkoły i przedszkola na widelec. Jego propozycja: "Zróbmy razem projekt kulinarno-edukacyjny. Zmieńmy ten kraj. Dajmy szansę dzieciakom na lepsze jedzenie." Podpisuję się rękami i nogami, nawet ustami jak dam radę. Edukacja jest mi bliska ze względu na zawód. Edukacja zdrowotna- także ta dotycząca odżywiania i jedzenia to coś co lubię najbardziej. Wiele przyjemności dawało mi i dzieciakom przygotowywanie i spożywanie wspólnych potraw. Ważne by dzieci wiedziały co jedzą, z czego się składają ich posiłki- skąd się bierze chleb, mleko, jajka, a także frytki, czipsy i paróweczki. Świadomość to podstawa, potem trzeba zdrowe żywienie wprowadzać w życie- zarazem przez wspólne przygotowywanie zdrowych i smacznych potraw, oraz rewolucję w szkolnych i przedszkolnych stołówkach.  (artykuł "Szkola na widelcu")

Wracam do jedzenia. Zupy są świetnym "przemytnikiem" warzyw, szczególnie te w postaci kremu. Mogą też stanowić prawdziwie sycące danie obiadowe. Na przykład taka wielowarzywna  Minestrone.



Zupa mocno warzywna o zapachu wiosny.

inspiracja Jamies Food Revolution

Składniki (na duuży garnek- ok 6 porcji)
2 marchewki
1 duża cebula
1 czarna rzepa (lub kalarepka)
1 ząbek czosnku
3 gałązki selera naciowego
ok 1/4 kapusty pekińskiej (lub włoskiej)
1 puszka lub 150 g ciecierzycy.
2 puszki pomidorów
1 litr wywaru warzywnego
1 mała cukinia
1 listek laurowy
3 łyżki posiekanego koperku
kilka nasion kolendry
gałązka świeżego oregano
pieprz, sos sojowy
oliwa
kawałek skórki z parmezanu (niekoniecznie)

Przygotowanie:

Cebulę i czosnek posiekać. Marchew i rzepę obrać i pokroić w dużą kostkę. Z selera usunąć żyłki i pokroić go w 0,5 cm talarki. Cukinię można obrać, ale jeśli jest mała i młoda to zawsze gotuję ją ze skórką- kroimy również w kostkę. Kapustę siekamy w cienkie paseczki.
Cieciorkę- jeśli używamy tej z puszki odlewamy z zalewy. Ja przygotowałam ją sama- namaczając przez ok 16h ( 2 razy zmieniając wodę z moczenia)  i gotując przez godzinę w dużej ilości wody

W dużym garnku rozgrzewamy tyle oliwy by pokryła dno. Wrzucamy cebulę i kolendrę, a po chwili także czosnek. Podsmażamy przez 3 minuty i dodajemy marchew i rzepę, bo się najdłużej gotują. Zmniejszamy trochę ogień i często mieszamy. Po paru minutach w garnku ląduje cukinia, seler naciowy i kapusta wraz z listkiem laurowym, skórką z parmezanu i wywarem. Całość gotujemy ok 10 minut aż warzywa lekko zmiękną. Niesamowity efekt daje dodanie chociaż kawałka skórki którą odkrawamy z parmezanu czy pecorino- można ją przechowywać w lodowce na okazje sosów i zup.

Po tym czasie dodajemy pomidory z puszki wraz z zalewą. Jeśli pomidorki są całe- dzielę je na ćwiartki. Pomidory dodaje się z opóźnieniem bo zatrzymują one gotowanie się warzyw do których je dodajemy.
Można też już wrzucić soczewicę.

Po ok 15 minutach zupę trzeba spróbować i doprawić- sosem sojowym(lub solą), pieprzem, oregano i koprem.
Pamiętajmy o wyłowieniu z zupy listka laurowego i skórki z parmezanu.

Jeśli zupa wydaje wam się za gęsta- można do niej dodać jeszcze trochę wody czy wywaru.
Dopuszczalne są wszelkie wariacje warzywne. Jamie proponuje jeszcze jarmuż i ziemniaka. Myślę że w pewnej kombinacji wpasował by się świeży szpinak, może seler korzeniowy, fasolka szparagowa no i oczywiście świeże pomidory w sezonie.

Zupę można podać z makaronem, ryżem, kostką z kaszy jęczmiennej(ta na zdjęciu). W każdej opcji jest bardzo smaczna.

Smacznego!

Bierzemy udział w akcji.

czwartek, 1 marca 2012

Gofry z Muesli, czyli zdrowe gofry po raz drugi

Uwielbiam Muesli. Takie naturalne ze zwykłymi płatkami owsianymi, pszennymi, żytnimi, z ziarenkami siemienia lnianego i słonecznika z dodatkiem suszonych owoców i orzechów. Kupuję w jednym ze sklepów kilogramową pakę i w międzyczasie jeszcze dosypuję do niej więcej płatków i otrąb, więc starczają na długo. Dla mnie muesli to uniwersalne śniadanie, które wcale mi się nie nudzi. Zarówno z mlekiem, napojem sojowym, jogurtem, kefirem czy z samą gorącą wodą... dla mnie jest pyszne. Idę więc dalej. Od dawna przygotowuję także ciasteczka, batoniki, ciasta i chleby z jego dodatkiem.


Tym razem przedstawię moje gofry z dodatkiem muesli. Już kiedyż pisałam o pysznych gofrach śniadaniowych, czas na drugą odsłonę. W poprzednim wpisie znajdziecie rożne podstawowe wskazówki  dotyczące ich pieczenia.  
Moje gofry na pewno nie wygrają konkursu piękności, ale za to są pyszne i zdrowe
 :)


Gofry z muesli

Składniki (na ok 6 gofrów):
75 g margaryny
50 g miodu
1 łyżka startej skorki pomarańczowej
szczypta soli
2 jajka (M)
70 g mąki pełnoziarnistej (lub zwykłej)
50 g otrąb owsianych (lub innych)
50 g muesli naturalnego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
80 ml mleka sojowego (może być krowie)

Przygotowanie:

Masło utrzeć z miodem na gładką masę. Pojedynczo dodać do niej jajka i dokładnie wymieszać.
W drugiem misce przygotować wszystkie suche składniki i powoli wsypywać jej zawartość do masła z jajkami. Na koniec dodać mleko i skórkę pomarańczową.
Ciasto powinno być dość gęste, by nie wypływało bokami z gofrownicy gdy wafle będą rosnąć.
Nagrzaną gofrownicę posmarować pędzelkiem zanurzonym w oleju. Na jednego gofra przypadają przeważnie 2 czubate łyżki masy, które lekko rozprowadzamy na boki.

Smażymy przynajmniej 3 minuty, po czym można sprawdzić czy wafel już odchodzi od teflonu gdy lekko uchylimy pokrywę i jest wystarczająco zarumieniony.
Ja lubię troszkę przetrzymać gofry, żeby miały chrupiącą skórkę. Gotowe.

Każdy wafel studzimy na kratce. Jak widzicie na zdjęciu, używam do tego suszarki do naczyń, która jest już dla nas za mała i przeszła na gofrową emeryturę :) Nigdy nie wiadomo co się w kuchni przyda :)

Moje gofry wylądowały na talerzach w towarzystwie sojowego jogurtu, świeżych owoców i sosu kawowego (twarożek śmietankowy z dodatkiem cukru pudru i dobrej kawy rozpuszczalnej)


Smacznego!